Sanitariusz ws. "łowców skór": nie zabijałem pacjentów
Oskarżony o zabójstwo pacjenta były sanitariusz łódzkiego pogotowia 38-letni Karol B. nie przyznał się przed Sądem Okręgowym w Łodzi do tego czynu. To drugi sanitariusz oskarżony w tzw. aferze w łódzkim pogotowiu, który nie przyznaje się do zabójstwa pacjentów.
22.04.2005 | aktual.: 22.04.2005 17:38
Karol B. jedynie częściowo przyznał się do fałszowania recept na lek zwiotczający mięśnie - pavulon oraz brania pieniędzy od zakładów pogrzebowych za informacje o zgonach pacjentów. Odmówił składania wyjaśnień; odpowiadał na pytania sądu i prokuratury.
Oskarżony utrzymuje, że fałszował recepty na pavulon (dopisywał leki na recepcie podstemplowanej wcześniej przez lekarza), bo kapsułki tego leku "często się niszczyły". Oświadczył, że sam nigdy w ciągu 12 lat swojej pracy w pogotowiu nie użył tego leku. Nie potrafił jednak odpowiedzieć na pytanie sądu, dlaczego w takim razie często fałszował recepty na ten lek.
5 tys. zł czy 20 tys. zł?
Odpowiadając na pytania sądu Karol B. mówił, że w ciągu 14 miesięcy na przełomie 2000 i 2001 roku przyjął pięć tysięcy złotych od firm pogrzebowych; prokuratura zarzuca mu natomiast przyjęcie 20 tysięcy złotych.
Według oskarżonego, średnio w miesiącu zdarzał się jeden zgon, za informacje o którym otrzymywał pieniądze (drugi oskarżony sanitariusz Andrzej N. mówił przed sądem, że na każdym dyżurze "miał" zgon bądź dwa, a podczas dyżuru "wyciągał" od zakładów pogrzebowych od 600 do 800 złotych). B. przyznał, że dzielił pieniądze między lekarzami i kierowcami, z którymi jeździł w zespole wypadkowym, oraz dyspozytorem; każdy dostawał 350 złotych.
"Puknął pacjentkę z wysypką"
Obaj oskarżeni sanitariusze podczas pracy w pogotowiu dzielili jeden pokój. W śledztwie Andrzej N. powiedział, że B. chwalił mu się, że "'puknął' pacjentkę z wysypką" (czyli podał jej pavulon). Miał powiedzieć, że użył leku, bo był zniecierpliwiony długim przewożeniem chorej między szpitalami. Przed sądem Karol B. zaprzeczył, że rozmawiał o tym ze współoskarżonym; zaprzeczył też, że przekazywał mu pavulon, wiedząc, że N. uśmierca nim pacjentów.
Właśnie o zabójstwo tej pacjentki oskarżony jest Karol B. Kobieta nagle zmarła podczas przewożenia jej do szpitala. Oskarżony utrzymuje, że w czasie przewozu nie podawał kobiecie żadnego leku, a pacjentka nagle zasłabła i ustała akcja serca.
Opowiadał o przeprowadzonej przez niego, lekarza (również oskarżonego w tym procesie Pawła W.) i kierowcę karetki akcji reanimacyjnej z użyciem defibrylatora. Natomiast z zeznań świadków w aktach sprawy wynika, że kobieta przywieziona do domu miała na sobie ubranie, co mogłoby wykluczać przeprowadzenie defibrylacji; podnoszą oni także inne okoliczności podważające wyjaśnienia oskarżonego. Według prokuratury, B. miał też zadzwonić do firmy pogrzebowej jeszcze na kilka minut przed stwierdzeniem zgonu pacjentki.
Żywa pacjentka w zakładzie pogrzebowym
Po siedmiu dniach procesu składanie wyjaśnień zakończył drugi z sanitariuszy Andrzej N., oskarżony m.in. o zabójstwa czterech pacjentów. Przed sądem odwołał on wszystkie wyjaśnienia ze śledztwa, w których przyznał się do dokonania zbrodni; opowiadał natomiast o handlu informacjami o zgonach, mówił, iż celowo nie podejmowano akcji ratowania życia i zdrowia pacjentów, a nawet opisał przypadek, że do zakładu pogrzebowego przewieziono pacjentkę, która jeszcze żyła.
We wtorek na kolejnej rozprawie odczytywane mają być wyjaśnienia Karola B. ze śledztwa.
36-letni Andrzej N. i o dwa lata starszy Karol B. są oskarżeni o zabójstwo w sumie pięciu pacjentów poprzez podanie im pavulonu. Do zabójstw miało dojść w 2000 i 2001 r. Obok byłych sanitariuszy na ławie oskarżonych zasiadają również dwaj lekarze - 49-letni Janusz K. i 33-letni Paweł W., którzy odpowiadają za narażenie łącznie 14 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci.
Nawet dożywocie
Cała czwórka jest też oskarżona o przyjęcie w ciągu kilku lat od 12 do ponad 70 tys. zł od firm pogrzebowych w zamian za informacje o zgonach pacjentów. B. sanitariuszom grozi kara od 12 lat więzienia do dożywocia, a lekarzom do 10 lat więzienia.
W styczniu 2002 r. "Gazeta Wyborcza" i Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu handlowano informacjami o zgonach, a być może też celowo zabijano pacjentów. Media podały, że istnieją poszlaki, iż niektórym chorym podawano lek zwiotczający mięśnie, co powodowało śmierć pacjentów.
Prokuratura zapowiada kolejne akty oskarżenia w tej sprawie. Główne wątki śledztwa dotyczą korupcji oraz pozbawiania życia pacjentów poprzez stosowanie niewłaściwej terapii medycznej lub niewłaściwych leków. W wątku korupcyjnym podejrzanych jest 41 osób - pracowników pogotowia oraz pracowników i właścicieli zakładów pogrzebowych; w drugim wątku - czterech lekarzy, którym dotąd zarzucono popełnienie 26 przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu.