Samuś: Wojna się zakończy w 2023 roku. Widzę dwa warianty klęski Rosji
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Wycofanie się Rosji ze wszystkich naszych terytoriów za granicę z 1991 roku, wypłacenie Ukrainie reparacji i ukaranie zbrodniarzy wojennych. To nasze warunki do zakończenia wojny - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Mychajło Samuś. Ukraiński ekspert wojskowy ocenia też perspektywy na froncie w 2023 roku i rozważa dwa scenariusze dla Rosji.
Igor Isajew: Czy w 2023 roku skończy się wojna w Ukrainie?
Mychajło Samuś*: Trudno jest przewidzieć przebieg działań wojennych lub dokonywać jakichkolwiek prognoz w aspekcie czasowym, ponieważ koniec wojny nie zależy od czasu, ale od innych parametrów.
Jeśli mówimy o taktycznym poziomie operacyjnym, to są to wyłącznie sprawy wojskowe; kiedy mówimy o poziomie strategicznym, w grę wchodzą już ekonomia, polityka itp.
Jeśli złoży się te elementy razem, wszystko wskazuje na to, że wojna zakończy się w 2023 roku. Ukraina ma wystarczające wsparcie na poziomie strategicznym, chociaż nie ma jeszcze wystarczającej ilości uzbrojenia.
W sensie ekonomicznym w końcu wprowadzono realne sankcje. Jest embargo na rosyjską ropę i gaz, być może będą sankcje nawet wobec Rosatomu, rosyjskiej spółki państwowej zajmującej się energetyką atomową.
Jeśli zsumujemy wszystkie te czynniki, są wielkie szanse na zwycięstwo Ukrainy.
Co dla Ukraińców oznacza zwycięstwo?
W odbiorze społecznym, aby mówić o zwycięstwie, muszą zostać spełnione trzy warunki: wycofanie się Rosji ze wszystkich naszych terytoriów za granicę z 1991 roku, wypłacenie Ukrainie reparacji i ukaranie zbrodniarzy wojennych. Jakiekolwiek odstępstwo od tych punktów spowoduje negatywne konsekwencje. Te oczekiwania nie dają ukraińskim politykom możliwości rozmowy o jakiejś opcji pośredniej.
Ale jak to osiągnąć? Widzimy, że ani Ukraina, ani Zachód nie chcą zmieniać Rosji. A na takiej Rosji jak obecna trudno cokolwiek wymóc czy wyegzekwować.
Putin nie ma szans zostać na swoim stanowisku, jeśli Ukraina wygra. Nie mam na myśli żadnego powstania Rosjan, tu nie mam złudzeń. Mówię o oligarchicznych i przestępczych grupach władzy — nazwijmy je "elitami", choć to żadne elity — które właśnie próbują zdobyć całą władzę. To teraz jest szansa dla ludzi pokroju szefa grupy prywatnej armii Wagnera Jewgienija Prigożyna i formujących się wokół niej oligarchów i mundurowych.
Prą do przejęcia władzy, okazując to dość agresywnie. Choćby w ostatnich dniach pojawiło się wideo, na którym dwóch wagnerowców demonstracyjnie wyzywa szefa Sztabu Generalnego Rosji. Po tym przyjeżdża do nich Prigożyn, ostentacyjnie pokazując w ten sposób, że to on faktycznie inicjował taki "apel" do Walerija Gierasimowa.
To jest po prostu upadek państwa i jego struktur. Prigożyn i jego grupa tworzą nie tylko własną armię. Tworzą własną moralność, własną ideologię, własne prawo. Jest to mieszanka pewnych norm kryminalnych, gdzie zasadą "moralności" jest rozbicie komuś głowy młotem kowalskim, nagranie tego i pokazanie egzekucji.
Prigożyn — ustami żołnierzy — wyzywa szefa Sztabu Generalnego, okazując mu brak szacunku. Jego armia istnieje poza przestrzenią prawną Federacji Rosyjskiej.
Demonstracyjnie odbiera Rosji monopol na przemoc — a to jedna z głównych prerogatyw państwa.
Tworzy alternatywną rzeczywistość prawną, która obecnie jest pokazywana jako skuteczniejsza z punktu widzenia ochrony narodowych interesów Rosji. Prigożyn jest przedstawicielem ludu, skazańców [siedział 10 lat w więzieniu za rozbój — red.]. To dno społeczeństwa, ale teraz to właśnie taki człowiek pokazuje, że robi więcej niż sam Gierasimow.
Dlatego widzę dwa warianty klęski Rosji.
Pierwsza opcja to dezintegracja. Może włączyć się scenariusz z 1917 roku, kiedy zaczyna się walka wszystkich ze wszystkimi. W tej sytuacji Putin musi zniknąć jako arbiter. Powstaną procesy odśrodkowe, będą walczyć różne regionalne, narodowe, oligarchiczne, militarne ugrupowania. Kto ma własną armię, będzie w lepszej sytuacji, kto nie ma armii, będzie posłuszny.
Z grubsza mówiąc, kiedy do szefa jakiegoś regionu przychodzą posłańcy którejś z walczących ze sobą grup i mówią: "Od dziś będziesz się słuchał tego i tego atamana, bo on ma swoją armię", to taka sytuacja budzi największe zaniepokojenie i strach wśród naszych zachodnich partnerów. Boją się, że wtedy proces klęski państwa atomowego, jakim jest Rosja, mógłby zbyt szybko wymknąć się spod kontroli.
Druga opcja, którą uważam za bardziej realną, to walka w elitach. Widzę teraz dwie grupy. Pierwszą jest Prigożyn i powiązani z nim propagandyści skupieni wokół wywiadu wojskowego.
Jest też grupa Nikołaja Patruszewa, przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. To jest "starsza" grupa. W zasadzie to ona ukształtowała wizję tej wojny, bo pragnęła wyciągnąć z niej maksymalny zysk, a jej ludzie już przygotowywali się do zajęcia całego terytorium Ukrainy. Patruszew najwyraźniej szykował tam byłego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza.
Ale potem wszystko poszło nie tak i już wiosną grupa Patruszewa nagle stała się "gołębiami pokoju".
Teraz działa mniej agresywnie w przestrzeni publicznej, choć dalej po cichu planuje uderzenia rakietowe na Ukrainę. Grupa ta chciałaby zachować swój pion w całej strukturze państwowej Rosji. Ale najwyraźniej wszystko im się rozłazi.
Więc jedna z tych grup próbuje przejąć władzę. Rozpocznie się nowe rozdanie władzy i majątków. Putina można będzie nazwać zdrajcą i po prostu zastrzelić, ale niekoniecznie.
Alternatywnie będzie można stworzyć złudzenie, że nadal będzie piastował jakieś honorowe stanowisko — jak w swoim czasie kazachstański "Jełbasy" Nazarbajew, ale będzie to całkiem nominalne. Wtedy inni będą nazywani zdrajcami — Patruszewa i generałów można demonstracyjnie rozstrzelać, aby Putin nadal został jako figura symboliczna.
W obu tych scenariuszach Rosja pozostaje niebezpieczna. Co zagwarantuje Ukrainie, że Rosja nie będzie ostrzeliwać czy atakować jej w przyszłości?
W obu przypadkach Rosja nie będzie miała na to zasobów. Już teraz Ukraina prowadzi w Rosji akcje sabotażowe. Kiedy wygra, Kijów będzie mógł to robić na znacznie większą skalę. Już dziś nikt z rosyjskiej elity nie czuje się bezpiecznie, a co dopiero potem.
Jest jeszcze jeden czynnik. Chodzi mi o Białoruś, o której nie należy zapominać. Mam słabą wiarę, że po przegranej Rosji - trzymającej Łukaszenkę przy władzy - wygra tam jakaś dobra, liberalna rewolucja.
Białoruś zostanie jednym wielkim Naddniestrzem, nieuznawanym przez nikogo reżimem?
Tam może powstać jeszcze gorsza dyktatura. Rosjanie mogą teraz zabić Łukaszenkę i zainstalować u władzy niektórych swoich kolaborantów — choćby eksportować wypromowanego, młodego stosunkowo Wiktora Saldo z Chersonia. Pokazał się dobrze Kremlowi, choć Chersoń już stracony. I w tych warunkach dla Ukrainy, a także dla naszych sąsiadów - Polski i krajów bałtyckich - praca dopiero się zacznie po zwycięstwie Ukrainy.
Nawiasem mówiąc, uważam, że nie będzie podpisany żaden traktat pokojowy. Po prostu będą wyzwolone terytoria. Oba "rosyjskie" scenariusze wykluczają jakiekolwiek rozmowy pokojowe.
Ukraińskie zwycięstwo będzie po prostu faktem dokonanym?
Tak było np. w przypadku wyzwolenia wschodniej części obwodu charkowskiego czy prawobrzeżnej obwodu chersońskiego. Nie zmieniło to stanowiska Putina, mimo że w konstytucji Rosji to już terytorium rosyjskie. Ale Kreml udawał, że nic się nie stało. Wszyscy to przełknęli, choć wszyscy rozumieją, że nadchodzi bardzo skomplikowana sytuacja.
Jednak w obu scenariuszach Rosja nie będzie już mogła wystrzeliwać rakiet ani prowadzić zorganizowanych działań wojennych. Po wyzwoleniu naszych terytoriów zagrożenie będzie inne — sabotaż i terroryzm.
Jak reintegrować Donieck i Krym z Ukrainą? W końcu ich mieszkańcy dość długo żyli pod szalejącą presją propagandy.
Nie ma co wymyślać. Spójrzmy na to, co wydarzyło się w obwodach charkowskim czy chersońskim. Kolaboranci próbują jak najszybciej uciec, boją się, bo sama propaganda kreuje mit, że przyjdą "ukronaziści" i ich brutalnie zabiją. Poza tym z okupowanego Donbasu wyjechało bardzo dużo ludzi. Jeszcze przed 24 lutego szacowano, że pozostało tam około 800 tys., a nawet zaledwie 500 tys. osób z ok. 5 milionów w 2014 roku. Jestem przekonany, że cała reintegracja odbędzie się bez większych problemów.
Byłoby znacznie trudniej, gdybyśmy byli zmuszeni przeprowadzić ją na warunkach porozumień mińskich. Wtedy wszystko przypominałoby obecną sytuację na Bałkanach, kiedy wydaje się, że coś zostało uzgodnione, a potem wszystko zaczyna eksplodować.
Jeśli Ukraina wygra, wszystko będzie czarno-białe. Wszyscy, którzy popierali Rosję, są wrogami, muszą uciekać lub zostaną osądzeni.
Teraz spójrzmy na front. Jednym z powodów wizyty prezydenta Zełenskiego w USA był brak wyraźnych zwycięstw Ukrainy na froncie w ostatnim czasie. Czego Ukraińcy oczekują po zimowych działaniach? Czy będzie ofensywa?
Rosja miała plan zorganizowania katastrofy humanitarnej w Ukrainie. Już widać, że ten plan się nie powiódł, zwłaszcza po ataku na lotnisko Engels, na którym zostały poważnie uszkodzone rosyjskie samoloty. Są one unikalnymi nośnikami pocisków manewrujących, Rosja nigdy więcej ich nie wyprodukuje. Oznacza to, że teraz Rosja generalnie ma ograniczone możliwości wystrzeliwania rakiet.
Moskwa będzie teraz próbowała skłonić Iran do przekazania pocisków wystrzeliwanych z ziemi — bo ma problem z wystrzeliwaniem z powietrza i z morza. Zobaczymy, czy to się uda. Ukraińska obrona powietrzna za każdym razem działa dość skutecznie. Gdyby Rosja mogła uderzać, jestem pewien, że robiłaby to znacznie częściej.
Teraz Kreml próbuje zapobiec ukraińskim ofensywom. Przede wszystkim jest to Swatowe w obwodzie ługańskim i Melitopol w obwodzie zaporoskim. Być może wkrótce Ukraińcy będą w stanie odeprzeć wroga nieco dalej od Dniepru w obwodzie chersońskim.
Rosja będzie przeszkadzać w inwazji na Krym, czyli ofensywie Ukrainy na froncie południowym. Dlatego próbuje wciągnąć wojska ukraińskie w bardzo zacięte operacje na wschodzie — pod Bachmutem — gdzie dochodzi do rozlewu krwi, bezpośrednich bitew artyleryjskich, walk piechoty, gdzie za każdym razem trzeba działać z absolutnym wysiłkiem. To nie pozwala Ukrainie na skupienie się na innych operacjach, gdzie zwykle nie ma bezpośredniego kontaktu armii.
Jeśli spojrzeć na Melitopol, to każdej nocy Ukraińcy nieustannie niszczą tam precyzyjnymi uderzeniami stanowiska dowodzenia i magazyny z amunicją. Jest to oczywiście robione w ramach przygotowań do najbliższej operacji, która pozwoli przeciąć Rosjanom korytarz lądowy na Krym.
Przypomnę raz jeszcze ten film z wyzywaniem Gierasimowa — Rosjanie twierdzą, że nie mają artylerii. To nie oznacza, że w Rosji skończyła się amunicja. Oznacza to, że Ukraińcy zniszczyli kilka dużych magazynów, a te pociski muszą być transportowane gdzieś z Dalekiego Wschodu, więc będą docierały długo.
To dlatego Rosjanie starają się zmusić Ukraińców do ciężkich walk pod Bachmutem?
Teraz w interesie Ukrainy jest przeprowadzenie wielkiej operacji ofensywnej. Nie można dopuścić do przerwy operacyjnej i "ustabilizowania" linii frontu.
Inny aspekt: Putin, Szojgu i Gierasimow na kolegium rosyjskiego MON zadeklarowali potrzebę zwiększenia liczby żołnierzy rosyjskiej armii do półtora miliona. Będą dalej przeprowadzać mobilizację po Nowym Roku, utworzą nową grupę.
Potrzebują kolejnych 500 tys. ludzi, żeby znów mieć rezerwy. Bo rezerwy nie ma — choć podobno 300 tysięcy zostało powołanych. A gdzie jest te 300 tysięcy? Gdyby była taka rezerwa, można by spokojnie wysłać 100 tysięcy do Białorusi i stamtąd razem z Białorusinami uderzyć w Ukrainę na trzech kierunkach. To zagrożenie dla Kijowa i Zachodniej Ukrainy odwróci uwagę armii ukraińskiej od południa.
Jednak Rosja tego nie robi, ponieważ oczywiste jest, że rezerw nie ma, a Moskwa próbuje kupić czas. Ukraińscy generałowie doskonale to rozumieją, więc wkrótce będziemy świadkami operacji ofensywnych na dużą skalę.
Jakiej broni potrzebuje Ukraina — przede wszystkim do operacji ofensywnych czy także do ochrony ludności cywilnej?
Potrzebujemy nowoczesnej obrony przeciwrakietowej. Jeśli Putinowi uda się przekonać Irańczyków do sprzedaży rakiet balistycznych, będzie nam trudno bez potężnej obrony przeciwrakietowej. Jest już pierwsza bateria Patriot dla Ukrainy, ale to za mało. Potrzebujemy co najmniej dziesięciu takich baterii, a optymalnie dwudziestu. Musimy je zintegrować z systemami, które mamy — połączyć kilka warstw w jeden system.
Dalej — potrzebujmy artylerii do ofensywy. W zasadzie nawet istniejące czołgi wystarczą nam do operacji ofensywnej, ale nie ma wystarczającego nasycenia artylerią — zarówno radzieckiego kalibru, jak i kalibru NATO.
Nawiasem mówiąc, kiedy Zełenski był w USA, w pakiecie pomocowym znalazła się amunicja standardu radzieckiego — oznacza to, że Amerykanie zapłacą jednemu z krajów byłego Układu Warszawskiego za wyprodukowanie tego typu pocisków dla armii ukraińskiej. Padło już kilka oświadczeń, że NATO zainwestuje w odbudowę i rozbudowę produkcji sowieckich pocisków, bo wszyscy zrozumieli, że nasycenie pola walki tylko standardami NATO się nie uda. Po prostu NATO fizycznie nie ma tak wielu dział.
Po zamknięciu sprawy z artylerią przyjdzie nam uporać się z czołgami i przygotować na to, że Abrams stanie się naszym głównym czołgiem na długie lata. W tym celu trzeba będzie wszystko przebudować, zmienić system wsparcia technicznego, szkolenia specjalistów.
Jest też kwestia lotnictwa — jednak jeśli zgodnie z przewidywaniami wojna zakończy się w 2023 roku, to po prostu nie zdążymy tak szybko zdobyć nowych samolotów. Dlatego lepiej jakoś zdobyć polskie MIG-29 teraz, będą dużo skuteczniejszą pomocą w ciągu najbliższych sześciu miesięcy niż F-16 za półtora roku.
Oczywiście super byłoby dostać systemy ATACMS uderzające na 300 kilometrów, ale wiadomo, że nie wszyscy w administracji Bidena popierają taką decyzję, bo są obawy o szybkie zwycięstwo Ukrainy. Chociaż, szczerze mówiąc, nie wiem, czego Amerykanie mogą się bać w związku z Rosją, po tym wszystkim, co zrobiła.
Co Ukraina musi wygrać w 2023 roku w aspekcie politycznym?
Z pewnością bardzo dobrze byłoby mieć bardziej aktywne wsparcie ze strony NATO. Nie mogę zrozumieć, dlaczego Sojusz nie przedstawił jeszcze Ukrainie planu dotyczącego ścieżki członkostwa. Byłaby to demonstracja, że Ukraina idzie drogą europejską.
Trzydzieści lat temu NATO popełniło błąd, oddając nas Jelcynowi. Teraz już zrozumiano ten błąd, ale można by więcej współpracować także z Mołdawią i Białorusią.
Jeśli mówimy o UE, to chciałbym, żeby Unia Europejska wykazała się konstruktywizmem. Nawiasem mówiąc, obecnym komisarzem europejskim ds. rozszerzenia jest Węgier Olivér Várhelyi, który budzi bardzo negatywne emocje Ukraińców, choć na zewnątrz stara się wykazywać obiektywizm, ale nie chce szybkiego awansu Ukrainy na drodze do UE. Nie jest wykluczone, że w 2023 jego miejsce obejmie ktoś inny.
Ważne, żeby Ukraina nie weszła w "bałkańskie buty". To oznaczałoby kilkunastoletni marsz w pochodzie do Europy, a Unia Europejska wciąż trzyma te kraje na progu. Przez ten czas na Bałkanach już się wypalili, dziesięciokrotnie się skorumpowali.
Unia Europejska nie stała się instrumentem pomocy w tym regionie. Trzeba było te kraje szybko przyjąć do europejskiej rodziny i nauczyć, jak i co mają robić. A teraz tam, pod samym nosem Europy Zachodniej, panuje przestępczość i rządzą skorumpowani urzędnicy.
I Chińczycy, i ludzie Putina, i Orbána.
Dlatego dla Ukrainy po zwycięstwie bardzo ważne jest, żeby nie znalazła się za progiem, jak Bałkany, ale żeby dołączyła do Unii Europejskiej. Chciałbym przywództwa ze strony Brukseli w tym zakresie.
Bo — wyobraźmy sobie — są reparacje. Jest pomoc w odbudowie. To biliony dolarów. Jeśli ta ogromna ilość pieniędzy wpadnie w otchłań korupcji, nastąpi upadek. To może być cios, po którym Ukraina się nie podniesie. Pyrrusowe zwycięstwo. Ważne, żeby te pieniądze trafiły do już zreformowanych, przejrzystych, zrozumiałych systemów.
***
Mychajło Samuś* - absolwent Kijowskiego Uniwersytetu Narodowego im T. Szewczenki i Kijowskiej Wyższej Szkoły Marynarki Wojennej. Ukraiński ekspert wojskowy, dyrektor New Geopolitics Research Network, ekspert Centrum Badań nad Armią, Konwersją i Rozbrojeniem. Był redaktorem naczelnym "Magazynu Kontroli Eksportowej", pisał do "Defence Express".