Władimir Putin© Getty Images | Contributor

Jerofiejew: Przestańcie widzieć w Putinie geniusza zła. To racjonalny terrorysta

Putin liczył, że w Ukrainie uda mu się zbudować "system mafijny", pozostający nie tyle w strefie wpływów ideowych i politycznych Rosji, co w efektywnej przestępczej współpracy z Kremlem — mówi w rozmowie z Wirtualną Polska socjolog Siergiej Jerofiejew. Profesor Uniwersytetu Rutgersa uważa również, że jedyne, co przeraża Putina, to wizja okrutnej śmierci, jaką zginął Muammar Kaddafi. Zrobi wszystko, żeby jej uniknąć.

Igor Isajew: Czy Putin jest szalony?

Siergiej Jerofiejew*: Generalnie? Nie. Chociaż można u niego dostrzec obecne pewne cechy patologiczne. Mimo wszystko uważam, że nie przeprowadzono wystarczających badań na ten temat.

A jednak taka ocena pojawia się w wypowiedziach polityków i dziennikarzy.

Istotnie, politycy często odwołują się do tej terminologii. Ale nie jest to poparte empirycznie i jest głównie narzędziem politycznym służącym często do zmobilizowania zwolenników. Bardzo dobrze to rozumiem, a nawet w pewnym stopniu popieram. Ale z naukowego punktu widzenia, z punktu widzenia posuwania się naprzód na froncie dyplomatycznym i militarnym, myślenie, że Putin zwariował, przeszkadza.

Prof. Siergiej Jerofiejew
Prof. Siergiej Jerofiejew© Archiwum prywatne

A może on po prostu zręcznie gra swoim "szaleństwem"? Wykorzystuje na eksport fakt, że wszyscy się boją jego nieprzewidywalności.

Istnieje długa naukowa tradycja badania takich zachowań w ramach interakcji społecznych. Według tego, wszyscy ludzie są aktorami, a zwłaszcza ci, którzy zajmują znaczącą pozycję. Specyficznym terminem używanym w tej tradycji jest "zarządzanie wrażeniem".

Polega ono na oczekiwaniu określonej reakcji w odpowiedzi na zachowanie. Doświadczony polityk zawsze tak robi. Nawet kraje demokratyczne nie są pod tym względem wyjątkiem. Ale w przypadku Putina mamy do czynienia nie ze zwykłym zachowaniem, ale z zachowaniem dewiacyjnym, z konkretnym przypadkiem dewiacji, którą nazywamy przestępstwem lub ostatnio terroryzmem.

Terrorysta może się uciec do znanej sztuczki: "trzymajcie mnie, jestem tak wściekły, tak niebezpieczny, że wszystko tu rozwalę". Bez względu na ocenę, taka strategia jest dość racjonalna.

Racjonalny terrorysta ma swoją własną, specyficzną racjonalność — toteż szuka dodatkowych sposobów wpływania na sytuację, czasami świadomie podkreślając niektóre aspekty swojego zachowania.

Od którego momentu zauważył pan, że Putin zaczyna zarządzać wrażeniem na temat swojego szaleństwa?

Od samego początku polityka Putina ewoluowała. Była odpowiedzią na jego wewnętrzny dyskomfort i poczucie zagrożenia dla legitymizacji jego rządów.

Musimy być w pełni świadomi, że to wewnętrzne problemy Rosji mają podstawowe znaczenie dla rozwoju takich zachowań Putina. Stosunki w świecie zewnętrznym są dla niego drugorzędne, choć ich waga z czasem przybiera na znaczeniu.

W naukach socjologicznych istnieje pojęcie "dewiacji wtórnej". To typowe dla elementów aspołecznych, przedstawicieli kultur z własnymi systemami przekonań i wartości.

Jak człowiek przyzwyczaja się do zachowań aspołecznych? Na początku sprowadza się to do eksperymentowania i sprawdzania, czy normy społeczne i prawo można łamać.

Putin, jako władca wywodzący się z kultury rosyjskich "gopników" [dresiarzy — red.], "szpany" [drobnych oszustów i chuliganów — red.], którzy sami siebie nazywali "pacany", również przeszedł przez etap eksperymentów.

Na tym etapie dewiant popełnia określone przestępstwa, ale w pewnym momencie zaczyna mu się wydawać, że wycofanie się z nich, staje się dla niego bardzo poważnym zagrożeniem.

Można przypuszczać, że kiedy Putin po raz pierwszy dochodził do władzy, wyobrażał sobie, że po jednej-dwóch kadencjach ją odda.

Ale wraz z wybuchami domów w Moskwie we wrześniu 1999 roku [były pretekstem do II wojny czeczeńskiej - red.] on lub ci, którzy za nim stali, podjęli takie kroki w dziedzinie dewiacyjnego eksperymentu, który uświadomił Putinowi, że tracąc władzę, utraci kontrolę nad panowaniem nad sytuacją w optymalny sposób.

Zapewne wtedy zdał sobie sprawę, że utrata pozycji groziłaby mu, jeśli nie śmiercią, to na pewno bardzo poważnymi konsekwencjami.

Uważam, że nieakceptowalne ryzyko dla Putina zaczęło się pojawiać po 2000 roku, kiedy pod jego bezpośrednim nadzorem popełniono masakrę w szkole w Biesłanie. To wtedy działania Putina stopniowo przechodzą w sferę przestępczości, a później w sferę tajnego, a następnie jawnego terroryzmu. Tak właśnie postrzegam proces wtórnej dewiacji Putina.

Co to znaczy?

Dewiant wtórny niejako "akceptuje" swoje zachowania, czyni je swoim bytem. Waży ryzyko i korzyści płynące z takiego zachowania. Zaczyna dostrzegać, że w nowej sytuacji lepiej trzymać się swojej roli społecznej — a raczej aspołecznej — aby nadal czerpać z tego korzyści.

Porzucenie tej roli po przejściu do dewiacji wtórnej staje się droższe niż ostateczne jej zaakceptowanie. Może to mieć swoją prostą chronologię zdarzeń — na przykład po tym, jak Raskolnikow zabija lichwiarkę, gdyby do pokoju weszła jej siostra, dewiant również ją zabija, aby nadal kontrolować sytuację tak, jak ją widzi.

Już bez zastanowienia?

Może się to wydawać spontaniczne, ale za takim zachowaniem kryje się swego rodzaju "logika ekonomiczna". Jest ona oparta na zważeniu korzyści i kosztów.

Korzyści muszą być maksymalizowane, koszty minimalizowane. Dewiacyjny przestępca utwierdza się w przekonaniu, że do tych celów konieczne jest utrzymanie pozycji społecznej. Postęp w zdobywaniu takiego stanowiska nazywany jest "karierą dewiacyjną".

Z tego punktu widzenia Putin przeszedł przez taką karierę. Nie jest przypadkowym człowiekiem z ulicy, nie jest "amatorem" przypadkowych przestępstw w celu przetrwania, ale profesjonalistą w swojej dziedzinie.

On dąży do utrzymania pozycji zapewniającej mu zarówno życie, jak i nadmierną "ostentacyjną konsumpcję", która obok polegania na profesjonalnych technologiach przestępczych jest także podstawą jego władzy.

Zatrzymajmy się na chwilę przy tym. Jaki jest jego system wartości?

Najważniejszą wartością każdego przedstawiciela takiej kultury, podobnie zresztą jak wszystkich ludzi na świecie, jest własne życie.

Ale obok na skali wartości takiego przestępcy jest jego niekończące się utrzymanie u władzy. Tu włącza się "zarządzanie wrażeniem", dzięki któremu wszyscy będą musieli myśleć, że ta władza jest, jeśli nie święta, to nieskończona.

Zaczyna działać swoista kulturowa sakralizacja, rytualizacja i rutynizacja. Ustanawia się pewne rytuały dla podtrzymania wartości kultury mafijnej typu putinowskiego — jest ona na wskroś przesiąknięta rytuałami.

Weźmy na przykład rozkoszny pałac Putina w Gelendżyku nad Morzem Czarnym. Zapytajmy, jak ten pałac może być wykorzystany, jaka jest jego rola społeczna?

Pałac nie pełni żadnej funkcji państwowej, ponieważ Putin nigdy nie planował przyjmowania w nim przywódców innych krajów. Nie widać tu też funkcji gospodarczej, bo nie ma perspektyw na odsprzedaż tej nieruchomości z zyskiem, tego nie przewidywano w projekcie budowy pałacu Putina.

A może jest funkcja rekreacyjna? Powiedzmy, że Putin przeszedł na emeryturę i cieszy się życiem, mając własne minipaństwo wielkości trzech Monako. Ale Putin nie zamierza przechodzić na emeryturę.

Co pozostaje? Pozostaje funkcja kulturowa, mafijna, wynikająca z wartości tej kultury. Pałac w tym przypadku okazuje się ośrodkiem kultury rytualnej.

Jest jej świątynią.

Można tak powiedzieć. To świątynia w szczególny sposób wpisana w putinowski system moralny i estetyczny. Wielu pamięta, że w Rosji w latach 90. malinowe marynarki stały się estetycznym i rytualnym znakiem kultury "nowych Rosjan" — przestępczych biznesmenów typu mafijnego.

W tym sensie pałac Putina to rodzaj najbardziej malinowej ze wszystkich malinowych marynarek, bo "capo di tutti capi", szef wszystkich szefów mafii, musi mieć to samo, co inni członkowie tej kultury, ale jednocześnie to, co najlepsze.

Każdy, kto należy do tego świata nie tylko może, ale po prostu jest zobowiązany do posiadania nielegalnie zdobytej własności, demonstrowania światu i sobie nawzajem jachtów, pałaców, kochanek i tak dalej.

Jednocześnie przedstawiciele tej kultury powinni nie tylko czcić jej specyficzną estetykę, ale także wnosić wkład ekonomiczny w jej utrzymanie.

Wiemy, że członkowie najbliższego otoczenia Putina wnieśli wkład pieniężny w budowę jego pałacu. Ale w tym nie chodzi o pieniądze. Działa tu zasada "wciągnięcia" członków mafii w "układ", jak np. wciągnięcie kogoś w morderstwo w celu związania go "z rodziną".

Dlatego pałac Putina pełni przede wszystkim rytualną funkcję kulturalną, która pomaga podtrzymywać kulturę mafijną, mafijny sposób rządzenia i ogólnie funkcjonowanie państwa mafijnego.

W tej sytuacji może jest sens, aby Ukraina wystrzeliła drony w kierunku Gelendżyka, a nie na lotnisko w Engelsie?

To interesujące pytanie. Szczerze mówiąc, nie wiem, jak boleśnie Putin zareaguje na ponowny atak na kulturowe i symboliczne centrum jego ugrupowania społecznego, jeśli za pierwszy uzna się wysadzenie mostu krymskiego. Faktem jest, że przy całej ostentacyjnej konsumpcji, pałac przeznaczony jest nie tyle dla publiczności, co dla kontroli nad przedstawicielami jego wąskiej kultury.

Przenieśmy się do Ukrainy. Politolog Gleb Pawłowski, główny technolog Kremla w latach 2000., twierdzi, że Putin w ogóle nie interesował się Ukrainą na początku kadencji. Skąd więc się wzięła Ukraina w jego głowie? Tłumaczy się zwykle, że to z powodu imperialnej ideologii Kremla.

To kluczowy moment niezrozumienia istoty władzy Putina. Pawłowski był bezpośrednim obserwatorem rozwoju putinizmu, ale jego obserwacje potwierdza wielu innych z ówczesnego kręgu Putina.

W ich wspomnieniach, podobnie jak i w przestrzeni publicznej, można prześledzić rozwój putinowskiego terroryzmu państwowego i państwa mafijnego, które początkowo nie było w ogóle związane z tą czy inną pseudoideologiczną konstrukcją.

Po prostu Putin cynicznie, ponad wszelkie wyobrażenia, rozwiązał swój najważniejszy problem, którym jest nieskończoność jego panowania.

W tym nie jest oryginalny. Dla mafiosów nie ma zasad w sensie ideologii. Mafioso może publicznie prezentować się jako bardzo katolicki, ale za tym kryją się proste cyniczne cele, a nie nadmierna religijność.

Widzieliśmy to zarówno w przypadku mafii sycylijskiej, jak i amerykańskiej. Mafia musi udawać, że wyznaje określone wartości — ale w rzeczywistości ich prezentowanie opinii publicznej służy całkowicie pragmatycznym, wręcz ekonomicznym celom.

Ale jest jedno "ale". W przypadku Putina mafia po raz pierwszy w historii zawładnęła całym państwem — i to ogromnym, z potencjałem nuklearnym, który grozi zniszczeniem całej cywilizacji na naszej planecie.

W związku z tym, że wciąż istnieje potrzeba utrzymania władzy mafii, rozwijane są nowe technologie społeczne na zasadzie "anything goes" — "przyda się wszystko".

Ale tu pojawia się problem krótkiej pamięci obserwatora. Jeśli dobrze pamiętacie, to do pewnego momentu Putin w ogóle nie interesował się Ukrainą. Co więcej, do pewnego momentu w ogóle nie przejmował się życiem prywatnym Rosjan, nie przejmował się obecnością środowiska LGBT.

Przypomnę, że na początku XXI wieku w Rosji były tylko dwie marki — Putin i duet Tatu. I nikogo nie obchodziła orientacja seksualna młodych piosenkarek — wszystko, co było związane z LGBT, było wtedy dobrze sprzedawane, dyskutowane, opinia publiczna nie panikowała z tego powodu i nie było ataków ze strony władz państwowych na takie praktyki kulturowe.

Kiedy w pewnym momencie mafii zaczęło brakować narzędzi do kontroli i wpływu na stan umysłów ludności, szukała kolejno nowych narzędzi.

Pierwsze tego rodzaju kroki związane były z ustawą Magnickiego i ustawą Dimy Jakowlewa — wówczas zakazano obywatelom USA adopcji rosyjskich dzieci. Potem — w 2012 roku — po powrocie Putina na urząd prezydenta, dyskurs "tradycyjnych wartości" zaczął się rozkręcać, choć wówczas jeszcze praktycznie nie było dyskursu antyukraińskiego.

A dlaczego się on pojawił? Za dużo się działo w Ukrainie?

Nawet gdy w 2004 roku na Ukrainie wybuchła pomarańczowa rewolucja, rosyjskie władze wciąż nie myślały o rozpoczęciu systematycznej i systemowej kampanii antyukraińskiej, gdyż zakładano, że Putin może utrzymać się przy władzy innymi sposobami.

I tak się stało: przeprowadził operację specjalną "Następca", wprowadzając na urząd Dmitrija Miedwiediewa, a potem wrócił do prezydentury. Ponieważ jednak nie zostało to zrobione całkiem legalnie, musiał nasilić represje.

Jednocześnie do 2014 roku Putin wierzył, że zawsze znajdzie sposób na utrzymanie Ukrainy w swojej strefie wpływów. Liczył na rozwój w Ukrainie pokrewnego "państwa mafijnego", pozostającego nie tyle w strefie wpływów ideowych i politycznych Rosji, co w efektywnej przestępczej współpracy z Kremlem.

Putin naprawdę zaczął się "martwić" o Ukrainę, kiedy inne środki przestały pomagać i kiedy jego notowania sprzed 2014 roku zaczęły wyraźnie spadać. Zahamowaniu spadków nie pomagały "lekkie" represje. Nie pomogła też umiejętność odwrócenia uwagi społeczeństwa od faktu niepełnej legitymizacji władzy. To odwrócenie uwagi i lojalność chciał kupić pieniędzmi, a umocnić propagandą.

Świadomość niepewności legitymizacji, skłoniła Putina do ponownego zachowania się jak mafioso, bo "wszystko jest dozwolone". To wtedy wykorzystał trudną sytuację Ukrainy, zajmując Krym. Dzięki temu siła mafijna zdobyła niezbędne punkty, aby przez jakiś czas chronić się w Rosji przed własnym narodem.

Jednak słuchając jego "przemówień krymskich" i obszernych rozważań historycznych, trudno wyobrazić sobie, że Putin nie jest zarażony tą ideologią.

Gry imperializmu kojarzą mi się z czymś, co powinno być nazwane "syndromem Timothy’ego Snydera".

To próba nieprzystającej do rzeczywistości interpretacji działań Putina. Snyder jest najsłynniejszym amerykańskim historykiem, ale nie jest socjologiem i na tym polega problem. Uważa, że Putin wierzy w to, co mówi. A to wiara w wiarę Putina, oddala nas od zrozumienia natury rosyjskiej potęgi.

Rzeczywiście, Putin w pewnym momencie opanował imperialny, wręcz faszystowski język, na przykład choćby używając wyrażenia "narodowy zdrajca", zaczerpniętego wprost z "Mein Kampf" Hitlera.

Ale jednocześnie takie użycie słowa jest niezbędnym narzędziem do rozwiązania jego głównych pragmatycznych celów mafijnych. Putin nie ma wewnętrznego przekonania do faszystowskiej, imperialnej ideologii. Nie miał tego przekonania i nie ma.

Zorientował się, jak zachowywać się w taki czy inny - jakkolwiek przestępczy - sposób na długo przed tym, zanim dowiedział się o istnieniu rosyjskich faszystowskich pseudofilozofów pokroju Iwana Iljina czy Aleksandra Dugina.

To nie do końca żart: mam nawet wrażenie, że to raczej Timothy Snyder zainspirował Putina pomysłem, że kiedyś czytał coś z Iljina.

Kogo powinniśmy widzieć w Putinie?

W Putinie czołowi światowi politycy i wszyscy decydenci światowi muszą wreszcie nauczyć się widzieć prawdziwego aktora społecznego, a nie wyimaginowanego geniusza zła, wielkiego i strasznego Czarnoksiężnika ze Szmaragdowego Grodu.

Putin nie jest "wielki i straszny". Daleko mu też do największych umysłów wszechczasów. Ma pewne zdolności komunikacyjne, wielkie szczęście do pewnego czasu i braterstwo mafii — to prawie wszystko, co ma, poza władzą i pieniędzmi.

Zadaniem wolnego świata jest zrozumienie, w jaki sposób faktycznie działają narzędzia używane przez Putina do rozwiązywania konkretnych problemów.

W jego zachowaniu nie obserwujemy woli kolonialnego podbijania nowych ziem i ich zagospodarowywania. W Rosji w ogóle nie ma elitarnej warstwy społecznej kolonialistów zainteresowanych rozwojem Ukrainy.

Świadczy o tym chociażby fakt, że Putin tak bardzo niszczy Ukrainę. Dla niego - przy całym horrorze zniszczenia - ważniejsze jest symboliczne działanie w celu potwierdzenia swojej władzy, a także stłumienia potencjalnego oporu we własnym kraju.

Swoim zachowaniem w Ukrainie pokazuje Rosjanom, co może z nimi zrobić, jeśli nagle zdecydują się przeciw niemu zbuntować. To są mafijne skutki utrzymywania władzy poprzez bezpośrednią lub pośrednią przemoc.

W przeciwieństwie do starego rosyjskiego powiedzenia "bij swoich, żeby inni się bali", Putin bije obcych, żeby bali się swoi.

Jakie główne zasady poleciłby pan opinii publicznej na Zachodzie, aby zrozumieć Putina i jego świtę?

Najważniejszą zasadą jest wiedzieć, z kim ma się do czynienia. Nie myśleć, że Putin jest mniej lub bardziej konwencjonalnym partnerem politycznym, ale też nie dawać się zwieść, że jest wariatem.

Jest bardzo specyficznym dewiantem, który osiągnął etap dewiacji wtórnej. To konkretny, racjonalny, kalkulujący terrorysta. Jeśli gdzieś się przeliczy, to nie z szaleństwa, ale dlatego, że właśnie kalkuluje. Racjonalni ludzie popełniają błędy, to szaleńcy nigdy ich nie popełniają.

Putin, jak każdy mafioso, może czasem być świadomy, a czasem nie być świadomym swoich błędów. Inną rzeczą jest to, że zarządzanie wrażeniem często uniemożliwia mu robienie tego publicznie, dlatego odwołał wszystkie swoje ważne publiczne wydarzenia w tym roku [np. konferencje prasowe, orędzie do parlamentu – red.].

Jednocześnie pośrednio Putin nie raz przyznał się do popełnionych błędów. Widzieliśmy to w przypadku "umowy zbożowej", kiedy wycofał się pod naciskiem Turcji. Jeszcze wcześniej groził, że nie dopuści do rozszerzenia NATO, ale kiedy Finlandia i Szwecja zdecydowały się przystąpić do Sojuszu, udawał, że nic się nie stało.

Racjonalni terroryści często potrafią się wycofać i to też należy wykorzystać.

Stąd druga najważniejsza zasada — nie zachowywać się jak ofiara, tylko działać z pozycji siły. Może to zabrzmieć niemiło, ale w rzeczywistości oznacza wyważone, racjonalne zachowanie oparte na rzeczywistości, na znajomości mocnych i słabych stron konkurenta.

Słabą stroną naszego konkurenta o nazwisku Putin jest właśnie to, że nie rozumie, że możemy się tak zachowywać, nie rozumie naszej siły. Potrafi nadymać policzki w dowolny sposób, szantażować, ale jednocześnie być tchórzem, a gdy trzeba mafijnym "pachołkiem" przed szefem Chin.

Wolny świat kieruje się innymi zasadami. Tutaj w pewnym sensie dochodzi do starcia cywilizacyjnego. Wolny świat działa w ramach uzgodnionych zasad humanistycznych i złożonej równowagi. "Zaletą" mafiosów jest to, że reprezentują starą tradycjonalistyczną kulturę przeszłości.

Kiedy reszta kieruje się nowoczesnymi zasadami, mafiosi mają tę przewagę, że je łamią. Działanie współczesnego świata w stosunku do świata przeszłości z pozycji siły polega na tym, aby nie łamać zasad i karać konkurenta za każdym razem, gdy on to zrobi.

Niestety, nie zrobiono tego na wczesnym etapie. I to nie, tylko jeśli chodzi o reakcję na zajęcie Krymu w 2014 roku, ale i później, z niedopuszczalnie słabą reakcją na aresztowanie Nawalnego w 2021 roku.

Być może wtedy Putin nawet nie zacząłby pobrzękiwać szabelką na granicy z Ukrainą.

Gdy Putin zostanie osaczony, co zrobi?

Opierając się na cechach swojej kultury mafijnej, Putin jest w stanie podjąć ekstremalne kroki tylko wtedy, gdy znajdzie się w sytuacji bezpośredniego i realnego zagrożenia śmiercią.

Nawet wycofanie wojsk rosyjskich z terytorium Ukrainy w tej chwili już nie wydaje się sytuacją "szczura zapędzonego w kąt".

Zostanie osaczony tylko wtedy, gdy w swoim umyśle znajdzie się w sytuacji skrajnego, niedopuszczalnego dla siebie, upokorzenia publicznego - przed czy po śmierci.

Putin był wstrząśnięty, wręcz przerażony filmami i zdjęciami ostatnich chwil Kaddafiego. Widział, jak oszalały z gniewu i nienawiści tłum, szarpie i bije zakrwawionego dyktatora, po czym jego ciało jest pokazywane publicznie Libijczykom.

Wyobraźnia Putina jest bardzo bogata, on może sobie wyobrażać, że i jego tłum może rozerwać na strzępy, odrzeć ze skóry albo wsadzić na pal — przecież on sam wniósł decydujący wkład w rozwój tych średniowiecznych antyludzkich praktyk.

Dlatego jedyne negocjacje, jakie są możliwe z Putinem, to negocjacje w sprawie zachowania przez niego życia. Przy całym tym pokazowym i pseudomaczystowskim zachowaniu, Putin w zasadzie powinien umieć negocjować w najbardziej krytycznej sytuacji.

Putin oglądał filmy nakręcone przed śmiercią Kadaffiego i czytał czołówki gazet. Co go przeraża, to wizja podobnego końca
Putin oglądał filmy nakręcone przed śmiercią Kadaffiego i czytał czołówki gazet. Co go przeraża, to wizja podobnego końca© Getty Images

Ja naprawdę nie wykluczam, że w krytycznym momencie, kiedy tysiące ludzi zbierze się pod Kremlem czy jego rezydencją, Putin może postanowić odebrać sobie życie z użyciem taktycznej broni jądrowej. Będzie to putinowska zemsta zamachowca-samobójcy — zabierze ze sobą życia swoich zakładników, ludzi, których najbardziej nienawidzi, czyli protestujących Rosjan.

W takim scenariuszu praktyczną kwestią jest przekonanie terrorysty, który w skrajnej sytuacji może negocjować, że otrzyma jakąś gwarancję nieupokarzającego przeżycia w zamian za uratowanie życia swoich zakładników.

Może się okazać, że aby uniknąć niewyobrażalnej katastrofy, nawet takiemu super przestępcy, jak Putin, można zapewnić nie tylko życie, ale i komfortową egzystencję — choćby na jakiejś odległej wyspie pod specjalną ochroną.

*Prof. Siergiej Jerofiejew - zanim w 2015 roku wyjechał z Rosji w obawie przed represjami, był prorektorem Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Moskwie oraz dziekanem ds. programów międzynarodowych Uniwersytetu Europejskiego w Sankt Petersburgu. Zaliczany jest do grupy pionierów socjologii w Rosji postsowieckiej. Obecnie jest profesorem amerykańskiego Uniwersytetu Rutgersa.

Igor Isajew dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
władimir putinwojna w Ukrainiebomba atomowa
Wybrane dla Ciebie