Samotność Dawida - Izrael stracił poparcie USA

Coraz chłodniej w relacjach między Izraelem a USA. Rząd Benjamina Netanjahu stracił bezwarunkowe poparcie Waszyngtonu. Tę sytuację chcą wykorzystać Palestyńczycy. Na Ziemi Świętej może dojść do Trzeciej Intifady. Gorącą sytuację na Bliskim Wschodzie analizuje dla Wirtualnej Polski Tomasz Otłowski, były szef zespołu analiz w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego przy Prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej.

Samotność Dawida - Izrael stracił poparcie USA
Źródło zdjęć: © AFP | Jaafar Ashtiyeh

22.03.2010 | aktual.: 05.09.2011 14:40

Eskalacja napięcia, związana z izraelską decyzją o rozbudowie osiedli na Zachodnim Brzegu, stanowi kolejną odsłonę konfliktu toczącego się na Bliskim Wschodzie od 60 lat. To, co czyni ją wyjątkową, to fakt, że dziś Izrael staje wobec swych przeciwników całkowicie osamotniony, pozbawiony politycznego i moralnego poparcia nawet swego największego sojusznika - Stanów Zjednoczonych.

W tej najnowszej eskalacji konfliktu jak w soczewce skupiają się wszystkie aspekty aktualnej sytuacji geopolitycznej regionu: zmiana priorytetów i sposobów działania USA wobec tej części świata, wzrost aktywności Iranu i jego regionalnych sojuszników, szybki rozwój irańskiego programu nuklearnego i wywołane tym faktem zmiany w polityce szeregu państw regionu oraz narastające strategiczne osamotnienie i geopolityczne osłabienie Izraela. Analizując ostatnie wydarzenia w Lewancie, należy pamiętać o tych uwarunkowaniach, mają one bowiem bezpośrednie przełożenie zarówno na decyzje Izraela, jak i Autonomii Palestyńskiej.

Zapowiedź budowy osiedli na terenach palestyńskich nie bez przyczyny została ogłoszona właśnie podczas wizyty wiceprezydenta USA Joe Bidena w regionie. Miało to wzmocnić polityczny sygnał Izraelczyków adresowany do Waszyngtonu, którego istotą jest swoiste wotum nieufności Izraela wobec całej bliskowschodniej polityki administracji prezydenta Obamy.

Jest to zresztą zwieńczenie procesu wyraźnego schładzania relacji izraelsko-amerykańskich, zapoczątkowanego po objęciu władzy przez Baracka Obamę. Nowa jakość polityki Waszyngtonu pod rządami Obamy jest efektem trendów, jakie pojawiły się kilka lat wcześniej, wskutek strategicznego "utknięcia" USA w Iraku po 2003 roku. Niekorzystny dla Waszyngtonu obrót wydarzeń w Iraku i jego następstwa wywołały zmiany w postrzeganiu kwestii bliskowschodnich przez elity amerykańskie, zwłaszcza te związane z Partią Demokratyczną.

Dotyczy to przede wszystkim konfliktu izraelsko-palestyńskiego, który wzorem większości państw europejskich uznany został przez Demokratów za praprzyczynę wszelkich kłopotów związanych z Bliskim Wschodem. Wybór Obamy na prezydenta zapoczątkował istotne przesunięcia akcentów w polityce bliskowschodniej Waszyngtonu, a ilość tych zmian, zachodzących w krótkim czasie, przełożyła się na zmianę samej jakości strategii działania USA wobec regionu.

Zmiany te odbierane są w Tel Awiwie jako bezprecedensowe odejście Ameryki od dotychczasowej zasady bezwzględnego popierania Izraela i jego interesów w regionie. Aby zrozumieć, jak bardzo jest to szokująca sytuacja z perspektywy izraelskiej, należy odwołać się do samej geopolityki Izraela.

Zasadniczym elementem jego położenia geopolitycznego jest dążenie do przetrwania w skrajnie nieprzychylnym środowisku międzynarodowym, w otoczeniu wrogich krajów zmierzających do unicestwienia państwa żydowskiego. Jednym z najważniejszych instrumentów, służących realizacji tego celu, jest ścisłe oparcie się Izraela na sojuszu z mocarstwem spoza regionu.

W układzie takim, który ukształtował się ostatecznie po wojnie Jom Kippur, takie zewnętrzne mocarstwo zapewnia nie tylko gwarancje bezpieczeństwa, ale też udostępnia nowoczesne technologie wojskowe i uzbrojenie oraz kapitał. Przez ostatnie 40 lat to właśnie USA pełniły rolę takiego zewnętrznego strategicznego patrona dla Tel Awiwu.

Twarde stanowisko Izraela w kwestii rozbudowy osiedli na ziemiach palestyńskich to także efekt wspomnianego słabnięcia strategicznej pozycji tego państwa. Początek tego procesu przypada również na rok 2003. To właśnie obalenie reżimu Saddama Husajna stworzyło Iranowi możliwość swobodnego artykułowania jego mocarstwowych aspiracji w regionie.

Teheran zintensyfikował strategiczną presję na Izrael, korzystając ze swych regionalnych "narzędzi" (Hezbollah, sojuszniczy reżim w Syrii, palestyński Hamas). Gdy latem 2006 roku Iran sprowokował Hezbollah do zaatakowania Izraela, Izraelczycy zdawali już sobie sprawę, że ich położenie strategiczne pogarsza się. Gwałtowna odpowiedź militarna Izraela miała więc za zadanie pokazanie całemu regionowi (a zwłaszcza Iranowi), że pozycja państwa żydowskiego jest wciąż silna.

W ujęciu strategicznym Druga Wojna Libańska nie zakończyła się jednak po myśli Izraelczyków, a Arabowie przekonali się, że Izrael nie jest niezwyciężony. Kolejną próbą poprawy położenia strategicznego Izraela miała być operacja przeciwko proirańskiemu Hamasowi w Strefie Gazy w grudniu 2008 roku, także i tu bilans kampanii okazał się jednak dla Izraela ujemny, jeszcze bardziej podkopując jego położenie. Dziś Tel Awiw usiłuje więc za wszelką cenę udowodnić całemu regionowi, że osłabienie jego pozycji jest tylko przejściowe. Wobec całkowitego osamotnienia i utraty poparcia ze strony "patrona", także i ta próba skazana jest zapewne na fiasko.

Tę sprzyjającą sytuację doskonale wykorzystują Palestyńczycy: ich liderzy wiedzą, że takiego poparcia międzynarodowego jak dziś mogą już później (zwłaszcza po zakończeniu kadencji Obamy) nie mieć, podbijają więc stawkę rozgrywki. Niewykluczone nawet, że zdecydują się w tym celu na rozpoczęcie Trzeciej Intifady, co stworzy dodatkową presję międzynarodową na Tel Awiw.

Palestyńczycy dużo jednak ryzykują - zapędzając Izrael "pod ścianę", nie osiągną z nim prawdziwego, w pełni trwałego i stabilnego pokoju. Oznacza to, że niezależnie od przyjętego rozwiązania, konflikt na Bliskim Wschodzie nieprędko przejdzie do historii.

Tomasz Otłowski specjalnie dla Wirtualnej Polski

Autor jest analitykiem w zakresie stosunków międzynarodowych, bezpieczeństwa narodowego i polityki zagranicznej RP. Tomasz Otłowski współpracuje z Fundacją Aleksandra Kwaśniewskiego Amicus Europae. Jest ekspertem Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, publicysta. W latach 1997-2006 pracował jako analityk i szef Zespołu Analiz w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego przy Prezydencie RP.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)