Samospalenie Piotra Szczęsnego. Grzegorz Wysocki: Po prostu nie wiem. Przeciwko ludziom bez wątpliwości
Rodzina Piotra S. wyraziła zgodę na podawanie jego pełnego nazwiska. Wiemy już, że nazywał się Piotr Szczęsny. Z portretów publikowanych w prasie i portalach wiemy, kim był, co lubił, gdzie się wychował. Znamy treść jego dwóch listów otwartych i wiemy (?), dlaczego zdecydował się na swój desperacki czyn. Wiemy też, że dla jednych Szczęsny jest bohaterem i męczennikiem, dla drugich – co najmniej kłopotem, a czasami wręcz pretekstem do żartów i mało eleganckich sugestii. Wiemy więc sporo, choć osobiście do grona wszechwiedzących i pozbawionych wątpliwości nie chcę się zapisywać.
05.11.2017 | aktual.: 07.11.2017 18:35
Nie wiem dlaczego, w jaki sposób i jakim prawem miałbym oceniać desperacki i rozpaczliwy czyn Szczęsnego. Nie umiem i nie chcę tego robić. Zginął człowiek. Popełnił samobójstwo. Od lat cierpiał na depresję, choć sam nie chciał, by wiązać jego czyn z chorobą. Chciał, by interpretowano to samospalenie jednoznacznie – jako akt czysto polityczny, krzyk protestu, manifestację przeciwko pisowskim rządom.
Mnożące się pytania, wątpliwości
Czy można więc czyn Szczęsnego interpretować inaczej? Czy – a jeśli tak, to jaki – wpływ na jego decyzję miała choroba? Czy rację mają ci, którzy powtarzają "ciszej nad tą trumną"? Czy raczej ci, którzy – powołując się na listy Piotra, na słowa jego rodziny oraz, jakżeby inaczej, własne wyobrażenia o tym, co i dlaczego się stało – twierdzą, że "Piotr chciał, by o jego podpaleniu krzyczano wszem i wobec"?
Nie wiem. Nie mam pojęcia. Mnożę pytania, mnożę wątpliwości. Różne rzeczy w związku z tą sprawą mi się "wydają", różne przemyślenia i różne interpretacje przychodzą do głowy, ale czy mam jakiekolwiek prawo, by publicznie oceniać to, co zrobił? Jeżeli nie potrafię sobie wyobrazić, co musiałby zrobić Jarosław Kaczyński ze swoją ekipą, by sprowokować mnie do samospalenia w miejscu publicznym – czy oznacza to, że mam prawo do pisania o " niezrozumiałej", "głupiej" i "absurdalnej" decyzji Szczęsnego? A czy publicyści nienawidzący Kaczyńskiego i PiS mają prawo zapisywać go do frakcji antypisowskich bohaterów i męczenników? Czy publicyści podążający wiernie za "dobrą zmianą" mają prawo, by – w najlepszym razie – domagać się milczenia na ten temat? I dalej - czy milczeliby równie ochoczo, gdyby samospalenia dokonał zwolennik PiS-u w czasie rządów Platformy? Czy "Gazeta Wyborcza" lub "Newsweek" uznałyby wtedy taką "ofiarę rządów Tuska" za bohatera i męczennika?
Zobacz także: Jacek Żakowski o samospaleniu: dramatyczny gest
Nie mogę się nadziwić, skąd publicyści i komentatorzy każdej ze stron polsko-polskiej wojny mają w sobie tak nieskończone pokłady pewności siebie i swoich sądów. Zawsze wiedzą wszystko o wszystkim i zawsze wiedzą najlepiej. Nigdy się nie mylą, nigdy nie ferują niewłaściwych wyroków, nigdy nie wycofują się ze swoich słów. W sprawie samospalenia Piotra Szczęsnego nie inaczej, a może nawet bardziej. Bo jednak czym innym jest zdecydowane recenzowanie ministrów wchodzących w skład rządu, ocenianie polityki społecznej PiS-u czy kolejnego "miesięcznicowego" wystąpienia Kaczyńskiego, a czym innym pewne i zdecydowane ocenianie samobójstwa człowieka.
Ludzie bez wątpliwości
Zdaje się, że frazy "nie wiem" i "nie mam pojęcia" (nie mówiąc już o "nie wiem, co o tym sądzić") są niemile widziane (zakazane?) w polityce i publicystyce. Niepewność i niezdecydowanie nie są atrakcyjne, nie są klikalne, nie są pożądane przez odbiorców. Nie masz zdania na jakiś temat? To co z ciebie za publicysta? Nie wiesz, co sądzić? Zmień zawód. Bo masz wszystko wiedzieć i oceniać tu i teraz, natychmiast. Najlepiej na żywo, jeszcze w trakcie aktu samospalenia, przed dogaszeniem płonącego ciała Piotra Szczęsnego.
Mariusz Błaszczak nie ma wątpliwości, że Piotr Szczęsny został "ofiarą propagandy totalnej opozycji".
Michał Karnowski w komentarzu na łamach wPolityce.pl nie miał wątpliwości, że opozycyjni politycy i publicyści radują się z powodu tej śmierci ("Ależ się cieszą z tej śmierci. Ależ na nią czekali. Ależ o niej marzyli"). I dalej: "Skarbnik partyjny wspólnie z Sorosem już kombinują ile będzie kosztowała szopka, którą zrobią z pogrzebu. […] Cieszą się też dlatego, że ktoś to zrobił za nich. Nic nie zakłóci luksusowego życia elit III RP".
Z kolei Rafał Ziemkiewicz nie ma wątpliwości, że jeżeli ktoś zbyt długo przebywa "pod silnym wpływem środowisk opozycyjnych" i karmi się mediami takimi jak TOK FM, TVN, "Gazeta Wyborcza" czy "Newsweek", to "wariuje coraz bardziej". W programie na antenie Telewizji Republika Ziemkiewicz mówił, że "Gazeta Wyborcza" przesadnie "grzeje tym tematem", na co prowadząca program Emilia Pobłocka "błyskotliwie" dorzuciła: "Grzeje spaleniem". Publicysta odpowiedział: "Gryzę się w język, bo tutaj kalamburów narzuca się coraz więcej, ale nie będziemy tego robić, bo człowiek rzeczywiście poniósł uszczerbek na zdrowiu i nie dadzą mu spokoju. Możliwe, że go jeszcze dobiją w tym szpitalu, bo troszkę psuje całą narrację to, że on przeżył".
Po drugiej stronie polityczno-publicystycznej barykady wątpliwości, jak się wydaje, jeszcze mniej. Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej" nie ma wątpliwości, że o Piotrze będziemy się kiedyś uczyć w szkołach.
Ojciec Grzegorz Kramer dziękował mu za odwagę, a pułkownik Adam Mazguła nie ma wątpliwości, że to czyn większy niż poświęcenie Chrystusa ("Jakże groteskowa wydaje się wymuszona śmierć na krzyżu zbawcy świata w obliczu tego samospalenia").
Jan Hartman na swoim blogu pisał jeszcze przed śmiercią Szczęsnego: „Jeśli ten człowiek umrze, nasza niemrawa i nierówna walka z PiS-em zyska nowy symbol i nowego bohatera”, a Jarosław Kurski apeluje po tygodniu od podpalenia: "Nie dajmy mu spłonąć ponownie".
Luksus milczenia
Większość komentujących nie ma żadnych wątpliwości. Role zostały rozdane, podziały umocnione, wrogie narracje podtrzymane. Groteskowych i przesadzonych komentarzy nie zabraknie prawdopodobnie także w kolejnych dniach i tygodniach. Jedni będą umacniać bohaterską legendę i pisać kolejne hagiografie Piotra Szczęsnego czy – jak facebookowy Sok z Buraka – sprzedawać specjalnie z tej okazji wyprodukowane przypinki ("Polacy, obudźcie się!"). Drudzy zapewne coraz rzadziej będą się "gryźć w język" i będą sobie pozwalali na coraz mniej subtelne diagnozy natury psychiatryczno-kpiarskiej.
Wiele żenujących i/lub skandalicznych komentarzy, ocen i interpretacji już się w tej sprawie pojawiło i – chcąc również nie mieć choć w jednym punkcie wątpliwości – nie mam wątpliwości, że kolejne są w drodze. Zresztą, powiedzieć, że to "wypowiedzi skandaliczne i żenujące" to – by posłużyć się frazą Pilcha – nic nie powiedzieć. Nie pojmuję tej łatwości ocen i samozwańczych diagnoz, nie pojmuję wszechwiedzy i pewności siebie komentujących, a już zupełnie nie pojmuję żarcików i kpin, tworzenia kalamburów czy wykorzystywania tej śmierci jak "okazji" czy to do żenujących publicystycznych połajanek czy to do napaści na "totalną opozycję".
Stało się coś strasznego, coś bardzo złego, coś, co nie powinno mieć miejsca. Coś, co bardzo łatwo skomentować w bardzo głupi sposób. Tylko kto jeszcze – w czasach nadpodaży słów i "refleksji" – może sobie pozwolić na luksus milczenia?
Grzegorz Wysocki, WP Opinie