PolskaSamoleczenie SLD

Samoleczenie SLD

SLD przebywające od dwóch co najmniej lat w opresji zdobyło się na inwazyjne samoleczenie. Postawione przez wyborców pod groźbą niewejścia do Sejmu niedawno wycięło z wygodnych foteli starych stażem partyjnych działaczy - pisze w "Gazecie Wyborczej" Ewa Milewicz.

29.06.2005 | aktual.: 29.06.2005 06:35

Na to miejsce postawiło kogoś młodego, osobę, która się wyborcom dobrze kojarzy. Postawiło na Wojciecha Olejniczaka, co jest gestem świeżym i nietypowym jak na polskie partie.

Olejniczak bowiem z punktu widzenia aparatu partyjnego, aparatu każdej partii, jest kandydatem strasznym. Bo nie ma żadnych długów wdzięczności, bo nie musi się liczyć z układami, a dotychczasowe hierarchie partyjnego ważniactwa go nie obowiązują. Olejniczak nie pasował do tej partii, w której stanowiska dostawało się za wierność i zasługi w boju. A mimo to jest szefem.

Nie pasuje także Włodzimierz Cimoszewicz. Choć przez całą III RP pełnił ważne funkcje partyjno-rządowe, choć był kandydatem dzisiejszego SLD w pierwszych wolnych wyborach prezydenckich w 1990 r., sprawia wrażenie człowieka, który do partii przywiązuje takie znaczenie jak do stołka w swoim gabinecie. Czyli ściśle użytkowe. Stołkowi przecież człowiek nie okazuje wdzięczności. Nie ma wobec niego zobowiązań.

SLD to musi wiedzieć, bo Cimoszewicz taką postawę wielokrotnie demonstrował. W 1991 miał być szefem klubu lewicy. Ale odmówił, bo mu się nie podobało, że w tym klubie ma być Leszek Miller. Jak był ministrem sprawiedliwości - dawał po łapach także swoim. Jak SLD- owski minister sprawiedliwości Jerzy Jaskiernia wikłał prokuraturę w politykę, Cimoszewicz go za to krytykował i nie wziął do swojego rządu. Choć partia-matka cierpiała.

Przed wyborami prezydenckim 1995 r. proponował, aby SLD poparło kandydata pozapartyjnego - albo Jacka Kuronia, albo Tadeusza Zielińskiego, choć obaj byli związani z solidarnościową częścią sceny politycznej. I choć start planował Aleksander Kwaśniewski.

Zdaniem Milewicz, Sojusz znalazł się dziś w sytuacji podobnej do tej, w której tkwił cztery-pięć lat temu AWS. Ale politycy AWS nie byli zdolni do samoograniczenia, do chwycenia się czegoś nowego, do zmian.

Oczywiście: z punktu widzenia SLD oni walczą o życie. Prezydent o lewicowych poglądach to dla SLD o wiele ważniejsze niż parę mandatów mniej czy więcej w Sejmie. Prezydent lewicowy to dla Sojuszu szansa weta wobec np. rozszerzania lustracji, ewentualnej dekomunizacji i wszystkich innych pomysłów i ustaw typu "miotła" zapowiadanych przez PO-PiS lub LPR. I SLD potrafi się wobec tego pomysłu skupić. Po nieudanych czterech latach rządów nie zagryzają się, lecz próbują przeżyć - konkluduje autorka felietonu w "GW". (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)