Sądowe piekło
Ten sam sąd, który pięć lat temu uznał, że
pierwszeństwo na pasach ma kierowca, a nie pieszy, teraz zmienił
zdanie. Kozłowscy wiedzieli to od lat, bo kierowca o mało nie
zabił ich córki - pisze "Głos Pomorza".
07.04.2004 | aktual.: 07.04.2004 13:37
"Myślałam, że już nigdy nie usłyszę tego, co wiedziałam od początku: to nie moja wina. Zaczynam wierzyć w sprawiedliwość" - mówi szczęśliwa Joanna Kozłowska, ofiara wypadku, do którego doszło pięć lat temu w centrum Koszalina. Wzruszenia nie kryją jej rodzice. "Co czujemy? Ulgę i satysfakcję" - mówi Teresa Kozłowska.
Koszmarem określa spotkanie z polskim wymiarem sprawiedliwości. Oczekiwania na kolejne rozprawy, pytania, przesłuchania świadków. Mieli wrażenie, że po przekroczeniu sądowego progu skończył się normalny świat. "To było straszne. Musieliśmy udowadniać coś, co było jasne od początku: to nasze dziecko było ofiarą wypadku, a nie jego sprawcą. Przez lata wmawiano nam, że było odwrotnie. Współczuję każdemu, kto musi przejść podobną drogę" - wzdycha Teresa Kozłowska.
Dlaczego z pozoru oczywiste sprawy ciągną się latami, a wydawane przez sądy wyroki są tak niezrozumiałe i rozbieżne? Zdaniem Urszuli Sobotowicz, wiceprezesa Sądu Okręgowego w Koszalinie, wszystko działa jak należy. "Po to istnieje apelacja i Sąd Najwyższy, aby się odwoływać. Niestety, za każdym razem trwa to dość długo. Tego konkretnego przypadku nie chcę komentować, bo nie znam szczegółów" - kwituje.
Inaczej całą sprawę ocenia Anna Buga, adwokat reprezentujący ogólnopolskie Stowarzyszenie Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach - "Alter Ego". "Istnieje kolosalna różnica w podejściu przez sądy do spraw, gdzie występuje ktoś znany lub są medialne, i do tych, które dotyczą zwykłych ludzi. W tym drugim przypadku poszkodowani bardzo często spotykają się z obojętnością sędziów. Ci ostatni niechętnie prowadzą sprawy, które z ich punktu widzenia są nudne i banalne. A jak już to robią, to je lekceważą. Dlatego później zapadają tak absurdalne wyroki jak ten w Koszalinie" - tłumaczy.
Według niej jedyna szansa, aby ta patologia się skończyła, to rychłe zmiany w prawie. "Musi obowiązywać zasada, że każdy sędzia ponosi osobistą odpowiedzialność za wyroki. Bo proszę powiedzieć, jakich konsekwencji może obawiać się sędzia, który w 2001 roku orzekł, że kierowca, który na przejściu dla pieszych niemal zabił tę dziewczynę, jest niewinny? Otóż żadnych" - podsumowuje Anna Buga. (PAP)