Sąd: reżyser nie musi przepraszać Wałęsy za "Bolka"
Reżyser Grzegorz Braun nie musi przepraszać
b. prezydenta Lecha Wałęsy za swój film pt. "Plusy dodatnie, plusy
ujemne", który stawia tezę, że w latach 70. Wałęsa był agentem SB
o pseudonimie "Bolek". Lech Wałęsa zaś nie musi przepraszać reżysera za określenia, że jego film to "gniot", a on sam to "usłużny dziennikarz" - orzekł stołeczny sąd okręgowy.
10.12.2008 | aktual.: 10.12.2008 15:59
Wyrok nie jest prawomocny; Braun zapowiada apelację, nie wyklucza jej także pełnomocnik b. prezydenta.
Sprawa - jak ustalił sąd - ma swój początek w procesie, jaki za zarzut agenturalności wytoczył Braunowi prof. Jan Miodek, znany językoznawca z Wrocławia. Reżyser prawomocnie przegrał sprawę i ma prof. Miodka przeprosić. Pytany o tę sprawę Wałęsa w książce pt. "Moja III RP. Straciłem cierpliwość" uznał, że Braun uczestniczy w tzw. dzikiej lustracji, jest "usłużnym dziennikarzem" i że działa "na zamówienie polityczne".
Wrocławski reżyser i publicysta, który w 2006 r. przygotował film pt. "Plusy dodatnie, plusy ujemne" stawiający tezę, że b. prezydent był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie Bolek, uznał to za insynuacje i zanegowanie jego niezależności, za co pozwał Wałęsę i wydawcę książki - Bertelsmanna, żądając od nich przeprosin.
Były prezydent odpowiedział pozwem wzajemnym przeciw Braunowi i żąda od niego przeprosin za film, wyprodukowany przy współudziale TVP. Film nie został pokazany w telewizji - nie przeszedł kolaudacji i w marcu 2006 r. TVP odmówiła jego emisji. Można zaś go znaleźć w internecie.
Ten "reportaż historyczny" Brauna opisuje postać TW "Bolek". W filmie przedstawiono znane od dawna dokumenty IPN oraz wypowiedzi osób, według których ten agent SB z lat 70. to Lech Wałęsa. Mówią o tym m.in. wieloletni przeciwnicy Wałęsy Joanna i Andrzej Gwiazdowie oraz Krzysztof Wyszkowski z Wolnych Związków Zawodowych, a także b. działacz NSZZ "Solidarność" ze Stoczni Gdańskiej Henryk Lenarciak.
W reportażu pojawiają się też fragmenty z filmu Jacka Kurskiego "Nocna zmiana". Nie ma natomiast wzmianki o wyroku Sądu Lustracyjnego z 2000 r., który uznał za prawdziwe oświadczenie Wałęsy o braku związków ze specsłużbami PRL. Na koniec filmu Braun prezentuje rozmowę z Wałęsą, który zaprzecza, by kiedykolwiek współpracował z SB, pyta reżysera co on robił w czasie walki "Solidarności" i mówi mu, że jest hańbą, iż w ogóle jest o to pytany, po czym kończy rozmowę.
Sędzia Małgorzata Kuracka oddaliła oba pozwy i uznała, że strony nie muszą się nawzajem przepraszać. Na mocy tego wyroku Braun ma zwrócić pozwanemu Bertelsmannowi 720 zł tytułem zastępstwa procesowego, a sąd pobierze od Brauna 600 zł opłaty sądowej - pozostałe koszty sąd wzajemnie zniósł między stronami.
Według sądu nie doszło do publicznego pomówienia Wałęsy przez film Brauna, bo nie został wyemitowany w telewizji - nie ma więc podstaw do roszczenia o przeprosiny w mediach.
Sędzia Kuracka gruntownie skrytykowała natomiast wydaną przez IPN książkę Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "SB a Lech Wałęsa". To ta publikacja była osnową filmu Brauna.
- Twierdzenie, jakoby Lech Wałęsa miał być tajnym i świadomym współpracownikiem SB nigdy nie zostało racjonalnie udowodnione - podkreślił sąd dodając, że film Brauna stawia taką stanowczą tezę. - Film jest zbyt jednostronny i wręcz sugeruje, że po latach Lech Wałęsa wraca do swych dawnych ubeckich znajomych. Fakt, że dzieło zawiera fragmenty filmu "Nocna zmiana" dodaje mu wymiaru propagandowego - uznał sąd.
Sędzia podkreślała, że książka Cenckiewicza i Gontarczyka nie zawiera żadnych istotnych dowodów potwierdzających tezę o współpracy Wałęsy z SB. Prezentowane są w niej dokumenty, z których zdecydowana większość to kopie - sąd zauważył, że takiej informacji nie ma jednak w filmie, który pokazuje te dokumenty.
Według sędzi Kurackiej materiał z książki jest "wątły, to słabe poszlaki i domysły autorów, którzy mają jawnie niechętny stosunek do Lecha Wałęsy i widać ich przywiązanie do tezy, którą chcą udowodnić nawet mimo braku dowodów".
- Co do "donosów" TW "Bolka", film nie podaje informacji, że mowa o maszynopisach esbeków, które nie muszą być dokładnym odzwierciedleniem rzeczywistości - uzasadniała sędzia Kuracka dodając, że wskazuje na to praktyka Sądu Lustracyjnego, który oczyścił Lecha Wałęsę uznając w 2000 r. za prawdziwe jego oświadczenie lustracyjne o braku związków ze specsłużbami PRL.
Zarazem sąd przypomniał, że Wałęsa traktował SB jako "przedstawicieli władzy, z którą można pertraktować, by zyskać coś dla ludzi" - co nie znaczy, że wiedział, że SB zarejestrowała go jako tajnego współpracownika. Sędzia przypomniała też, że SB przeprowadziła operację fałszowania akt Wałęsy, by nie otrzymał on pokojowej Nagrody Nobla.
- Żeby przedstawić tezę o czyjejś świadomej współpracy, trzeba mieć zobowiązanie do współpracy, teczkę personalną czy teczkę pracy - dodał sąd wskazując, że w sprawie Wałęsy takich dokumentów nie ma, zaś esbek nie sygnował maszynopisów z rzekomych rozmów z agentem słowami "TW Bolek", lecz jedynie "Bolek" - co według sądu może wskazywać na podsłuch, a nie człowieka jako rzeczywiste źródło informacji.
- Lech Wałęsa jest wielkim bohaterem, przywódcą ruchu, który wywalczył w Polsce wolność i za życia stał się postacią historyczną - dlatego musi się liczyć z krytyką - także niesprawiedliwą. To paradoksalny aspekt wolności, którą sam wywalczył - dodała sędzia. Jednocześnie oddaliła ona żądanie Wałęsy, by Braun go przeprosił - uznając, że adwersarze używając ostrych słów działali jednak w granicach prawa.
- Niesprawiedliwości stało się zadość - komentował Braun po wyroku. Jego zdaniem, sąd zezwolił Wałęsie na "kłamliwe pomawianie" go, co świadczy o tym, że w Polsce są równi i równiejsi - dlatego zapowiedział apelację. Nie wyklucza jej także pełnomocnik Wałęsy mec. Andrzej Tomaszewski.