Sąd przesłuchuje głównego świadka w tzw. aferze salezjańskiej
Ksiądz Ryszard M., główny świadek, zeznający w procesie w tzw. aferze salezjańskiej przed Sądem Rejonowym w Legnicy, stwierdził, że zasiadający na ławie oskarżonych nie zamierzali wyłudzić kredytów i nie zamierzali oszukać żadnego banku.
W procesie zasiada 11 prywatnych kredytobiorców, którzy za namową księdza na swoje nazwiska brali kredyty, które miały zostać przeznaczone na budowę świątyni i działalność gimnazjum.
Twierdzę to z całą świadomością. Jestem przekonany, że ci ludzie, którzy są tu oskarżeni, widzieli moją działalność, budowę kościoła i zaufali mojej osobie. Absolutnie nie mieli zamiaru oszukać żadnego banku. Wiem, że byli przekonani, że działają we wzniosłym celu i zgodnie z prawem - powiedział w sądzie duchowny.
Ci ludzie nie mieli świadomości, że dokumentacja, konieczna do uzyskania kredytów, była sfałszowana. Przekonywałem ich, że to ja spłacę te kredyty i bank wiedział o tym, że to ja mam je spłacać - zaznaczył duchowny.
Ja, osobiście, namawiałem ich do zaciągania kredytów, a mnie namawiał bank. Oni byli tylko figurantami. Myślę, że nie zdawali sobie sprawy, że składając podpisy, o które je prosiłem, zaciągają jakiekolwiek osobiste zobowiązanie do spłaty kredytu - zeznał Ryszard M.
Stwierdzam, że bank w wielu wypadkach udzielał kredytów bez kompletnej dokumentacji, którą to później dopiero uzupełniał. Zachowanie pracowników banku z pewnością sprawiało wrażenie, że procedura jest zgodna z prawem - powiedział ksiądz.
W legnickim procesie oskarżonych o wyłudzenia kredytów indywidualnych z Kredyt Banku jest 11 osób, w tym trzech księży. Podczas składanych przed sądem wyjaśnień w trakcie poprzednich rozpraw oskarżeni nie przyznawali się do winy i wskazywali, że pożyczki brali pod namową księży salezjan, głównie Ryszarda M.
Chodzi o kredyty, które - według prokuratury - wyłudziły na podstawie sfałszowanych dokumentów prywatne osoby. Oskarżonymi są przedstawiciele rodzin katolickich z Lubina, którzy twierdzą, że o wzięcie na własne nazwiska kredytów poprosili ich księża, a pieniądze miały wspomóc budowę kościoła i działalność gimnazjum prowadzonego przez salezjan. Wysokość strat, na które narażono bank, to ponad 1,7 mln zł.