Sąd próbował przesłuchać dowódcę pacyfikacji kopalni "Wujek"
Sąd Okręgowy w Katowicach, przed którym toczy się trzeci proces byłych zomowców, oskarżonych o strzelanie do górników w kopalni "Wujek" na początku stanu wojennego, usiłował przesłuchać w charakterze świadka dowodzącego akcją pacyfikacji kopalni ówczesnego szefa katowickiego ZOMO, Kazimierza W.
Ze względu na podeszły wiek i zaawansowaną chorobę świadka przewodnicząca składu orzekającego przyjechała do domu Kazimierza W. Choroba uniemożliwiła jednak nawiązanie z nim merytorycznego kontaktu.
Formalnie przesłuchanie odbyło się, praktycznie jednak polegało głównie na protokołowaniu pytań, na które świadek nie udzielał odpowiedzi. Obecna podczas przesłuchania psycholog oceniła, że ze świadkiem właściwie nie ma kontaktu - powiedziała rzeczniczka katowickiego sądu, sędzia Teresa Truchlińska- Babiracka.
W przesłuchaniu, oprócz przewodniczącej składu orzekającego i protokolanta, uczestniczyli również pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych oraz psycholog. Świadek mówił, że nic nie pamięta lub wyrażał się niezrozumiale, prawdopodobnie - z powodu choroby - nie rozumiejąc treści stawianych mu pytań.
W pierwszym procesie, dotyczącym pacyfikacji śląskich kopalń w połowie lat 90., sprawa Kazimierza W. została wyłączona do odrębnego postępowania ze względu na jego chorobę. Szef katowickiego ZOMO zeznawał jednak w pierwszym procesie jako świadek, a treść jego ówczesnych zeznań jest w aktach sprawy.
Na początku dobiegającego obecnie końca trzeciego procesu sprawa wyłączenia z niego Kazimierza W. budziła duże kontrowersje. Przedstawiciel oskarżycieli posiłkowych mec. Leszek Piotrowski złożył wniosek o zbadanie go przez lekarzy spoza Śląska; sąd odrzucił ten wniosek, czekając na opinię śląskich lekarzy.
Ostatecznie oparto się na opinii sądowo-lekarskiej ze Śląskiej Akademii Medycznej, potwierdzającej ciężką chorobę W. Mimo opinii innego pełnomocnika oskarżycieli, mec. Janusza Margasińskiego, że "te opinie budzą wątpliwości", W. nie odpowiada w toczącym się procesie, natomiast kwestia jego przesłuchania jako świadka pozostawała otwarta. Ostatecznie sąd zdecydował o próbie przesłuchaniu pułkownika W. w jego domu.
Opinia biegłych jest dla sądu dość enigmatyczna, dlatego że wykluczyli - ze względu na stan zdrowia Kazimierza W. - możliwość jego udziału w procesie jako oskarżonego, natomiast wskazali, że można go próbować przesłuchiwać jako świadka - oceniła po jednej z poprzednich rozpraw prowadząca sprawę sędzia Monika Śliwińska.
Nazwisko W. kilkakrotnie pojawiało się w wyjaśnieniach oskarżonych i zeznaniach świadków. Według ówczesnego wiceszefa katowickiej Milicji Obywatelskiej, Mariana O., podczas pacyfikacji kopalni Kazimierz W. miał kilka razy domagać się zgody na użycie broni. Broni nie używać. Czekać na rozkazy - brzmiała nasza odpowiedź - mówił oskarżony O.
Również świadek, który podczas pacyfikacji obsługiwał wyrzutnię gazów w samochodzie UAZ, mówił, że przez radiostację słyszał, jak dowodzący akcją pułkownik W. trzykrotnie zwracał się o zgodę na użycie broni i za każdym razem odpowiedź brzmiała, iż nie ma takiej możliwości.
Nazwisko W. wymieniał również współautor tzw. raportu taterników Jacek Jaworski, któremu podczas obozu w Tatrach w 1982 roku zomowcy mieli opowiadać, jak strzelali do górników. Według Jaworskiego, sygnał do otwarcia ognia w kopalni "Wujek" dał dowódca plutonu specjalnego ZOMO Romuald C.; po nim strzelali inni członkowie plutonu. Wcześniej płk W. miał nie zgodzić się na strzelanie.
Według świadka, Romuald C. trzykrotnie prosił o zgodę na użycie broni dowódcę operacji Kazimierza W., a gdy jej nie uzyskał, sam zdecydował o otwarciu ognia. C. powiedział mi, że płk W. stchórzył, a on sam wziął na siebie ryzyko decyzji o użyciu broni, a mimo to W. dostał później wyższe odznaczenie - zeznał Jaworski. Romuald C. zaprzeczył tym zeznaniom.
W czasie pacyfikacji śląskich kopalń na początku stanu wojennego zginęło dziewięciu górników, a kilkudziesięciu zostało rannych. To już trzeci proces w tej sprawie. Oba dotychczasowe wyroki, uniewinniające milicjantów lub umarzające wobec nich postępowania, uchylił Sąd Apelacyjny w Katowicach. W pierwszych dwóch procesach odpowiadało 22 b. milicjantów. Trzech oskarżonych zostało już prawomocnie uniewinnionych, dwóch innych zmarło.