Sąd Najwyższy zdecyduje, czy premier ma przeprosić działacza SLD
Sąd Najwyższy ma zdecydować, czy Jarosław Kaczyński ma przeprosić działacza SLD, jak nakazał mu wcześniej Sąd Apelacyjny w Warszawie, za nazwanie tego ugrupowania "organizacją przestępczą".
W listopadzie 2005 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie orzekł, że ówczesny prezes PiS, a dziś premier, ma przeprosić mazowieckiego działacza SLD Stanisława Szepietowskiego. Pozwał on Jarosława Kaczyńskiego za naruszenie swych dóbr osobistych po tym, gdy poczuł się dotknięty wypowiedzią prezesa PiS w radiowych wywiadach z maja 2003 r. Sąd nakazał też wtedy Kaczyńskiemu oświadczyć, że to określenie "nie jest prawdziwe" i wpłacić 10 tys. zł. na Polski Czerwony Krzyż.
Stwierdzenie Jarosława Kaczyńskiego, że SLD jest organizacją przestępczą, wskazywało pośrednio na to, że jestem przestępcą - ja i tysiące innych uczciwych, porządnych ludzi, bo tacy w tej organizacji są - mówił po wyroku działacz Sojuszu.
Adwokat Kaczyńskiego wniósł w tej sprawie kasację do Sądu Najwyższego, żądając uchylenia wyroku Sądu Apelacyjnego. Pozwany nie musi się stawiać na rozprawę. Aby nie przegrać procesu o naruszenie dóbr osobistych, pozwany musi udowodnić prawdziwość swych słów lub przynajmniej dowieść, że działał w interesie publicznym.
Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego miała miejsce po tym, gdy w procesie w sprawie FOZZ Anatol Lawina - b. dyrektor NIK - zeznał, że do Porozumienia Centrum, wtedy partii braci Kaczyńskich - oraz innych ówczesnych partii, poza PSL, trafiały pieniądze Funduszu.
Wiadomo, o co chodziło - o paradę przestępców, kłamców, którzy by osłaniali aferę Rywina, bo z całą pewnością w tle jest afera Rywina. Jeżeli oni mogą posługiwać się wiedzą nieoficjalną, to my też - powiedział wtedy Kaczyński. Panowie z SLD zaczęli pewną wojnę, my tę wojnę przyjmujemy - mówił lider PiS, powtarzając, że "zgromadził wystarczającą liczbę informacji dającą podstawę do stwierdzenia, że SLD jest organizacją przestępczą".
W lipcu 2003 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie odmówiła wszczęcia śledztwa przeciw J. Kaczyńskiemu za jego słowa - jak chciał tego sekretarz generalny Sojuszu Marek Dyduch. Prokuratura uznała, że SLD ma możliwości samodzielnego wystąpienia z oskarżeniem prywatnym do sądu, a "interes publiczny" nie wymaga przyłączenia się prokuratury.
Dyduch domagał się, by prokuratura ustaliła, że SLD nie jest organizacją przestępczą. Prokuratura replikowała, że śledztw nie prowadzi się po to, by wykluczyć możliwość popełnienia przestępstwa, lecz po to, "by ustalić, czy nie zachodzi uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa".
Jarosław Kaczyński wzywał wtedy SLD do wytaczania mu procesów i oświadczył, że nie będzie się zasłaniał immunitetem poselskim. Nie czuję się szefem organizacji przestępczej i nie złożę doniesienia przeciwko panu Kaczyńskiemu - komentował ówczesny premier Leszek Miller.