Sąd Lustracyjny: były poseł Luśnia agentem SB
Poseł poprzedniej kadencji Robert Luśnia był w latach 80. agentem SB - potwierdził Sąd Lustracyjny II instancji. Utrzymał on wyrok sądu I instancji, uznający Luśnię za kłamcę lustracyjnego.
01.12.2005 17:25
Luśnia może jeszcze złożyć kasację do Sądu Najwyższego. Jeśli utrzymałby on wyrok, Luśnia przez 10 lat nie mógłby pełnić niektórych urzędów publicznych.
W maju tego roku Sąd Lustracyjny I instancji uznał, że w latach 1983-1988 Luśnia był agentem SB, która wynagrodziła go łączną sumą 21 tys. ówczesnych zł. Według sądu, dowody jednoznacznie wskazują, że Luśnia był tajnym i świadomym współpracownikiem SB o kryptonimie "Nonparel", udzielającym głównie informacji o podziemnym Ruchu Młodej Polski.
Sąd I instancji uznał za wiarygodne zarówno zachowane archiwa SB, jak i zeznania oficera prowadzącego o nazwisku Nadworski. Obrona kwestionowała wiarygodność materiałów SB, wskazując, że są one jedynie kserokopiami, a te łatwo sfabrykować.
Według sądu I instancji, w 1981 r. Luśnia (gdy był studentem Politechniki Warszawskiej) został zarejestrowany przez SB jako kandydat na tajnego współpracownika. Początkowo odmawiał współpracy; w 1982 r. był internowany w Białołęce. W 1982 r. i w 1983 r. SB prowadziła z Luśnią rozmowy, w wyniku czego w kwietniu 1983 r. podpisał on zobowiązanie do współpracy.
Zachowało się 9 pokwitowań odbioru pieniędzy na łączną sumę 21,2 tys. zł. Pieniądze Luśnia dostał m.in. za podziemny sprzęt poligraficzny przekazany przez niego SB. Informacje od Luśni SB wykorzystywała przeciw konkretnym osobom, bo informował on m.in., kto na Politechnice prowadzi podziemną działalność. Według sądu, w 1988 r. Luśnia odmówił dalszej współpracy - jak motywował - w związku z zabójstwem ks. Jerzego Popiełuszki, które miało miejsce w 1984 roku.
Po wyroku w maju Luśnia został wykluczony z koła Ruchu Katolicko- Narodowego Antoniego Macierewicza.
Złożył on odwołanie do sądu II instancji, który jednak nie dopatrzył się żadnych uchybień w I instancji.
43-letni Luśnia, przedsiębiorca z Lublina, uzyskał mandat z listy LPR. Zasłynął z ujawnienia w 2003 r., że posłowie SLD Jan Chaładaj i Stanisław Jarmoliński - w trakcie głosowania nad wotum nieufności dla wicepremiera Marka Pola - oddali głosy za nieobecnych kolegów z klubu.