Sąd: Kiszczak niewinny; prof. Dudek: on zadecydował!
Warszawski sąd uniewinnił b. szefa MSW, 85-letniego Czesława Kiszczaka, w procesie o przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników z kopalni "Wujek" w 1981 r. Zdaniem sądu nie da się wykazać, że do tej tragedii przyczyniły się działania oskarżonego. Jak powiedział w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Antoni Dudek, historyk i członek Rady IPN, wyrok sądu ma wymiar prawny a nie historyczny. - Pośrednia odpowiedzialność Kiszczaka jest oczywista - uważa prof. Dudek.
- Sąd rozumiejąc dramat tej całej sytuacji nie jest sądem, który może osądzić i poprawić historię, zadośćuczynić temu złemu co się stało; sąd może ustalić: winny lub niewinny (...) to wszystko, więcej sąd nie może - mówił uzasadniając orzeczenie sędzia Marek Walczak.
Katowicka prokuratura oskarżyła Kiszczaka o umyślne sprowadzenie "powszechnego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzi", kiedy 13 grudnia 1981 r. jako szef MSW wysłał szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdaniem prokuratury Kiszczak - bez podstawy prawnej - przekazał w nim dowódcom oddziałów MO uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni. Ta decyzja miała być, według oskarżenia, podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia pacyfikował kopalnie "Manifest Lipcowy" i "Wujek".
To właśnie kwestia szyfrogramu i ocena wpływu, jaki ten dokument miał na przebieg tragicznych zdarzeń w kopalni "Wujek", była podstawowym problemem spornym w sprawie. Sąd w uzasadnieniu wyroku podkreślił, że nigdy nie wykazano, aby szyfrogram pozostawał w jakimkolwiek związku z decyzją o użyciu broni palnej w kopalni.
Sędzia wskazywał m.in., że podczas procesu zomowców uczestniczących w akcji na terenie kopalni nikt nie powołał się na to, iż strzelał w związku z szyfrogramem. - Nikt nie powiedział jednego: użyłem broni, bo poznałem szyfrogram Kiszczaka - zaznaczył Walczak. Dodał, że także bezpośredni dowódca plutonu specjalnego zeznawał, że szyfrogram po raz pierwszy "chyba zobaczył w aktach sprawy", nie ma zaś żadnego potwierdzenia, że z dokumentem tym zapoznał się w 1981 r. Według tego dowódcy pod kopalnią miało dojść "do samoistnego użycia broni".
Ponadto sąd odniósł się do kwestii przekazania przez Kiszczaka uprawnień do użycia broni. Sędzia wskazał, że uprawnienia takie przekazywał już dekret o stanie wojennym, a szyfrogram był głównie powtórzeniem tego dekretu. - Jeśli dekret wprowadził taką regulację, to nie można twierdzić, że Kiszczak rozsyłając jego treść przekazywał swoje uprawnienia - powiedział sędzia.
Sąd zastrzegł także, że w sprawie rozpatrywany był konkretny zarzut postawiony przez prokuraturę. - Ten sąd nie sądził dekretu, ani wprowadzenia stanu wojennego - zaznaczył Walczak.
Wyrok jest nieprawomocny. Prokuratura domagała się dla oskarżonego dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Obrona chciała uniewinnienia.
"Porażka wymiaru sprawiedliwości"
Prokurator i pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych powiedzieli dziennikarzom po ogłoszeniu orzeczenia, że w sprawie należy spodziewać się apelacji. - Przeczytam pisemne uzasadnienie wyroku i będę zastanawiał się nad każdym aspektem sprawy przed ewentualną apelacją - powiedział prok. Zbigniew Zięba. Pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych, mec. Janusz Margasiński ocenił orzeczenie jako "porażkę wymiaru sprawiedliwości, który nie może znaleźć głowy, która tym wszystkim kierowała".
Obrońca Kiszczaka, mec. Grzegorz Majewski wstrzymał się z komentarzem. Dodał, że wyrok jest zgodny z jego oczekiwaniami, ale druga strona pewnie odwoła się do sądu apelacyjnego. Orzeczenia nie komentował też Kiszczak.
Wcześniej, w swoim ostatnim słowie przed wyrokiem Kiszczak mówił m.in., że "historia przyznała górnikom z kopalni 'Manifest Lipcowy' i 'Wujek" rację'. - Ja to rozumiem i szanuję, ale racja historyczna nie jest tożsama z racją prawną - dodawał. Jednocześnie przekazał "wyrazy głębokiego ubolewania" bliskim ofiar tragedii z 1981 r.
"Odpowiedzialność Kiszczaka jest oczywista"
Jak mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Antoni Dudek, historyk i członek Rady IPN wyrok sądu ma wymiar prawny a nie historyczny. - Jeśli po tym wyroku ktoś będzie myślał, że gen. Kiszczak nie miał nic wspólnego ze śmiercią górników z kopalni „Wujek” to znaczy, że ignoruje fakty historyczne, które są powszechnie akceptowane, czyli to, że wprowadzając stan wojenny gen. Kiszczak podpisał szyfrogram, w którym jasno określał zasady, na jakich dowodzący pacyfikacją może podjąć decyzję o użyciu broni. To na tej podstawie pułkownik milicji, który 16 grudnia kierował akcją w kopalni „Wujek”, zadecydował o otwarciu ognia, więc pośrednia odpowiedzialność Kiszczaka jest tu oczywista – mówi prof. Dudek. Prof. tłumaczy, że nie da się ustalić, czy generał Kiszczak ponosił też odpowiedzialność bezpośrednią. – Dokumenty zostały zdekompletowane, więc trudno zweryfikować czy komendant wojewódzki w Katowicach dostał dyspozycję od gen. Kiszczaka, bo takie sprawy załatwiało się „na gębę”, przez telefon. Nie chcę mi się
jednak wierzyć, że bez konsultacji z generałem, komendant mógł podjąć taką decyzję – mówi historyk.
- Ten proces przez lata był traktowany jako proces polityczny, który ma nieść za sobą próbę rozliczenia tamtego okresu - mówił w swej mowie mec. Grzegorz Majewski broniący b. szefa MSW. Dodał, że trzeba jednak proces ten traktować jako zwykłą sprawę karną. - Kwestie historyczne i polityczne zostawmy ocenie historyków - zaznaczył.
Tego samego zdania był jeden z liderów strajku w kopalni Wujek w 1981 r., inicjator nieskutecznego apelu o pojednanie ofiar i winnych stanu wojennego Jerzy Wartak powiedział po ogłoszeniu wyroku, że "tamte historyczne kwestie powinny odejść głęboko w przeszłość". - Trzeba przemyśleć tamte realia i tamte czasy i odróżnić to od czasów, w których żyjemy - uważa.
- Wydaje mi się, że niektórzy koledzy, ci którzy mają takie pisowskie poglądy, będą wnerwieni, że znowu władza się ugięła. Ja uważam, że ta kwestia powinna iść do rozważań historyków, a nie sądów - dodał. -To historia, nad którą trzeba się pochylić, ale nie rozważać w kwestiach prawnych. Historia pisze się sama, a historycy, którzy mają różne poglądy, niech się nad nią kłócą.
Gen. Kiszczak: oskarżenia nie rozumiem, prawa nie naruszyłem
- Oskarżenia nie rozumiem; prawa nie naruszyłem - powtarzał wielokrotnie Kiszczak, który nie przyznaje się do winy. Dowodzi, że nie ma związku między zdarzeniami w kopalniach a szyfrogramem, który - jego zdaniem - był tylko przypomnieniem dekretu Rady Państwa o stanie wojennym. W marcu br. Trybunał Konstytucyjny uznał dekrety o stanie wojennym za niezgodne z ówczesną i obecną konstytucją.
Z tą argumentacją nie zgadza się prof. Dudek. - Jak można mówić, że szyfrogram był przypomnieniem dekretu, skoro w dekrecie, który traktuje o generalnych zasadach obowiązywania stanu wojennego, nie ma ani słowa o użyciu broni palnej. Przecież sytuacje, w których funkcjonariusze milicji mogli użyć broni palnej, nie były regulowane ustawami czy dekretami, ale instrukcjami, jaką był ten szyfrogram. Nie ulega zatem wątpliwości, że historyczną odpowiedzialność za śmierć górników ponosi Kiszczak i Jaruzelski.
Przewodniczący Rady Instytutu Pamięci Narodowej prof. Andrzej Paczkowski mówi, że do tej pory brakowało osądu tej sprawy. - Będzie go brakowało w dalszym ciągu, bo ten wyrok nie anuluje tego, co się stało - uważa.
- To dosyć oczywiste od samego początku, że stan wojenny był jakimś złem, które spowodowało cierpienia i śmierć wielu o osób. Tak naprawdę nikt z osób, które organizowały i przygotowywały stan wojenny, wprowadzały go i nadzorowały, nie poniósł za to odpowiedzialności - dodał.
Jak mówił, generał Jaruzelski parę razy przepraszał, ale "to zawsze było uogólnione". - Bardzo dobrze, że Jaruzelski przepraszał; gen. Kiszczak też miał pewnie jakąś ku temu okazję i też może słowo przeprosin z siebie wydobył. Ale rzecz powinna zostać osądzona, a nie tylko opisana - dodał prof. Paczkowski.
Czwarty proces gen. Kiszczaka
Górnicy z "Wujka" zastrajkowali 13 grudnia, domagając się m.in. zniesienia stanu wojennego i zwolnienia internowanych. 16 grudnia doszło do starć górników z zomowcami, którzy wdarli się do kopalni. Od ich strzałów na miejscu zginęło sześciu górników, siódmy zmarł kilka godzin później, a dwóch kolejnych - w styczniu 1982 r.
Sprawę Kiszczaka wyłączono w 1993 r., z powodu jego złego zdrowia, z katowickiego procesu zomowców, w którym po kilku procesach zapadły ostateczne wyroki skazujące ich na kary od 3,5 do 6 lat więzienia. Sąd Najwyższy, utrzymując w 2009 r. wyroki skazujące zomowców spod "Wujka", podkreślił, że użyli oni broni bezprawnie, gdyż nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, oddawali "mierzone strzały z bezpiecznej odległości", a ich życiu nie groziło niebezpieczeństwo.
Sprawa Kiszczaka toczy się już 17 lat. Zapadły we wtorek wyrok był już czwartym w tej sprawie przed sądem I instancji. W 1996 r. uniewinniono go, w 2004 r. skazano na dwa lata więzienia w zawieszeniu, a w 2008 r. sąd umorzył proces. Wszystkie te orzeczenia uchylił sąd apelacyjny. Czwarty proces w SO ruszył w lutym 2010 r.
Od 2008 r. przed tym samym sądem toczy się proces autorów stanu wojennego. Kiszczak - m.in. wraz z Wojciechem Jaruzelskim - jest oskarżony przez pion śledczy IPN o udział w "zorganizowanym związku przestępczym o charakterze zbrojnym", za co grozi do ośmiu lat więzienia.
W marcu Trybunał Konstytucyjny uznał dekrety Rady Państwa PRL o wprowadzeniu w 1981 r. stanu wojennego za niekonstytucyjne. Tym samym Trybunał potwierdził formalnie, że stan wojenny w 1981 r. wprowadzono nielegalnie.