SA: sąd rejonowy musi poprowadzić proces Kaczyńskiego
Sąd Rejonowy dla m.st. Warszawy musi poprowadzić proces Jarosława Kaczyńskiego, oskarżonego przez Janusza Kaczmarka o zniesławienie za nazwanie go agentem-śpiochem. Sąd Apelacyjny w Warszawie oddalił wniosek SR o przeniesienie sprawy do wyższej instancji.
Sąd rejonowy uzasadniał swój wniosek z początku lipca skomplikowaniem sprawy i jej szczególną wagą. Jak mówił wtedy rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie Wojciech Małek, we wniosku SR wskazywał zarówno na to, kim są strony procesu, jak i na zainteresowanie sprawą opinii publicznej.
W czwartek Sąd Apelacyjny w Warszawie wniosek oddalił. Jak powiedziała rzeczniczka sądu Barbara Trębska, "argumenty o medialnym charakterze sprawy i randze osób występujących w procesie nie przekonały sędziów, iżby waga sprawy nakazywała prowadzenie jej w sądzie okręgowym".
Teoretycznie sąd apelacyjny może przekazać sądowi okręgowemu (gdzie orzekają bardziej doświadczeni sędziowie) sprawę o każde przestępstwo ze względu "na szczególną wagę lub zawiłość sprawy". W przeszłości SA przenosił do SO wiele głośnych spraw karnych, m.in.: Lwa Rywina, b. szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, b. ministra skarbu Emila Wąsacza, b. wiceszefa MON Romualda Szeremietiewa, b. wiceminister kultury Aleksandry Jakubowskiej, b. szefa Agencji Wywiadu Zbigniewa Siemiątkowskiego, b. ministra gospodarki Wiesława Kaczmarka.
Teraz sprawa wróci do SR, który nie może jej rozpocząć od ponad trzech lat. "To skandal dla wymiaru sprawiedliwości, że tyle czasu na rozpoznanie czeka taka sprawa. Jeszcze trochę i będziemy musieli mówić w niej o groźbie przedawnienia. Tego się obawiam" - powiedział PAP w czwartek jeden z pełnomocników Kaczmarka, mec. Krzysztof Stępiński.
Pod koniec czerwca SR - na wniosek obrońców lidera PiS - wyłączył sędziego Macieja Jabłońskiego z prowadzenia tego procesu. Do czasu zapoznania się z aktami nowy sędzia odwołał zaś zaplanowane na 6 lipca psychiatryczne badania, na jakie Kaczyńskiego chciał wysłać poprzedni sędzia. Lider PiS decyzję o badaniu uznawał za "skandaliczną, całkowicie bezprawną i pozbawioną podstaw". Wniosek o przeniesienie sprawy sprawia, że kwestia badań poczeka na decyzję SA, czy przenieść proces do SO.
Proces dotyczy wypowiedzi z 2008 r., gdy prezes PiS powiedział, że Kaczmarek "to był po prostu człowiek drugiej strony, jak to niektórzy nazywają - taki +śpioch+". "To jest nawiązanie do agenta śpiocha. Ktoś przez wiele lat nie wypełniał swojej funkcji, potem dostaje sygnał i zaczyna pracować jako agent" - dodał. "Otóż on rzeczywiście bardzo zręcznie się wkupił w łaski naszego środowiska, parę rzeczywistych spraw załatwił, bo to bardzo sprawny i inteligentny człowiek, a następnie zaczął różnych układów bronić i dzięki temu różne śledztwa nagle się okazywały niemożliwe, choćby to paliwowe" - mówił b. premier.
W prywatnym akcie oskarżenia Kaczmarek zarzucił Kaczyńskiemu, że pomówił go w mediach o właściwości, które "mogą poniżyć go w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danej działalności". Artykuł 212 par. 2 Kodeksu karnego przewiduje za taki czyn grzywnę, karę ograniczenia wolności albo do roku więzienia. Zgodnie z nim nie popełnia przestępstwa ten, kto "rozgłasza prawdziwy zarzut dotyczący postępowania osoby pełniącej funkcję publiczną lub służący obronie społecznie uzasadnionego interesu".
"Wszystko podtrzymuję" - mówił Kaczyński, gdy w 2009 r. zrzekł się immunitetu poselskiego do tej sprawy. Zapowiedział wtedy, że jako oskarżony zamierza skorzystać z prawa przedstawienia sądowi "informacji, które mają charakter ściśle tajny". Sam proces będzie zapewne niejawny.
Trwa już cywilny proces wytoczony przez Kaczmarka za te same słowa prezesowi PiS (na wniosek pozwanego jest on niejawny). Kaczmarek żąda od Kaczyńskigo przeprosin "za postawienie nieprawdziwych zarzutów, że tkwi w układzie, utrudnia śledztwa prowadzone przez organy ścigania" oraz za "znieważające nazwanie go agentem śpiochem". Miałby też wpłacić 10 tys. zł na Caritas. Pozwany wnosi o oddalenie pozwu. Ciąg dalszy tego procesu - we wrześniu.
Kaczmarka odwołano na wniosek premiera Kaczyńskiego z funkcji szefa MSWiA w sierpniu 2007 r., bo "znalazł się w kręgu podejrzenia" w sprawie przecieku z akcji CBA w resorcie rolnictwa. ABW zatrzymała go w sierpniu 2007 r., razem z b. szefem policji Konradem Kornatowskim i ówczesnym szefem PZU Jaromirem Netzlem. Miał zarzut zatajenia spotkania z Ryszardem Krauzem w hotelu Marriott w lipcu 2007 r. i utrudniania śledztwa w sprawie przecieku z akcji CBA. Śledztwa w sprawie fałszywych zeznań Kaczmarka i samego przecieku z akcji CBA umorzono ostatecznie w 2009 r. Jeszcze w 2007 r. sąd uznał za bezpodstawne zatrzymanie Kaczmarka, który na drodze sądowej żąda za to od państwa wielomilionowego odszkodowania.