Kontrowersje wokół Taylor Swift. Czy można latać inaczej?
Taylor Swift słynie nie tylko z muzyki, przyciągania tłumów i gigantycznych zarobków, lecz także z licznych lotów odrzutowcami. Czy gwiazda mogłaby podróżować w sposób, który nie szkodzi klimatowi? - pisze Szymon Bujalski z "Ziemia na Rozdrożu".
Loty prywatnymi odrzutowcami Taylor Swift to głośny temat. I trudno się temu dziwić. Jak wynika z raportu agencji Yard, prywatne odrzutowce gwiazdy odbyły w 2022 r. aż 170 lotów. Związane z tym emisje CO2 przekroczyły zaś 8 tys. ton. Dla porównania to tyle, ile w rok emituje przeciętnie ponad tysiąc osób w Polsce.
W rezultacie Swift wygrała zestawienie na najbardziej zanieczyszczające atmosferę gwiazdy Hollywood. W niechlubnym rankingu wyprzedziła m.in. takie gwiazdy jak Floyd Mayweather, Jay-Z, Alex Rodriguez, Blake Shelton, Steven Spielberg i Kim Kardashian.
Niektórzy stoją w obronie Taylor Swift. Tłumaczą, że tego typu gwiazdy nie mogą podróżować inaczej niż prywatnymi odrzutowcami, a zwracanie uwagi na liczne loty bez wskazywania rozwiązań niczego nie wnosi.
Co mogą zrobić więc gwiazdy pokroju Taylor Swift, a co jest poza ich zasięgiem? Sprawdźmy to.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lotnisko Chopina sparaliżowane. Wszystko przez Taylor Swift
Swift: ekologicznie czy mniej?
Zacznijmy od tego, że lotnictwo to jedna z najtrudniejszych branż do "przemodelowania". O wiele szybciej będziemy mieć "czysty" prąd w gniazdkach niż "czyste" paliwo w samolotach.
Fotowoltaika i wiatraki są już tak powszechne i tanie, że niewprowadzanie ich przez rządy to gospodarczy sabotaż. Zrównoważone paliwa lotnicze (tzw. SAF) kosztują jednak cztery razy więcej niż standardowe, a ich dostępność jest - delikatnie rzecz ujmując - bardzo skromna. Jak wynika z danych IATA (Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych), w 2023 r. stanowiły one 0,2 proc. dostępnego paliwa lotniczego. I choć ilość zrównoważonego paliwa lotniczego w ciągu roku podwoiła się, a w tym roku ma się nawet potroić, latanie na ekologicznym paliwie na razie jest niemalże nieosiągalne.
To, co jednak jest jak najbardziej osiągalne, to zwykłe zmniejszenie liczby lotów. W przypadku Taylor Swift to nie tylko trasy koncertowe. W ostatnim czasie gwiazda sporo latała chociażby na mecze futbolowe swego partnera, Travisa Kelce. Najgłośniej było o finale ligi w Las Vegas, na który przyleciała specjalnie z trasy koncertowej w Japonii. Jak wskazuje portal Grist, kilkunastogodzinny lot miał przynieść emisje na poziomie ok. 40 ton CO2 - tyle, ile przeciętna osoba z Polski emituje w ok. pięć lat. A przecież był jeszcze lot powrotny.
Latanie odrzutowcem na mecze partnera - a ten z Japonii nie był jedynym - nie należy do podstawowych potrzeb żadnego człowieka. Bez względu na to, ile razy jego utwory znajdywały się na szczycie list przebojów.
Jak Coldplay?
Że koncerty można robić inaczej, pokazał Coldplay. Jak informują m.in. "Variety" i "The Guardian", ostatnia trasa zespołu przyniosła o 50 proc. mniejsze emisje CO2 niż wcześniejsza. Cały prąd na koncertach (do dźwięku, oświetlenia itp.) pochodził z czystych źródeł energii i był magazynowany w bateriach z BMW po recyklingu. Część energii wytworzyli zaś sami fani - przez jazdę na rowerach elektrycznych i… taniec na "parkietach kinetycznych", które gromadziły energię i przekazywały ją dalej.
Do tego prawie 90 proc. opasek LED wielokrotnego użytku zostało przez publiczność zwrócone, a niewykorzystane prawie 4 tys. posiłków i 70 kg przyborów toaletowych przekazano bezdomnym. Wokalista, Chris Martin, na koncert w Cardiff przyjechał zaś pociągiem. I - jak deklarował - robi to zawsze, gdy opcja dotarcia transportem publicznym jest dostępna.
Ostatnia trasa Coldplay zaowocowała też posadzeniem 7 mln drzew - po jednym za każdą osobę na koncercie.
Kontrowersyjne offsety
Drzewa to najpopularniejsze offsety, czyli "równoważenie" emisji CO2 zamiast ich zwykłego ograniczania. Przedstawiciele Taylor Swift również podkreślają, że "zoffsetowała" swoje emisje - i to z nawiązką. Nie mówią jednak, w jaki sposób.
Niemal zawsze polega to na sadzeniu drzew. Takie offsetowanie - też niemal zawsze - nie służy zaś ograniczaniu emisji, tylko wyrzutów sumienia. Drzewa dadzą korzyści za wiele lat, a i tak nie jest to pewne, bo mogą uschnąć, umrzeć, zostać zniszczone przez wichurę itd. A my pilnie potrzebujemy ograniczania emisji już teraz, a nie ich teoretycznego równoważenia być może kiedyś. Do tego sadzonych drzew często nikt później nie dogląda, a nie raz zdarzało się, że były sadzone tylko na papierze.
Z tych i innych przyczyn w ostatnim czasie pojawiło się wiele badań i raportów wskazujących, że takie offsety są wręcz offsetami "śmieciowymi". I dotyczy to także tych inicjatyw, które miały wyznaczać najwyższy standard w branży i być punktem odniesienia.
Zakaz, opłaty, coś innego?
Niektórzy sugerują, że Taylor Swift mogłaby latać zwykłymi samolotami komercyjnymi. Zwłaszcza że wykupienie całej klasy biznes to dla niej żaden problem.
Obrońcy gwiazdy odsyłają jednak do artykułów sprzed blisko dekady, gdy era "Swifties" dopiero się rozkręcała. Już wtedy witały ją jednak tak duże tłumy i były tak podekscytowane, że dochodziło do paraliżu lotnisk i opóźnień w lotach. Tak było na przykład podczas jej trasy koncertowej w 2015 r. w Japonii.
Inni idą jeszcze dalej i postulują, by lotów odrzutowcami w ogóle zakazać - bo w czasach kryzysu klimatycznego to luksus, na który nie możemy sobie pozwolić.
Emisje z takiego lotu są kilkanaście razy większe niż z lotu komercyjnego i kilkadziesiąt razy większe niż z jazdy pociągiem. W skrócie: nie można podróżować z większą szkodą dla klimatu (chyba że rakietą w kosmos, co superbogacze też już robią). A do tego jest to niesprawiedliwość pokazująca, że bogatym można więcej. Żeby zachęcić ludzi do ochrony klimatu, poczucie sprawiedliwości jest zaś niezbędne.
Inni twierdzą zaś, że loty superbogatych powinny zostać odpowiednio opodatkowane. Żeby zmienić branżę lotniczą, potrzeba miliardów i gigantycznych inwestycji w rozwój sektora zrównoważonych paliw i alternatywnych technologii. Czemu nie mieliby zapłacić za to najbogatsi, którzy najbardziej niszczą klimat (jeden proc. najbogatszych odpowiada za tyle emisji, co dwie trzecie ludzkości)?
Pierwszy lot prywatnym odrzutowcem niech kosztuje setki tysięcy, drugi kilka milionów, a kolejny jeszcze więcej. Superbogatych stać, nie zbiednieją. A skoro gwiazdom tak bardzo zależy na klimacie i równości, jak to mówią, nie będą mieć z tym żadnego problemu, prawda?
A jeśli się nie da?
Obrońcy miliarderki tłumaczą, że musi ona podróżować odrzutowcem. Bo przy dwuletniej trasie po 50 państwach inaczej się nie da. Ale światowy tour muzycznej gwiazdy i latanie odrzutowcami na mecze partnera to nie przymus. To wybór, który ma konsekwencje: w przypadku koncertów te przyjemne (jak np. piękne chwile w życiu jej fanów) i te negatywne (jak np. wielkie emisje z lotów jej, ekipy i fanów).
Można zrozumieć, że ludzie chcą oglądać z bliska ulubione gwiazdy i sportowców. To naturalne i nie ma w tym nic złego. Nie oznacza to jednak, że styl życia gwiazd jest wzorem godnym naśladowania i chwalenia.
Być może nigdy nie będzie to sposób życia przyjazny dla środowiska, nawet jeśli pojedyncze działania gwiazd takie bywają. Można chwalić Swift za to, że otwarcie mówi o problemach zwykłych ludzi (jak depresja), a przy okazji koncertów przekazuje pokaźne dary potrzebującym organizacjom. Jednocześnie można krytykować ją za to, że ma dwa odrzutowce, superjacht i sporą kolekcję samochodów, a otacza się symbolami luksusu, które są też symbolami kryzysu klimatycznego.
W skrócie: lubiane i cenione przez nas znane osoby są często (nieomal zawsze?) elementem systemu, który ciągnie nas na dno. Poradzenie sobie z tą myślą może być jeszcze trudniejsze niż poradzenie sobie z prywatnymi odrzutowcami.
Szymon Bujalski, "Ziemia na Rozdrożu"