Wyciągnęła swojego męża z Auschwitz. "Słała pismo za pismem, nawet do Hitlera"

Danuta - osoba postrzegana do niedawna przez Józka i innych jako dziecinna - na przekór prawdopodobieństwu, systemowi i wszelkiej logice wyciągnęła swojego męża z Auschwitz. (...) Słała pismo za pismem, do wszelkich możliwych instancji i do wszystkich znanych jej osób. Nawet do Adolfa Hitlera.

Widok na bramę byłego niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau
Widok na bramę byłego niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau
Źródło zdjęć: © NAC

Pada zimny deszcz. Wokół rozciągają się niezmierzone szare pola - krajobraz wyprany z ludzi i kolorów. Przed nimi wąska i kręta droga. Zmęczony koń ciągnie po niej wóz. Na nim, oprócz woźnicy, siedzą młoda kobieta imieniem Danuta, z małym dzieckiem na kolanach, oraz Józek, dziesięć lat od niej starszy mąż. Oboje są lekko ubrani, nie mają płaszczy ani innej porządnej wierzchniej odzieży. Dziecko jest dobrze otulone. Nawet w czasach pokoju byłaby to bardzo niewygodna podróż.

Danuta i Józek Fijałkowscy są mieszkańcami Warszawy - Danuta dorastała w stolicy i kochała to jasne, hałaśliwe, pełne ludzi miasto. Małżonkowie spędzili lato w podlubelskiej wsi Czemierniki, w nieukończonym domu bez ogrzewania i izolacji. Teraz nadchodzi zima i Józek znalazł dla rodziny lepsze schronienie. Miejsce to leży trzydzieści kilometrów dalej na północ, w Międzyrzecu Podlaskim. Właśnie tam zmierzają tego słotnego jesiennego dnia.

To ucieczka, choć Józek nie chce się do tego przyznać. Oficjalnie wyjechali na lato do Czemiernik, bo miało to przysłużyć się chłopcu i Danuta "potrzebowała wakacji". Gdy nastała jesień, Danuta chciała wracać do ich małego mieszkanka w stolicy, lecz jej mąż powiedział nie. "W Warszawie trudno zdobyć jedzenie" - tak brzmiał jego najsilniejszy argument. To prawda. Większość mieszkańców miast wyjeżdża z początkiem weekendu na wieś z pustymi walizkami i kupuje lub wymienia jakieś rzeczy na jedzenie u rolników - na czarno, by później przeszmuglować je z powrotem do domu, omijając kontrole i szlabany, wszechobecne grupki niemieckich żołnierzy w długich płaszczach, z karabinami i psami na smyczach.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jednak Józek nie mówi wszystkiego swojej żonie. Raz na jakiś czas znika i udaje się w tajemnicze podróże, wyraźnie wystraszony, a potem wraca, z ulgą odmalowującą się na twarzy i z odrobiną pieniędzy. Danuta widzi jego niepokój i wie, że muszą się ukrywać. Przebywa na zwolnieniu warunkowym i powinien się stawić w napawającej trwogą warszawskiej siedzibie Gestapo mieszczącej się w pompatycznym neoklasycystycznym gmachu przy alei Szucha 25. Przestał się tam zjawiać minionej wiosny. Nie chciał tego robić, nie miał siły, już dłużej nie mógł.

* * *

Józek nie zrobił nic złego, miał zwyczajnego pecha i padł ofiarą przypadkowej łapanki na ulicy. Od sierpnia 1940 do stycznia tego roku był więźniem w Auschwitz - trzymano go w jednym z ceglanych budynków, w których przed wojną były koszary wojskowe - dziś, podobnie jak wiele polskich miast, noszącym niemiecką nazwę.

Danuta nie wie, co tam przeżył. Zresztą nie chce, by jej o tym opowiadał, bo wytrąca go to z równowagi. Wystarczy jej to, co do tej pory usłyszała o trudnych do wyobrażenia apelach na chłodzie, szeregach więźniów w pasiakach i drewnianych butach, morderczej pracy w zimnie i błocie, o psach i esesmanach bijących więźniów i więźniach bijących innych więźniów, o głodzie i egzekucjach z byle powodu i o nowych sposobach masowego uśmiercania ludzi (przy pomocy trującego gazu - ale to chyba tylko plotki?), o surowych regułach i zwojach drutu kolczastego, o wartowniach, śmiertelnej ciszy i mrocznej atmosferze śmierci - groźbie śmierci, śmierci będącej spektaklem, fenomenem, stanem i codziennością.

Józkowa dusza uschła ze strachu.

* * *

Danuta i Józek Fijałkowscy dotarli do celu. Są w Międzyrzecu Podlaskim. Lecz Danuta jest rozczarowana. To miejsce nie wygląda jak prawdziwe miasto: "nie ma wysokich budynków, tylko niskie kamienice, domy i szopy". Józek z marnym skutkiem próbuje ją pocieszyć, żartując sobie, że - było, nie było - zamieszkają na ulicy Warszawskiej.

Zachwala nowe miejsce, być może z lekką przesadą: spójrz, trzy duże pokoje i kuchnia, a z tyłu nawet własny ogródek. Będą mogli uprawiać w nim warzywa - Józek powtarza to z entuzjazmem (być może udawanym), a potem z rozrzewnieniem (zapewne prawdziwym) wspomina dom rodzinny w Kole, gdzie jego rodzina też miała ogród i Józek go uwielbiał, bo pełen był "pachnących jabłoni i rozłożystych czereśni, kwitnących rabat, soczystych pomidorów i chrupiących, pnących się po płocie ogórków". Jednak to, co zastają w Międzyrzecu, nie przypomina dużego wiejskiego ogrodu skąpanego w ciepłym słońcu późnego lata. To listopadowoszary skrawek ziemi na tyłach domu.

(...) Danuta i Józek nie tylko są obywatelami kraju, który, technicznie rzecz biorąc, przestał istnieć, ale też takiego, który nie ma prawa przetrwać.

Zarówno dla nich, jak i dla innych Polaków nie jest to bynajmniej abstrakcyjna geopolityka. To ich codzienność. Zamknięto wszystkie polskie szkoły średnie i uniwersytety (dlatego Danuta nie zdała egzaminu - nie miała gdzie i nie wolno jej było go zdać); podobnie jak biblioteki, muzea i archiwa; nie wolno drukować polskich książek, panuje zakaz ich rozpowszechniania, sprzedaży i wypożyczania; nie wolno nauczać polskiej literatury, historii, geografii; nie działają polskie teatry oraz kina; zakazana jest muzyka polskich kompozytorów; w ogóle Polakom nie wolno muzykować; pociągi, tramwaje, kawiarnie, restauracje, hotele, parki, place zabaw, baseny i plaże albo mają wydzielone, osobne miejsca dla Polaków i Niemców, albo są "nur für Deutsche"; Polacy muszą ustępować miejsca Niemcom na chodnikach; Polakom nie wolno prowadzić pojazdów silnikowych i jeździć taksówkami; Polacy nie mogą być właścicielami przedsiębiorstw, firm budowlanych, warsztatów; Polacy nie mogą posiadać odbiorników radiowych, dzwonić z budek telefonicznych i nosić przy sobie teczek.

Danuta i Józek wędrują po nowym mieszkaniu. Józek podkreśla, jakie jest duże, powtarza też, że to będzie ich pierwszy prawdziwy dom. Jak odnotowuje Danuta, nie ma w nim ani centralnego ogrzewania, ani bieżącej wody, nie wspominając o toalecie. Mieli to wszystko, kiedy mieszkali w Warszawie. Józek mówi, że mogliby sprowadzić tu jej mamę, że mama mogłaby otworzyć salon fryzjerski w pokoju od ulicy - to doskonała lokalizacja, bardzo blisko rynku. Danuta uważnie ogląda nieliczne meble: stare łóżko, rozpadającą się szafę, stół, dwa krzesła.

* * *

(…) Józek wykonuje prace stolarskie i dogląda ich syna Jędrusia. Danuta rozmawia z sąsiadami. Józek mało wychodzi. Coś się zmieniło w ich związku, nastąpiło przesunięcie ról.

Józek jest dziesięć lat starszy od żony, bardziej doświadczony i inteligentny, a okrągłe okulary i włosy zaczesane do tyłu przydają mu powagi. Danuta sprawia wrażenie dziewczęcej i naiwnej, jest nieduża i krucha, trochę próżna - może dlatego, że jej matka fryzjerka nauczyła ją przykładać dużą wagę do wyglądu, ale i z tej przyczyny, że jest ładną blondynką o szczerej twarzy, ma wysokie kości policzkowe i prawie idealny profil. Czy uratowała go jej uroda? Bo to Danuta - osoba postrzegana do niedawna przez Józka i innych jako dziecinna - na przekór prawdopodobieństwu, systemowi i wszelkiej logice wyciągnęła swojego męża z Auschwitz.

* * *

Nie pogodziła się z faktem, że Józek został zgarnięty z ulicy i wywieziony do obozu, podjęła więc starania mające na celu uwolnienie go. Miała pewność, że nie zrobił nic złego i nie powinien trafić do więzienia. (…) Poświęcała większość czasu na rozsyłanie śmiałych i starannie sformułowanych petycji do władz okupacyjnych oraz przedzieranie się przez labirynty jej korytarzy i punktów kontroli opatrzonych akronimami zapisanymi szwabachą. Słała pismo za pismem, do wszelkich możliwych instancji i do wszystkich znanych jej osób - owszem, nawet do Adolfa Hitlera.

(…) Gdyby nie upór Danuty, Józek zapewne umarłby w obozie. Można więc rzec, że te same okoliczności, które złamały jego, ją uczyniły silniejszą. On stał się pasywny, ona aktywna. We wsi, w której mieszkali przez całe lato, świeżo nabyta odwaga i umiejętność poruszania się w labiryncie niemieckiej biurokracji uczyniły "panią z Warszawy", jak z szacunkiem nazywano tam Danutę, bardzo cenioną osobą.

Peter Englund, Wydawnictwo History

Fragment pochodzi z książki "Punkt zwrotny. Listopad 1942. 40 osobistych historii z najważniejszego miesiąca II wojny światowej", Peter Englund, Wydawnictwo History.

© Materiały prasowe
Źródło artykułu:Wydawnictwo History
Wybrane dla Ciebie