Powstanie Warszawskie mogło zakończyć się wcześniej? Dlaczego Armia Krajowa zerwała negocjacje?
Podpisany w nocy z 2 na 3 października 1944 roku "Układ o zaprzestaniu działań wojennych w Warszawie" kończył trwające 63 dni powstanie. Dowództwo Armii Krajowej bardzo długo zwlekało z decyzją o kapitulacji stolicy. Dzisiaj mało kto pamięta o tym, że walki mogły zakończyć się już w pierwszej połowie września. Oto dlaczego generał Tadeusz Komorowski "Bór" zerwał wówczas zaawansowane negocjacje z Niemcami.
01.08.2024 | aktual.: 01.08.2024 11:30
Rozpoczynając 1 sierpnia 1944 roku Powstanie Warszawskie, dowództwo Armii Krajowej zakładało, że walki w stolicy potrwają zaledwie kilka dni. Liczono, że uda się zaskoczyć Niemców i zająć miasto tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej. Ale tak się nie stało, a powstanie przeciągnęło się aż do początku października.
Dalszą walkę uznano za bezcelową
Dowódca Armii Krajowej generał Komorowski "Bór" jednak już na początku września doskonale zdawał sobie sprawę z beznadziejnego położenia swoich podkomendnych. Szef Wydziału Informacji Biuro Informacji i Propagandy Aleksander Gieysztor "Borodzicz" wspominał po wojnie:
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"9 września w godzinach rannych Komenda Główna Armii Krajowej uznała dalszą walkę za bezcelową. Mianowicie Żoliborz i Mokotów prowadziły walkę samodzielnie, stan posiadania Śródmieścia, gdzie były główne siły powstańcze, ciągle zmniejszał się pod naciskiem niemieckim, w szczególności na Śródmieście północne".
"Komenda oceniała, że Śródmieście północne może szybko upaść, a Śródmieście południowe było właściwie pozbawione środków walki, przynajmniej w tym zakresie, jakim dysponowało Śródmieście na północ od Alei Jerozolimskich.
Do tego doszły depesze z Londynu zawiadamiające, że nadzieje na pomoc są właściwie żadne. W ten sposób generał "Bór" Komorowski w porozumieniu ze Stanisławem Jankowskim, pełnomocnikiem rządu, zdecydował się, żeby rozpocząć pertraktacje kapitulacyjne (…)".
Ewaluacja ludności cywilnej
Dowództwo Armii Krajowej przekazało Niemcom propozycję rozmów za pośrednictwem Polskiego Czerwonego Krzyża. Kat powstania, Erich von dem Bach, przyjął je z zadowoleniem. Zależało mu bowiem na jak najszybszym zakończeniu walk.
Zgodnie z tym, co pisze profesor Alexandra Richie w książce "Warszawa 1944. Tragiczne powstanie" Obergruppenführer już 2 września "przekonał Hitlera, by dał mu prawo do prowadzenia negocjacji w charakterze swego pełnomocnika".
Dyktator wyraził na to zgodę, zastrzegając jednak, że ewentualne porozumienie zostanie osiągnięte w formie ultimatum bez spełniania jakichkolwiek postulatów Polaków. Esesman co prawda udawał, że akceptuje polecenia płynące z Berlina, ale później niezbyt się nimi przejmował.
W pierwszej kolejności Niemcy podjęli rozmowy z przedstawicielami PCK, których tematem była ewakuacja ludności cywilnej. W ich wyniku doszło "nawet do przerwania ognia 7 i 8 września, co umożliwiło około sześćdziesięciu tysiącom cywilów wymarsz do obozu w Pruszkowie".
Niemcy byli gotowi spełnić warunki AK
Gest ten miał przekonać dowództwo Armii Krajowej do powszechnej kapitulacji. Profesor Norman Davies w książce "Powstanie ’44" podaje, że w odpowiedzi na wezwania Niemców do złożenia broni " Bór" 10 września wysłał notę, prosząc o wyjaśnienie trzech kluczowych kwestii:
* przyznania pełnych uprawnień kombatanckich wszystkim żołnierzom Armii Krajowej;
* wydania oświadczenia na temat losu ludności cywilnej pozostającej w mieście;
* określenia zamiarów Niemców wobec cywilnych działaczy podziemia.
Von dem Bach za pośrednictwem generała Günthera Rohra niemal od razu przystał na przyznanie "pełnych praw kombatanckich" żołnierzom Armii Krajowej. Jednocześnie zapewniał, że nie będzie "żadnych dochodzeń na temat ich działalności antyniemieckiej przed 1 sierpnia 1944 roku". Niemcy domagali się jednak natychmiastowej kapitulacji.
Cyniczna gra Stalina
Ostatecznie "Bór" nie przystał na takie ultimatum i zerwał negocjacje. W nocy z 9 na 10 września komendant Armii Krajowej otrzymał bowiem od generała Antoniego Chruściela "Montera" meldunek, w którym dowódca sił powstańczych w stolicy zapewnił go, że:
"(…) obrona odcinka północnego nie jest jeszcze taka słaba, aby pod jednym silnym uderzeniem załamała się, stan fizyczny oddziałów jest istotnie godny najwyższej uwagi, stan moralny jest lepszy od fizycznego.
Kapitulacja jest ostatecznością, której chcemy uniknąć. Nikt nie wierzy Niemcom; ludzie chcą ginąć z bronią w ręku, na posterunku, a nie po rozbrojeniu. Jest powszechne przekonanie, że po złożeniu broni szeregi powstańcze byłyby wycięte w pień. Proszę pana generała o zwłokę, niedobrze byłoby pośpieszyć się o pięć minut".
10 września rozpoczął się również szturm Armii Czerwonej na Pragę. W tym samym czasie Sowieci i alianci zapewniali Polaków o rozpoczęciu zrzutów z zaopatrzeniem dla powstańców. Ostatecznie wsparcie ze wschodu wcale nie nadeszło, bowiem Stalin ani myślał pomagać powstaniu. Nie zgodził się również na lądowania amerykańskich i angielskich samolotów na lotniskach polowych Armii Czerwonej.
Tym sposobem cyniczna postawa sowieckiego dyktatora sprawiła, że walki w Warszawie trwały jeszcze trzy tygodnie. Dopiero w nocy z 2 na 3 października podpisano akt kapitulacji powstania.
Historycy szacują, że łączne straty w szeregach powstańców wyniosły od 16 do 18 tysięcy zabitych oraz zaginionych. Dalszych sześć tysięcy żołnierzy Armii Krajowej odniosło rany.
W przypadku ludności cywilnej liczba ofiar jest właściwie niemożliwa do ustalenia. W zależności od źródła waha się od 100 tysięcy do ponad 200 tysięcy zabitych. Rannych nikt nawet nie próbuje liczyć.
Poruszającą opowieść o tragedii, jaka spotkała ludność powstańczej Warszawy, można przeczytać w nowej powieści Niny Majewskiej-Brown pt. "Z powstania do Auschwitz" (Bellona 2023).
Bibliografia:
- Norman Davies, "Powstanie ’44", SIW Znak 2014.
- Hanns von Krannhals, "Powstanie Warszawskie 1944", Bellona 2017.
- Alexandra Richie, "Warszawa 1944. Tragiczne powstanie", W.A.B. 2014.