Wypadek, sabotaż czy zamach? Kto zabił gen. Sikorskiego?
Nieszczęśliwy wypadek, sowiecki sabotaż, a może... zamach zorganizowany na zlecenie Polaków? Co doprowadziło do tajemniczej śmierci gen. Władysława Sikorskiego?
Do dziś śmierć gen. Władysława Sikorskiego pozostaje niewyjaśnioną tajemnicą. Zagadkowe okoliczności, jakie doprowadziły do katastrofy Liberatora 4, którym leciał nocą z 4 na 5 lipca 1943 roku, nadal budzą liczne wątpliwości. Nic dziwnego, że wokół sprawy wyrosło mnóstwo teorii spiskowych.
Śmierć generała Sikorskiego
Co wiadomo na pewno? Premier Rządu Rzeczpospolitej na Uchodźctwie i Naczelny Wódz po raz ostatni był widziany żywy, kiedy 4 lipca wsiadał na pokład samolotu na lotnisku w Gibraltarze. Przerobiony na salonkę dla VIP-ów liberator, którym leciał, był pilotowany przez doświadczonego kapitana Eduarda Prchala. Czeski pilot jako jedyny przeżył katastrofę. Pozostałych 16 pasażerów i członków załogi zginęło na miejscu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: 45 tysięcy wagonów z łupem. Tak Niemcy w 1944 r. ograbili Warszawę
Maszyna bez problemu oderwała się od ziemi, ale zaledwie 16 sekund po starcie runęła do morza z wysokości ok. 100 metrów. Natychmiast ogłoszono alarm, zapalono reflektory, a z portu ruszyły motorówki ratownicze. Samolot zatonął jednak po ośmiu minutach – zanim łodzie dotarły na miejsce. Ratownicy wydostali z wody Prchala, unoszącego się na falach w kamizelce ratunkowej. Z wraku udało się wydobyć ciała generała oraz pięciu innych osób. Zwłok reszty ofiar nigdy nie odnaleziono.
Wśród zaginionej dziesiątki zmarłych była córka Sikorskiego i jego osobista szyfrantka Zofia Leśniewska, która miała mieć przy sobie torbę tajnych dokumentów. Ten fakt oraz nieprawidłowości podczas oficjalnych badań przyczyn katastrofy – m.in. niedopuszczenie polskiego członka komisji zajmującej się tą sprawą do zadawania pytań – zrodziły w późniejszym czasie szereg podejrzeń.
Błąd ludzki czy zamach?
Złożona z brytyjskich lotników komisja po dwóch tygodniach jako oficjalną przyczynę wypadku podała zakleszczenie się linek steru wysokości. W 1983 roku, w 40. rocznicę katastrofy prof. M.R.D. Foot, oficjalny historyk brytyjskiego Zarządu Operacji Specjalnych, zapewnił, że władze brytyjskie w Gibraltarze "dołożyły wszelkich starań, aby chronić samolot generała Sikorskiego – maszynę na lotnisku otaczała przez cały czas uzbrojona straż".
Prof. Foot miał dostęp do wciąż utajnionych dokumentów (mają one zostać ujawnione dopiero w 2033 roku) i czytał wewnętrzny raport Królewskich Sił Powietrznych. Na tej podstawie stwierdził, że katastrofę spowodował błąd ludzki wynikający z nieszczęśliwego wypadku. Otóż jeden z wartowników miał zemdleć z powodu upału. Ułożono go w cieniu pod skrzydłem liberatora, by tam doszedł do siebie, a jego plecak włożono do luku pod spodem kadłuba, po czym o nim… zapomniano. Gdy później tego dnia maszyna poderwała się w powietrze, nadprogramowy bagaż przesunął się do tylnego przedziału i zablokował linki kontrolujące wychylenie steru wysokości, doprowadzając do tragedii.
Tę wersję mieli potwierdzić świadkowie, którzy widzieli spadającą maszynę, oraz ocalały pilot. Nie brakuje jednak alternatywnych wyjaśnień. Najczęściej pojawia się teoria, że za śmierć gen. Sikorskiego odpowiadali sowieccy sabotażyści. Według jej zwolenników przemawia za tym fakt, iż podczas pobytu generała w Gibraltarze pojawił się tam również Iwan Majski, ambasador Stalina, w otoczeniu grupy agentów NKWD, a także współpracujący z radzieckimi służbami brytyjski szpieg Kim Philby.
Nazistowska propaganda
Jako pierwsi sprawę domniemanego zamachu nagłośnili… Niemcy. Już 4 lipca 1943 roku Joseph Goebbels zapisał w dzienniku, że był to "bolszewicko-brytyjski zamach", a dzień później nazwał premiera Rządu Rzeczpospolitej na Uchodźctwie "ostatnią ofiarą Katynia", uruchamiając zakrojoną na szeroką skalę kampanię propagandową. Co ciekawe, według Jana Nowaka-Jeziorańskiego już po wojnie niemieckie służby utrzymywały, że do katastrofy doprowadził agent Abwehry, który miał dosypać cukru do paliwa Liberator, co miało spowodować zatarcie silnika.
Ziarno niepewności zasiały też ustalenia polskiej komisji, która bazowała na ustaleniach Brytyjczyków, ale doszła do nieco innych wniosków. Jeden z jej członków, pilot Jerzy Bajan, w rozmowie z Nowakiem-Jeziorańskim powiedział:
"Wynik badań komisji polskiej różnił się od wyniku komisji brytyjskiej tym, że komisja brytyjska stwierdziła, że wypadek nie nastąpił na skutek sabotażu. Myśmy stwierdzili, że skoro nie można ustalić przyczyn wypadku, to nie można wykluczyć sabotażu. Niemniej wydaje się to bardzo nieprawdopodobne (…). Musiałby to być bardzo dziwny sabotaż. Przede wszystkim ten, który go dokonał, nie mógł przypuszczać, że mógłby on nastąpić w tym momencie. Gdyby tego rodzaju rzecz (zablokowanie steru wysokości) nastąpiłaby w powietrzu, to zawsze byłby czas na reakcję".
Jako osobę odpowiedzialną za zorganizowanie zamachu wskazywano także personalnie skonfliktowanego z Sikorskim gen. Władysława Andersa. Oskarżenia takie wysuwali gen. Gustaw Paszkiewicz, były zastępca dowódcy I Korpusu Polskiego Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, oraz Jerzy Klimkowski, adiutant Andersa z czasów wojny. Ten ostatni o zawiązanie spisku mającego na celu zabójstwo gen. Sikorskiego podejrzewał zresztą również… Winstona Churchilla. Wtórował mu pisarz Stanisław Strumph Wojtkiewicz. Jednak zarzuty zarówno wobec gen. Andersa, jak i brytyjskiego premiera są powszechnie uznawane za absurdalne.
Polska robota
Jest jednak również inna, równie (a może nawet bardziej) sensacyjna próba wyjaśnienia tego, co wydarzyło się tamtej feralnej nocy. Prof. Norman Davies w swojej najnowszej książce "Plus ultra. Sięgaj dalej. Wyprawa na horyzonty historii" ujawnia:
"Niespodziewanie zadzwonił do mnie jakiś Australijczyk, który powiedział mi, że umiera na serce i musi zrzucić z siebie pewien ciężar. Wydawał się wiedzieć bardzo wiele na temat wydarzeń, do których doszło na Gibraltarze w 1943 roku. Następnie oświadczył, że katastrofa nie była wypadkiem, lecz została spowodowana przez jego nieżyjącego już ojca. Jak stwierdził, domniemany zabójca sam przyznał się do zbrodni kilkadziesiąt lat wcześniej, a wkrótce potem zmarł. Poproszono mnie zatem, abym uwierzył w dwa wyznania na łożu śmierci. Historia ta nie była jednak całkowicie nieprawdopodobna".
Jak relacjonuje prof. Davis, według jego rozmówcy, Petera Urbanskiego z Adelaide w Australii, do zamachu miało dojść na zlecenie przywództwa Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ). Ugrupowanie to sprzeciwiało się działaniom rządu gen. Sikorskiego, a w końcu postanowiło się go pozbyć raz na zawsze. Domniemany zamachowiec – Bronisław Urbański, pracujący dla wywiadu polskiego i brytyjskiego – zatrudnił się jako sprzątacz na lotnisku w Gibraltarze. W dniu 4 lipca 1943 roku rzekomo podszedł do stojącego na płycie samolotu generała, wyposażony w wiadro, szczotkę i drabinę. Następnie udając, że czyści maszynę, związał linki steru wysokości. Przebywający na miejscu wartownicy niczego nie zauważyli.
Czy to właśnie zorganizowany przez NSZ sabotaż doprowadził do śmierci Sikorskiego w katastrofie lotniczej? Prof. Davies przyznaje, że nie udało mu się zweryfikować tej wersji wydarzeń. Być może zatem nigdy nie dowiemy się, kto ponosi odpowiedzialność za tę tragedię.
Źródło:
Tekst powstał w oparciu o najnowszą książkę Normana Davisa "Plus ultra. Sięgaj dalej. Wyprawa na horyzonty historii", Znak Horyzont 2024.