Uciekinierzy z Auschwitz. Wydostali się przez... Meksyk

Ich raport o niemieckich zbrodniach ocalił 200 tys. ludzi. Alfréd Wetzler i Rudolf Vrba w kwietniu 1944 r. uciekli z Auschwitz przez… Meksyk. Jak tego dokonali?

Dzieci ocalone z Auschwitz
Dzieci ocalone z Auschwitz
Źródło zdjęć: © Getty Images | 2009 Getty Images

Żeby uciec z Auschwitz, potrzeba było doskonałego planu. Jego podstawą była perfekcyjna znajomość topografii terenu i konstrukcji obozu. W jego wewnętrznej części więźniowie spędzali noce. Od świata odgradzały ich dwie linie pod wysokim napięciem. Ich dotknięcie równało się pewnej śmierci. W zewnętrznym obozie w ciągu dnia osadzeni byli zmuszani do niewolniczej pracy. Nadzorowali ich strażnicy w rozmieszczonych co 80 metrów wieżach. Ktokolwiek znalazł się w odległości mniej niż 10 metrów od zewnętrznego kordonu, był rozstrzeliwany bez ostrzeżenia. Jednak po zmroku teren pustoszał. Zewnętrzna część nie była wówczas pilnowana – nie było takiej potrzeby.

Wszystko zmieniało się, kiedy strażnicy podczas wieczornego odliczania nie doliczyli się jakiegoś więźnia. W części zewnętrznej na trzy doby lądowali wówczas uzbrojeni strażnicy. Po tym czasie zwijano dodatkowe zabezpieczenia – potencjalnego zbiega miało dopaść SS. A zatem, aby uciec, trzeba było przetrwać w ukryciu trzy dni w zewnętrznej strefie. Tylko jak?

Meksyk w Auschwitz

Trzeba było się schować. Oczywiście pod ziemią. Miejsce – lej po pocisku – namierzył radziecki Żyd nazwiskiem Cytryn. Potajemnie zabezpieczono je i przerobiono na schron dla czterech osób. Dodatkowo rozrzucono nasączoną benzyną machorkę. Po co? Żeby zmylić psy. Kryjówka znajdowała się na terenie placu budowy Birkenau III, gdzie mieli trafiać więźniowie z Węgier. Pozwalano im mieć na sobie tylko kolorowe koce, a że kojarzyły się one z Indianami, stąd miejsce to nazywano Meksykiem.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Cytryn wypróbował bunkier jako pierwszy. Przez trzy doby nic się nie stało – nie znaleziono go. Dołączyło do niego trzech kolejnych więźniów. Wieczorem 5 marca 1944 roku po usłyszeniu słów "Postenkette abziehen!" opuścili schronienie i wydostali się na wolność, ale ich radość nie trwała długo. Natknęli się na niemieckich leśników. Ci zawiadomili mundurowych, którzy złapali zbiegów. Odtransportowano ich z powrotem do Auschwitz.

Tej samej nocy próbę ucieczki podjęło jeszcze dwóch innych więźniów, jednak, jak pisze Jonathan Friedland w książce "Uciekinier z Auschwitz. Jak ujawniono prawdę o Holokauście": "nie zaszli aż tak daleko. Ci dwaj nie podjęli środków bezpieczeństwa i nie pozbyli się cennych przedmiotów. Złapano ich obładowanych bogactwem: jedni mówili, że chodziło o złoto, inni, że o brylanty ukryte w bochenku chleba".

Postanowiono przykładnie ich ukarać. 17 marca niedoszłych zbiegów wprowadzono na plac, na którym ustawiono szubienicę. Ale nie mieli zginąć od razu. Najpierw kolejno wymierzono im karę chłosty – po 50 batów. Ostatecznie powieszono dwóch uciekinierów. Pozostałych czterech odprowadzono do niesławnego bloku 11, gdzie zapewne poddano ich torturom, by wyciągnąć z nich szczegóły ucieczki. Ale nie wydali bunkra. Oprawcom wcisnęli bajkę o zupełnie innej kryjówce. Udawali złamanych – skutecznie. Kaci dali się nabrać.

Do trzech razy sztuka

To otworzyło drogę do ucieczki następnym więźniom. Ze schronu w Meksyku postanowili skorzystać Alfréd Wetzler i Walter Rosenberg (później zmienił imię i nazwisko na Rudolf Vrba) – dwóch Słowaków, którzy przeszli do historii dzięki raportowi o niemieckich zbrodniach w obozach koncentracyjnych, opublikowanemu po wydostaniu się na wolność. Informacje, które ujawnili, doprowadziły do zatrzymania transportów węgierskich Żydów do Auschwitz w lipcu 1944 roku. Tym samym ocalili przeszło 200 tysięcy ludzi.

Jednak nie od razu udało im się uciec. Pierwszą próbę podjęli 3 kwietnia. Mieli do nich dołączyć dwaj polscy Żydzi – Bolek i Adamek, ale na miejsce zbiórki dotarło tylko trzech niedoszłych zbiegów. Czwartego pilnował podejrzliwy esesman. Podejście drugie również zakończyło się porażką: jeden z Żydów dostał dodatkowe zadanie.

7 kwietnia, przy trzeciej próbie pecha miał Walter. Dwaj niemieccy podoficerowie postanowili go przeszukać. Mężczyzna wpadł w panikę, ponieważ miał przy sobie… zegarek! Jak pisze w książce "Uciekinier z Auschwitz. Jak ujawniono prawdę o Holokauście" Jonathan Friedland: "Wyobraził sobie następną scenę. Tłum wpatrzony w szubienicę, pętla wokół szyi Waltera, gdy kierujący egzekucją nazista wykrzykuje: »Po co więźniowi zegarek, jeśli nie zamierza uciekać?«".

Na domiar złego przy przeszukaniu wykryto u niego "walutę" – ok. setki papierosów. Tylko za to mógł wylądować w bloku 11. Tak się jednak nie stało. Zapewne nigdy tak bardzo nie ucieszyło go uderzenie w plecy i obalenie na ziemię, oznaczające koniec przeszukania. Wprawdzie potem przyszły kolejne ciosy, ale ostatecznie strażnik kazał mu zejść z oczu. Dlaczego tak "łagodnie" go potraktowano? Unterscharführer oznajmił, że "ma lepsze rzeczy do roboty".

Bez jedzenia i bez ruchu

W końcu udało mu się dotrzeć na miejsce, gdzie czekał już Wetzler. Wśliznęli się do kryjówki, a Bolek i Adamek zabezpieczyli wejście deskami, życząc im "szczęśliwej podróży". Jonathan Friedland w "Uciekinierze z Auschwitz" komentuje: "Tej nocy, gdy zmienia się data roczna według kalendarza księżycowego, Żydzi celebrują swoją wolność, dziękują mądremu i wszechmocnemu Bogu, że nie zapomniał o swym ludzie, za wybawienie ich od złego władcy i z niewoli. Gdy Fred i Walter kulili się w mroku, starożytny przekaz był jasny: tej nocy Żydzi uciekli z niewoli ku wolności".

Ale już pierwszej nocy przy przeliczaniu więźniów zauważono ich brak. Zawyły syreny. Następnego dnia ze schronu Wetzer i Rosenberg (Vrba) usłyszeli tupot i szczekanie psów. Poszukiwania trwały. Jednak machorka z benzyną spełniała swoje zadanie – zwierzęta nie zauważyły w tym miejscu obecności człowieka. Wszystko szło dobrze. Jedynym zmartwieniem uciekinierów było to, że nie wiedzieli, czy w międzyczasie nie spróbuje zbiec jeszcze jakiś więzień. To byłoby dla nich wyrokiem.

Na szczęście nic takiego się nie stało. Aczkolwiek długie dni spędzone bez ruchu i bez jedzenia w nienaturalnej pozycji zrobiły swoje. Gdy przyszło do momentu ucieczki, mięśnie odmawiały im współpracy. Byli też osłabieni samym pobytem w obozie. Dlatego poruszenie zakrywających ich desek po odwołaniu poszukiwań stanowiło spore wyzwanie. A potem jeszcze należało odłożyć je na miejsce – by inni również mogli skorzystać z tego bunkra.

Klucz do wolności

Ruszyli. Po drodze musieli pokonać coś, co mogło być polem minowym. Vrba przeszedł pierwszy, Wetzer podążył po jego śladach. Dotarli do ogrodzenia. Postanowili nie ryzykować, chociaż akurat w tamtych drutach nie płynął prąd. Unieśli je przy pomocy wcześniej przygotowanych klamerek do bielizny. Znaleźli się po drugiej stronie ogrodzenia. Byli wolni. Jak pisze Jonathan Friedland: "Niedługo minęli obóz wewnętrzny, jego światła wydawały się ciepłe i zachęcające. Jeśli ktoś nie był tu wcześniej, mógłby uznać, że miejsce wygląda wręcz przytulnie na tle pustej ciemności dookoła".

Tamtego dnia, 10 kwietnia 1944 roku, dotarli do tablicy ostrzegającej: "Teren obozu KL Auschwitz. Przekraczanie ogrodzenia wzbronione. Grozi natychmiastowym zastrzeleniem". Przekroczyli je. I nikt ich za to nie zastrzelił.

Herbert Gnaś, portal ciekawostkihistoryczne.pl

Źródło:

Artykuł powstał na podstawie książki Jonathana Friedlanda "Uciekinier z Auschwitz. Jak ujawniono prawdę o Holokauście", Świat Książki, Warszawa 2024.

J. Friedland, "Uciekinier z Auschwitz [...]", Warszawa 2024
J. Friedland, "Uciekinier z Auschwitz [...]", Warszawa 2024© Świat Książki
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (20)