Rzeź powstania w Wandei – pierwsze ideologiczne ludobójstwo w dziejach nowożytnych
- Badacze dziejów komunizmu zwracali uwagę, że korzenie tej czerwonej ideologii sięgają do rewolucyjnej Francji. Przypomnijmy choćby słynne słowa Lenina, wypowiedziane w 1917 r.: ''Musimy eksterminować Kozaków. To nasza Wandea''. Lenin dokładnie studiował działania francuskich rewolucjonistów, jeżeli chodziło o topienie Wandei we krwi. Jeżeli przyjrzymy się temu, co działo się od 1917 r. na ziemi rosyjskiej, to dokładnie widać, co było wzorcem dla bolszewików – mówi francuski historyk Reynald Secher w rozmowie z magazynem '' Historia Do Rzeczy''.
25.05.2016 17:21
Piotr Włoczyk, Historia Do Rzeczy: Do czego można porównać ''kolumny piekielne''?
Reynald Secher: Moim zdaniem śmiało możemy je porównać do Einsatzgruppen. Po rozgromieniu armii powstańczej pod Savenay władze rewolucyjne wysłały te oddziały na początku 1794 r. w celu wymordowania zbuntowanej ludności zamieszkującej Wandeę i część okolicznych departamentów. ''Kolumn piekielnych'' było 24, dowodził nimi bezwzględny gen. Louis Marie Turreau. Początkowo jego oddziały przetaczały się przez tereny wiejskie, niszcząc wszystko, co napotykały na trasie przemarszu. Łupiły przy tym wszystkich niemiłosiernie. Następnie kolumny zakładały kwatery w strategicznie ważnych miejscach i zaczynało się już planowe, metodyczne mordowanie okolicznej ludności. Tereny wiejskie pustoszały, a ci, którzy przeżyli pierwszą falę najazdu ''kolumn piekielnych'', kryli się po lasach. Turreau mówił, że ''Wandea musi się stać narodowym cmentarzem''.
Po bitwie pod Savenay – doszło do niej 23 grudnia 1793 r. – gdy główne siły powstańcze zostały pobite, gen. Turreau wydał instrukcję swoim podkomendnym: ''Wszyscy bandyci, którzy zostaną znalezieni z bronią w ręku lub którym będzie to dowiedzione, mają pójść na bagnety. W ten sam sposób traktujcie kobiety, dziewczęta i dzieci […]. Osób tylko podejrzanych również nie oszczędzać. Wszystkie wioski, miasteczka, zarośla janowca i wszystko, co można spalić, należy wydać na pastwę płomieni''.
Czy rewolucyjny Paryż wiedział dokładnie, jak wyglądało pacyfikowanie Wandei?
Oczywiście. 8 lutego 1794 r. Komitet Ocalenia Publicznego odpowiedział pozytywnie na propozycję gen. Turreau utopienia Wandei we krwi, pisząc m.in.: ''[...] niszcz tych bandytów aż do ostatniego, oto twój obowiązek''. Ludzie Turreau szaleli w Wandei cztery miesiące, w tym czasie zabili dziesiątki tysięcy ludzi. W miejscowości, w której się urodziłem i dorastałem, La Chapelle-Bassemére, zamordowano 800 osób spośród 3250 mieszkańców. Nazywanie ich ''piekielnymi kolumnami'' nie jest określeniem na wyrost. 25 stycznia 1794 r. dowódca jednej z kolumn napisał do gen. Turreau: ''Dla dobra Republiki – nie ma już mieszkańców Echaubrognes; nie pozostał tu nawet jeden dom. Nic nie umknęło narodowej zemście. W chwili, kiedy piszę do ciebie, nakazałem właśnie rozstrzelać czternaście kobiet, które mi zadenuncjowano''. Takie rzezie były dla ludzi Turreau normą. Mieszkańców Wandei rozstrzeliwano, ścinano im głowy (nie tylko gilotyną, lecz także nożami i bagnetami), topiono w wymyślny sposób, a także palono żywcem.
Czy mógłby pan wyjaśnić termin ''deportacja pionowa''?
W nomenklaturze władz rewolucyjnych w Nantes oznaczało to topienie ludzi na masową skalę.
Od razu pojawia się skojarzenie z niemieckimi ''deportacjami'' Żydów.
Efekt finalny był ten sam. Rewolucjoniści francuscy byli prekursorami w tej dziedzinie. Jednym z odpowiedzialnych za te zbrodnie był Jean Baptiste Carrier, komisarz z Nantes. Masowe topienie ludzi przeprowadzano w Loarze. Ofiary trafiały na barki, ich burty miały specjalnie przygotowane klapy, które rozbijano na środku rzeki. Ci, którym udało się wypłynąć na powierzchnię, byli dobijani szablami przez katów krążących na powierzchni w łódkach. Carrier nazywał topienie również ''pionową deportacją w narodowej wannie'' albo ''patriotycznym chrztem''. Kilka tysięcy ludzi zginęło w ten sposób.
Obraz "Topienie mieszkańców Nantes w 1793 r." autorstwa Josepha Auberta z 1882 r.fot. Wikimedia Commons
W tym kontekście pojawia się jeszcze jeden dziwnie brzmiący termin: ''małżeństwa republikańskie''.
Kaci wiązali ludzi w pary: obcy ludzie byli rozbierani do naga, a następnie przywiązywano ich do siebie nawzajem i topiono. Carrier lubował się w upadlaniu ludzi tuż przed śmiercią. Terror dosięgnął jednak również jego – rok później został zgilotynowany.
Generał Turreau nie skończył jednak tak źle. Napoleon wysłał go nawet do USA jako ambasadora Francji.
To trochę bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Napoleon właśnie w ten sposób postanowił go ukarać – stanowisko ambasadora w Waszyngtonie w tamtym okresie było tak naprawdę zesłaniem. Nikt nie chciał tam jechać, USA były przecież wówczas dalekie od statusu mocarstwa. Turreau pisał do Napoleona rozpaczliwe listy, prosząc go o jak najszybsze ściągnięcie do kraju, ale cesarz był nieugięty.
Powstaniec wandejski pędzla Juliena Le Blanta (1851-1936) fot. Wikimedia Commons
Ilu ludzi wtedy zamordowano?
Według moich obliczeń co najmniej 117 257. Zamordowano więc minimum 14 proc. populacji żyjącej w czasach starego porządku na terenie objętym powstaniem – pamiętajmy, że nie była to sama Wandea, ale również część kilku sąsiednich departamentów: Deux-Sèvres, Maine i Loara, także Loara Atlantycka.
W opracowaniach na temat wojen wandejskich często pojawia się też liczba 300 tys. ofiar.
Nie można wykluczyć, że faktycznie aż tyle osób straciło wówczas życie. Moje szacunki to absolutne minimum, które ustaliłem w naukowy sposób na podstawie dokumentów, które zachowały się do naszych czasów.
Czym wyróżniała się Wandea na tle ówczesnej Francji, że akurat tam doszło do tak dużego buntu?
Wandejczycy praktycznie niczym nie różnili się od innych Francuzów.
W ''Encyklopedii Britannica'' można jednak przeczytać, że mieszkańcy Wandei byli wówczas niezwykle żarliwymi katolikami.
Tak się przyjęło myśleć, ale to nieprawda – nie byli oni niezwykli, jeżeli chodzi o ich religijność. To nie o to chodziło.
A o co?
Powstania rojalistyczne wybuchły w tamtym okresie w wielu miejscach Francji. O tym, że powstanie mieszkańców Wandei było relatywnie duże i długie, zadecydował głównie jeden czynnik: ten region pozbawiony był właściwie większych miast. Siły rewolucyjne nie miały więc tam swoich stałych bastionów, dzięki którym mogłyby łatwo kontrolować okoliczny teren. Dlatego aparat represji nie był – przynajmniej początkowo – dobrze rozwinięty w Wandei i opór wobec nowych porządków mógł się łatwiej rozwijać niż gdzie indziej w kraju.
Początek rewolucji nie zapowiadał jednak tego, co nastąpiło cztery lata później.
Faktycznie, w 1789 r. ludność Wandei przywitała pierwsze zmiany z satysfakcją. Szczególnie podobała się ludziom zmiana systemu podatkowego. Ten przyjazny stosunek do rewolucji bardzo szybko zaczął się jednak przemieniać w niezgodę na nowe porządki. Nowe władze chciały wszystko kontrolować, odbierając tym samym chłopom wolność. Szybko podniesiono także podatki. Bunt chłopów wzbudzały też stopniowa radykalizacja polityki władz rewolucyjnych wobec Kościoła, chęć podporządkowania sobie duchowieństwa (sprawa konstytucji cywilnej kleru). Wreszcie w styczniu 1793 r. ścięto Ludwika XVI i chłopi do reszty stracili prawa – terror zajął miejsce wolności. Krótko potem rewolucyjny Paryż rozpoczął zakrojony na szeroką skalę pobór do wojska. To przepełniło czarę goryczy i ludność Wandei – a także okolicznych departamentów – chwyciła za broń. Na początku było to powstanie czysto chłopskie. Lokalna szlachta i arystokracja przystąpiły do niego w miarę krzepnięcia oporu, ale przez cały czas powstanie miało charakter głównie
chłopski. Rojaliści świetnie wykorzystywali trudny teren, w którym dobrych dróg było jak na lekarstwo. Tradycyjna armia słabo sobie radziła w takich warunkach. Dlatego siły rewolucyjne miały tak duży problem ze zniszczeniem partyzantki i trwało to stosunkowo długo.
Czy powstańcy mieli w jakimkolwiek momencie realne szanse na zwycięstwo nad rewolucją?
W tamtym okresie 60 proc. terytorium Francji objęte było buntem, ale siły rewolucyjne miały jedną wielką przewagę: jeśli chodzi o terror - nie znały żadnych granic. Powstańcy nie mieli szans w starciu z tą machiną – byli katolikami, walczyli w imię wolności religijnej, więc siłą rzeczy nie byli w stanie dorównać w bezwzględności przeciwnikom. Na przykład nie zabijali ludzi, którzy nie mieli w ręku broni. To było trochę tak jak w Rosji w 1917 r. – niewielka część społeczeństwa terrorem i bezwzględnością potrafi obezwładnić większość i rzucić ją na ziemię.
Obraz "Masakra Machecoul" autorstwa Françoisa Flamenga z 1884 r.fot. Wikimedia Commons
Czy rzeczywiście powstańcy byli tylko ofiarami? We wszystkich opracowaniach na temat wojen wandejskich pojawia się kwestia masakry w Machecoul.
Ta sprawa to jedna wielka manipulacja. Używa się Machecoul, by pokazać, że obie strony były równie bezwzględne. To nieprawda. Czy wy, Polacy, nie mieliście w swojej historii przypadków, gdy komuniści twierdzili, że zrobili coś potwornego tylko dlatego, iż Polacy byli pierwsi? Na pewno nieraz mieliście do czynienia z taką manipulacją.
Do masakry w Machecoul rzeczywiście doszło. Dziś przyjmuje się, że rojaliści zabili tam ok. 40–50 osób. Była to odpowiedź na masowe zabójstwo, które republikanie dwa dni wcześniej urządzili w miejscowości Pornic. Mord w Machecoul był absolutnym wyjątkiem, jeżeli chodzi o działania powstańców, u republikanów takie masakry były normą.
Pańska teza o tym, że pacyfikacja Wandei była w rzeczywistości ludobójstwem, uwiera bardzo wielu francuskich historyków. Profesor Jean-Clément Martin, były dyrektor Instytutu Historii Rewolucji Francuskiej, twierdzi, że myli się pan, ponieważ ''bez zamiaru ideologicznego, stosowanego do konkretnej, jasno sprecyzowanej grupy, pojęcie ludobójstwa nie ma sensu. Tymczasem nie da się uznać istnienia tożsamości wandejskiej, która istniałaby w jakiś sposób przed wojną, nie da się też twierdzić, że rewolucja chciała zniszczenia konkretnego bytu (religijnego, społecznego, rasowego)''.
Nie od dziś zderzam się ze ścianą w sprawie Wandei. Moja książka ukazała się we Francji w 1986 r. Pamiętajmy, że w tamtym czasie wydziały historii francuskich uniwersytetów nieomal czciły Robespierre’a i ''ideały'', które stały za tym człowiekiem. Naturalną koleją rzeczy podobnym kultem otoczony był Marks. Ci ludzie alergicznie wręcz reagowali – i do dziś tak reagują – na myśl, że władze rewolucyjne z Robespierre’em na czele odpowiadają za pierwsze ideologiczne ludobójstwo w dziejach nowożytnych.
W tej robespierre’owskiej narracji ofiary rewolucji tłumaczy się bardzo prosto: ludzie ginęli, ale w zdecydowanej większości nie byli to ludzie niewinni, lecz elementy kontrrewolucyjne. Tymczasem w tamtym czasie ludzi zabijano głównie dlatego, że najzwyczajniej w świecie byli. W mojej książce przedstawiam konkretne dokumenty, rozkazy władz rewolucyjnych, które w bardzo jednoznaczny sposób przedstawiają ludobójczy plan. Przecież w 1793 r. Konwent Narodowy wprost nakazał eksterminację ludności Wandei!
Portret Maximilliena de Robesspierre'a autorstwa nieznanego malarza, ok. 1790 r. fot. Wikimedia Commons
A dla pana kim był Robespierre?
Pierwszym ideologicznym zbrodniarzem ery nowożytnej. Jego następcy w kolejnych stuleciach pełnymi garściami czerpali z jego „dziedzictwa ideowego”.
Co sprawiło, że tak bardzo zaangażował się pan w tę sprawę?
Zacznijmy od tego, że jestem synem Wandei. Gdy zaczynałem prace nad moją książką, nikt nie myślał, żeby klasyfikować to, co się stało tam przed 200 laty jako ludobójstwo. Ja również się nie spodziewałem, że dokumenty, na które natrafię, każą nazwać to po imieniu. W miarę odkrywania dokumentów, rozkazów wydawanych przez władze rewolucyjne, m.in. przez Komitet Ocalenia Publicznego, coraz bardziej docierało do mnie, że termin ''ludobójstwo'' najbardziej odpowiada prawdzie. Nie chcę dopuścić do tego, by postępowało ''pamięciobójstwo'' w sprawie ludobójstwa w Wandei.
Poza tym to, co wtedy się działo, miało konkretne przełożenie na późniejsze czasy. Przecież badacze dziejów komunizmu zwracali uwagę, że korzenie tej czerwonej ideologii sięgają do rewolucyjnej Francji. Przypomnijmy choćby słynne słowa Lenina, wypowiedziane w 1917 r.: ''Musimy eksterminować Kozaków. To nasza Wandea''. Cień ludobójstwa, o którym rozmawiamy, widać było potem w Rosji bolszewickiej: Lenin dokładnie studiował działania francuskich rewolucjonistów, jeżeli chodziło o topienie Wandei we krwi. Jeżeli przyjrzymy się temu, co działo się od 1917 r. na ziemi rosyjskiej, to dokładnie widać, co było wzorcem dla bolszewików.
Twierdzi pan, że nawet w dzisiejszej Francji mamy do czynienia z ''pamięciobójstwem'' na temat Wandei?
Oczywiście. Stosunek do rewolucji to wielki problem we Francji. Nawet dziś nasi politycy uważają się za dzieci rewolucji francuskiej. Ofiary się przemilcza, a kaci wynoszeni są na piedestał: Robespierre jest przecież patronem wielu ulic i szkół, a imię dowódcy piekielnych kolumn do dziś wyryte jest na Łuku Triumfalnym!
Rozmawiał Piotr Włoczyk, Historia Do Rzeczy
Reynald Secher jest francuskim historykiem. W Polsce ukazała się jego najgłośniejsza książka: ''Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea – Departament Zemsty''.