Rzeczycki: "Kościół musi być polityczny" (Opinia)© PAP | Bartłomiej Zborowski

Rzeczycki: "Kościół musi być polityczny" (Opinia)

Tylko jak tę polityczność rozumieć? Dzisiaj polska hierarchia kościelna, skupiając się na tematach takich jak aborcja, gender i in vitro, proponuje nam swoistą katolicką biopolitykę. W przekonaniu ludzi niewierzących Kościół nie ma nic innego do powiedzenia, ale sam doprowadził do tej sytuacji.

Dwa problemy z politycznością Kościoła

Obecność Kościoła katolickiego w polskiej debacie publicznej jest rzeczą równie kontrowersyjną, co niezbywalną. Niemożliwym jest bowiem, ażeby największy w naszym kraju związek wyznaniowy, który wciąż skupia znaczną część społeczeństwa, pozostawał bez wpływu na bieg spraw w państwie.

A jednak głos Kościoła spotyka się z silnym oporem niekatolików, przekonanych, że państwo i sprawy wiary powinny zostać ściśle rozdzielone. Są to przecież, jak przekonują, dwa odrębne światy: świat racjonalnych procedur i pozaracjonalnych przekonań, których nie sposób połączyć zarówno z powodu ich natury, jak i istniejącego pluralizmu poglądów. Działanie wbrew temu założeniu, powiada krytyk, zawsze kończy się jakąś formą przemocy: począwszy od narzucania poglądów, a skończywszy na podsycaniu konfliktu społecznego.

Jak konkretnie ta zasada realizuje się w debacie publicznej, dobrze zilustrowała niedawna dyskusja w sprawie deklaracji LGBT+. Krytycy często zarzucali stanowisku biskupów, że ich propozycje mają charakter ściśle religijny, a tym samym nie mogą być pełnoprawnym stanowiskiem w debacie, w której uczestniczą również ludzie niepodzielający wiary w prawdziwość chrześcijańskiego Objawienia.

Można zatem powiedzieć, że pierwszym problemem, z jakim wiąże się obecność Kościoła w polityce, pomijając kwestie uprzedzeń lub jawnej niechęci, jest pewne rozumienie natury polityki oraz natury poznawczej poglądów, jakie żywią katolicy.

Druga trudność w relacjach między Kościołem a polityką polega na pewnym samoograniczeniu, które Kościół w Polsce sam sobie narzucił. Wpierw jednak konieczne jest tu słowo doprecyzowania. Gdy piszę o Kościele, mam na myśli przede wszystkim biskupów oraz Konferencję Episkopatu Polski (KEP).

Kościół, rzecz jasna, ma znaczenie szersze i obejmuje również katolików świeckich, w tym szereg organizacji, które nawiązują w swojej działalności do nauczania Magisterium. O ile jednak dobór zagadnień poruszanych w przestrzeni publicznej przez świeckich jest z natury rzeczy mniej skoordynowany i bardziej zależny od preferencji tematycznych poszczególnych środowisk i instytucji, o tyle na biskupach, jako na odpowiedzialnych z współsprawowanie Urzędu Nauczycielskiego, ciąży główne brzemię odpowiedzialności za przekaz pełni wiary.

Gdy jednak przyjrzymy się temu, co biskupi publikują, oraz kiedy ich głos jest słyszany najwyraźniej, szybko się okaże, że dobór tematyki jest dość wąski. Jeżeli bowiem mielibyśmy się odnieść, na przykład, do listów KEP, to wyłączywszy list o ekologii z 4 października 2018 r., rocznicowy dokument na stulecie niepodległości, pamiętne stanowisko Rady ds. Społecznych Chrześcijański kształt patriotyzmu lub oświadczenie z czerwca 2016 r. o stosunku do uchodźców, większość pism traktuje albo o sprawach ściśle doktrynalnych albo o kwestiach bioetycznych lub problematyce związanej z rodziną.

Naturalnie Kościół jest instytucją religijną, więc nie jest niczym dziwnym, że KEP wydaje dokument, np. o formacji kapłańskiej. Natomiast prawdziwą osobliwością, żywo odczuwaną w przestrzeni medialnej, jest to, że Kościół najgłośniej słychać wtedy, gdy do debaty publicznej po raz kolejny wracają zagadnienia aborcji, związków partnerskich, eutanazji, zapłodnienia in vitro. Rzecz jasna, każda z tych spraw ma znaczenie fundamentalne, lecz obecność katolickiego głosu w debacie publicznej ograniczona wyłącznie do tych problemów jest głęboką i niemożliwą do zaakceptowania redukcją Ewangelii.

Jest tak z kilku powodów. Po pierwsze, przepowiadanie Kościoła dotyczy całego człowieka, który na co dzień angażuje się w różne przedsięwzięcia. Nie można więc skupić się wyłącznie na wymiarze bioetycznym lub seksualnym ludzkiej egzystencji, gdyż nie wyczerpuje to całego obszaru aktywności osobowej. Po drugie, takie samoograniczenie jest tożsame ze zlekceważeniem całego bogactwa nauczania społecznego, które zawarte jest w papieskich encyklikach oraz dokumentach Soboru Watykańskiego II.

Jeżeli więc Kościół w Polsce nie interweniuje w odniesieniu do palących problemów życia społecznego, to znaczy, że działa wbrew zaleceniom Vaticanum II. Po trzecie wreszcie, brak szerszej oferty programowej, by wyrazić rzecz językiem polityki partyjnej, powoduje, że w przekonaniu ludzi niewierzących Kościół nie ma nic innego do powiedzenia. Można, oczywiście, powiedzieć, że za treść katolickiego głosu w przestrzeni publicznej odpowiadają również organizacje świeckie oraz poszczególni publicyści, jednak to biskupi mają środki oraz autorytet do tego, żeby decydować, które wątki nauczania Kościoła powinny być słyszane najgłośniej.

Przeświadczenie o ubóstwie tematycznym katolicyzmu oraz przekonanie o ściśle religijnej i pozaracjonalnej naturze doktryny katolickiej siłą rzeczy stawiają Kościół na marginesie politycznych sporów o pożądany kształt życia społecznego i gospodarczego w Polsce. Innymi słowy, jeśli Kościół nie przedstawi własnych koncepcji w tych tematach, to środowiska lewicowe i liberalne "skroją Kościół" i jego obecność w debacie publicznej na własną miarę.

Objawienie nie stoi w konflikcie z polityczną racjonalnością

Jeżeli powyższa diagnoza jest trafna, to pierwszym remedium na opisane wyzwania jest uporządkowanie pojęć. Postulat, ażeby w warunkach pluralizmu wartości używać wyłącznie argumentacji racjonalnej i nie odwoływać się w polemikach do racji pochodzących z Objawienia, jest w zupełności słuszny. Jest jednak głębokim nieporozumieniem traktowanie każdego twierdzenia nauczania Kościoła jako elementu wewnętrznej dyscypliny, do której zobowiązani się wyłącznie wierni katolicy. Należy bowiem z całą stanowczością podkreślić, że chociaż motywacja oraz cele działania Kościoła są z istoty nadprzyrodzone, to nie jest prawdą twierdzenie, że każda teza doktryny katolickiej jest z definicji nakazem konfesyjnym.

Na przykład – prawdziwość tezy o społecznej naturze człowieka, aczkolwiek posiada uzasadnienie teologiczne, jest również rozstrzygalna na gruncie argumentacji racjonalnej. Rozum i wiara w ujęciu Kościoła mają się do siebie tak, jak porządek naturalny do porządku nadprzyrodzonego. Ten drugi jest oparty na pierwszym. Prawdy dotyczące moralności, które człowiek poznaje drogą racjonalną, nie są znoszone przez prawdy wiary, lecz uzyskują dodatkowe wyjaśnienie w porządku nadprzyrodzonym.

Można to wyrazić również innymi słowy. Otóż Kościół traktuje ludzką racjonalność i zdolność rozumu do poznania zasad życia etycznego i społecznego jako punkt wyjścia, który swoje pełne wyjaśnienie zyskuje dopiero w świetle Objawienia.

Oczywiście, człowiek niewierzący takiego wyjaśnienia nie będzie podzielał, jednak z politycznego punktu widzenia najistotniejsze jest nie wytłumaczenie faktu racjonalności człowieka, lecz samo uznanie tego faktu przez obie strony sporu. Dla katolika z kolei kluczowym wnioskiem będzie to, że wyznawana doktryna pozwala mu szukać rozumowego uzasadnienia dla własnych przekonań, które z kolei będą mogły dzięki temu stać się przedmiotem publicznej debaty.

Racjonalność i zdolność do komunikowania prawdy za pomocą mowy stanowią warunki konieczne namysłu politycznego. Skoro więc Kościół posiada we własnej doktrynie mechanizmy komunikowania prawd etycznych w oparciu o uzasadnienie rozumowe, to spełnia tym samym podstawowe kryterium udziału w debacie publicznej.

Wynika z tego, że postawa krytyków, którzy uznają każdą propozycję Kościoła za przykład narzucania innym katolicyzmu oraz łamania zasady rozdziału Kościoła od państwa, jest zwykłym nadużyciem. Wynika z tego też, że Kościół, jeśli chce pozostać obecny sferze publicznej i prowadzić dialog z niekatolikami, musi każde swoje twierdzenie uzasadniać dwutorowo: w oparciu o Objawienie oraz w oparciu o racje rozumowe.

Katolicka antropologia polityczna

Można jednak zapytać, co Kościół ma światu do zaoferowania? Otóż ma on do zaoferowania swoją wizję człowieka i jego miejsca w społeczeństwie. Nauczanie społeczne Kościoła ma ten walor, że w odniesieniu do wielu zagadnień łatwo dowieść, że stanowi ono drogę środka w odniesieniu do wielu płaszczyzn życia ludzkiego. Niekatolik może bowiem katolicką antropologię potraktować jako założenie metodologiczne, które pozwoli na nowo spojrzeć na istotne problemy życia gospodarczego lub kwestie związane z relacją między jednostką a wspólnotą. Być może dzięki temu możliwe okaże się znalezienie wyjścia z patowych sporów między indywidualizmem a różnymi formami myślenia kolektywnego.

W nauczaniu Kościoła natura człowieka ma, rzecz jasna, fundamentalne zakorzenienie w Bogu, który jest jego Stwórcą. Jednak dla potrzeb tego tekstu chcę przede wszystkim podkreślić te elementy nauczania katolickiego, które mogą być również przyjęte przez osoby niewierzące.

Punktem wyjścia zatem dla tych rozważań jest wskazanie, że człowiek z natury jest istotą racjonalną, złożoną z duszy i ciała. Pisząc o duchowym aspekcie człowieczeństwa, najistotniejszym z punktu widzenia politycznego jest podkreślenie, że człowiek nie redukuje się wyłącznie do materii, a zatem także do całokształtu stosunków ekonomicznych. Chociaż każdy z nas jest bytem jednostkowym, to jednak właściwy człowiekowi pęd społeczny sprawia, że pełnię potrzeb, do których zaliczają się również potrzeby etyczne, człowiek może zrealizować jedynie w społeczności.

Z politycznego punktu widzenia szczególnie doniosłe znaczenie ma właśnie teza o społecznej naturze człowieka. Jak powiadają Ojcowie Soboru, "ze społecznej natury człowieka jasno wynika, że istnieje wzajemna zależność pomiędzy rozwojem osoby ludzkiej i wzrostem społeczeństwa. Zasadą bowiem i celem wszelkich instytucji społecznych jest i powinna być osoba ludzka, zwłaszcza że ze swej natury niewątpliwie wymaga ona życia społecznego" (Gaudium et spes, 25).

Z kolei rozwój więzi społecznych oraz formowanie się ludzi we wspólnoty polityczne zakłada pojęcie dobra wspólnego, przez które rozumie się "sumę tych warunków życia społecznego, które pozwalają bądź to grupom, bądź to poszczególnym jego członkom pełniej i szybciej osiągać ich własną doskonałość" (Gaudium et spes, 26). Tak zdefiniowana siatka pojęć daje kryteria, która pozwalają przypisać poszczególnym dobrom, takim jak wolność lub własność, odpowiednie miejsce w ramach wspólnoty politycznej.

Skoro celem jest rozwój osoby ludzkiej, znaczy to, że nie można zgodzić się na takie stosunki społeczno-gospodarcze, które sprawiają, że nie ma on dostępu, na przykład, do dóbr kultury, wykształcenia, lub wręcz odbierane są mu podstawowe prawa, jak prawo do życia bądź wolności wypowiedzi. Jednocześnie Ojcowie Soboru podkreślają, że człowiek jest zobowiązany do działania na rzecz dobra wspólnego, gdyż postępowanie wbrew temu jest nie tylko sprzeczne z naturą człowieka, lecz w ostatecznym rozrachunku oznacza także brak troski o samego siebie.

Polityczność to coś znacznie więcej niż partyjność

Cytowana przeze mnie konstytucja Gaudium et spes zawiera nie tylko antropologię oraz wykład relacji między jednostką a państwem. Na kartach tego dokumentu można także odnaleźć wskazówki co do roli, jaką do odegrania we współczesnym świecie ma Kościół.

Niestety, wielokrotnie przywoływana fraza z numeru czwartego konstytucji, zgodnie z którą Kościół ma obowiązek badać "znaki czasu", bywała źle interpretowana. Bynajmniej nie jest to wezwanie do dostosowania się Kościoła do zaistniałych okoliczności czasu i miejsca, zgodnie z którym należałoby porzucić część nauczania, żeby przyciągnąć do siebie większą liczbę ludzi. Wręcz przeciwnie, chodzi o zbadanie, jakie problemy i pytania są obecnie najbardziej dominujące, po to, żeby następnie znaleźć właściwe rozwiązania w świetle doktryny. Niezmienność nauczania oraz religijny fundament w postaci Ewangelii pozwalają Kościołowi być stałym punktem odniesienia dla zmieniających się epok i właściwych im pytań.

Ten sam jednak dokument stanowczo przestrzega Kościół przed wchodzeniem w bezpośrednie relacje z partiami politycznymi. Choć Ojcowie Soborowi zachęcają do prowadzenia dialogu i włączania się we wszystkie działania, które mają na celu dobro wspólne, stanowczo zastrzegają, by nie utożsamiać Kościoła z celami wspólnoty politycznej, nie mówiąc już o partiach politycznych lub stowarzyszeniach.

Obie wspólnoty, państwo i Kościół, są względem siebie autonomiczne, a ich wzajemne odniesienie wynika z faktu, że obie zabiegają o dobro osoby ludzkiej. Oba te porządki, nadprzyrodzony oraz naturalny, będą więc na siebie nachodzić ze względu na samą naturę egzystencji człowieka, który żyje w doczesności, choć cel ostateczny jego życia jest nadprzyrodzony. Trzeba jednak podkreślić, że ich utożsamienie byłoby szkodliwe dla obu stron, w tym również dla samego Kościoła, który mógłby uwikłać się w obcą jego celom logikę tymczasowych sporów politycznych oraz instrumentalną logikę gry interesów.

Kościół bowiem jest jedną z nielicznych instytucji w życiu społecznym, które mogą sobie pozwolić na reprezentowanie w debacie publicznej uniwersalnych zasad. Znaczy to, że Kościół ma popierać przede wszystkim te projekty i rozwiązania, które najpełniej realizują Nauczanie Magisterium. Właściwym partnerem dla Kościoła nie jest żadna partia polityczna, ale państwo jako takie. Partia polityczna bowiem, będąc z definicji pewnym fragmentem społeczeństwa, a więc reprezentacją partykularnych interesów, obarczona jest logiką walki o urzędy i związaną z nimi władzę.

Tymczasem tradycyjne nauczanie Kościoła podkreśla, że tylko Kościół i państwo są społecznościami doskonałymi, czyli takimi zrzeszeniami, które mają wszystkie środki potrzebne do tego, aby zrealizować cel swojego istnienia: troskę o dobro ostateczne człowieka (Kościół) lub o dobro doczesne (państwo). Dlatego zadaniem biskupów nie jest popieranie tego czy innego ugrupowania politycznego, ale nieustanne przypominanie o obowiązkach względem dobra wspólnego oraz o wartości godności osoby ludzkiej.

Pięć propozycji dla polskiego życia politycznego

Mając na uwadze powyższe rozważania o relacji między Kościołem a państwem, można teraz wskazać kilka przykładowych obszarów życia społecznego, w których Kościół, napominając do wypełniania zobowiązań wobec wspólnoty oraz sugerując na podstawie doktryny, jakie są możliwe kierunki rozwiązań, może wnieść istotny wkład w poprawę kondycję polskiego życia zbiorowego.

Po pierwsze, aktywna działalność na rzecz wspólnoty. Przedstawiony powyżej krótki zarys podstawowych zasad nauczania społecznego pozwala na sformułowanie uzasadnienia tezy, wedle której branie udziału w wyborach, angażowanie się na rzecz wspólnoty lokalnej oraz każda inna działalność zorientowana na dobro wspólne są obowiązkiem moralnym każdego człowieka. W skonstruowanej na zasadzie sprzężenia zwrotnego relacji pomiędzy jednostką a państwem zawarte jest bowiem takie rozumienie polityki i polityczności, które nie są ograniczone wyłącznie do polityki partyjnej.

Włączenie się Kościoła w promocję takiego obrazu działania na rzecz dobra wspólnego być może pomogłoby pozbyć się wyobrażenia, zniechęcającego wielu do polityki, zgodnie z którym polityka to głównie spory personalne i konflikty partyjnych interesów. Takie rozumienie jest nie tylko błędne, lecz jest ponadto szkodliwe.

Po drugie, konflikt polityczny w Polsce. Jak wspomniałem wcześniej, Kościół ma nie tylko możliwość, lecz także obowiązek przypominania o prawidłowych zasadach życia osobistego i zbiorowego. W odniesieniu do niszczącej Polskę polaryzacji politycznej nie należy ograniczać zadania Kościoła jedynie do głoszenia apeli, których nawiasem mówiąc już mało kto słucha. Tym, co Kościół może i powinien zrobić, jest wkroczenie w konflikt w roli arbitra sporu również wtedy, gdy temperatura dyskusji rośnie w związku z jakimś konkretnym zagadnieniem. Refleksja oparta o naukę społeczną Magisterium może przecież stać się również punktem wyjścia do konstruowania rozwiązań prawnych i instytucjonalnych.

Po trzecie, płacenie podatków. Zarówno Gaudium et spes, jak i przywołany na początku dokument Chrześcijański kształt patriotyzmu stanowczo wskazują, że uchylanie się od płacenia podatków lub świadczeń nałożonych przez kompetentne władze państwowe jest niemoralne.

O powadze tego problemu chyba nie trzeba nikogo przekonywać, szczególnie biorąc pod uwagę powszechnie już dyskutowaną w debacie publicznej praktykę kombinowania przy podatkach, zarówno przez wielkie koncerny, jak i małych przedsiębiorców. A przecież uczciwość życia obywatelskiego jest nie mniejszą wartością niż walka o zachowanie tradycyjnego modelu rodziny. Niepodejmowanie przez Kościół aktywniejszych działań w tym zakresie jest zupełnie niezrozumiałe.

Po czwarte, problem płac. Konstytucja Gaudium et spes w numerze 67 wskazuje: "Wreszcie należy tak wynagradzać pracę, aby dawała człowiekowi środki na zapewnienie sobie i rodzinie godnego stanu materialnego, społecznego, kulturalnego i duchowego stosownie do wykonywanych przez każdego zajęć, wydajności pracy, a także zależnie od warunków zakładu pracy i z uwzględnieniem dobra wspólnego".

Pułapka średniego dochodu, z powodu której większość Polaków tkwi w sidłach pensji oscylującej wokół 2000 zł miesięcznie, z całą pewnością nie jest stanem rzeczy, który da się pogodzić z przytoczoną zasadą. Jest to bowiem kwota, która skutecznie uniemożliwia rozwój, gdyż na uczestnictwo w kulturze po prostu brakuje pieniędzy. Kościół musi reagować na takie problemy, których dalsze podtrzymywanie jest nie do pogodzenia zarówno z wymogami dobra wspólnego, jak i godności osoby ludzkiej.

Po piąte, ochrona środowiska. Problem smogu od dłuższego czasu jest dyskutowany w przestrzeni publicznej. Co roku, gdy podczas zimy wzrasta zapotrzebowanie na energię cieplną, mieszkańcy dużych miast muszą oddychać trującym i cuchnącym powietrzem. Problem ten ma też szerszy kontekst, którym są globalne zmiany klimatyczne, wywołane przez nadmierną emisję dwutlenku węgla.

Kościół w Polsce, idąc za nauczaniem papieża Franciszka z encykliki Laudato si, musi włączyć się do debaty nad koniecznością zmian zarówno w energetyce, jak i w nawykach konsumpcyjnych Polaków. Dobrym początkiem był wspomniany już wcześniej list biskupów Godność człowieka podstawą odpowiedzialności za świat stworzony. Jak napisał Ojciec Święty: "Cała ludzkość wezwana jest do uświadomienia sobie konieczności zmiany stylu życia, produkcji i konsumpcji, by powstrzymać globalne ocieplenie albo przynajmniej wyeliminować przyczyny wynikające z działalności człowieka" (Laudato sì, 23).

Przykłady można by mnożyć. Istnieje wiele obszarów życia społecznego, których kondycja jest na tyle zła, że rodzi problemy natury etycznej, domagające się interwencji ze strony Kościoła. Tymczasem głos polskich biskupów, jak już wspomniałem, został w ciągu lat ograniczony do spraw bioetycznych. Na taki stan rzeczy nie można się zgodzić.

Społeczne (czyli jakie?) panowanie Chrystusa

Jeżeli dla Kościoła celem maksimum jest społeczne panowanie Chrystusa, o którym pisał papież Pius XI w encyklice Quas primas, czyli przepojenie prawa wartościami chrześcijańskimi, to przecież realizacja tego celu nie kończy się na zapewnieniu wolności religijnej oraz zakazaniu aborcji. Utopijnymi trzeba też nazwać te dążenia niektórych grup, które wydają się wierzyć, że społeczeństwo uległoby cudownej przemianie, gdyby tylko polski parlament uznał aktem prawnym Chrystusa za króla Polski.

Do realizacji celu wytyczonego przez Piusa XI dojdzie szybciej, jeżeli Kościół aktywnie włączy się w tworzenie fundamentów koncepcyjnych dla budowy sprawiedliwszego życia gospodarczego i politycznego. Poruszane do tej pory problemy przeważnie bioetyczne nie stracą, oczywiście, na ważności. Jeżeli jednak Kościół chce przybliżyć człowieka i jego otoczenie do zasad ewangelicznych, uzyska to w warunkach pluralistycznego społeczeństwa znacznie łatwiej, jeśli obejmie swoją działalnością pozostałe obszary aktywności człowieka.

Wobec przyspieszającej sekularyzacji Kościół musi stać się polityczny. Mowa jednak o polityce w sensie szerokim, czyli o całościowym namyśle i działalności na rzecz człowieka i jego społeczeństwa. Kościół katolicki w Polsce, wciąż będący liczną wspólnotą praktykujących katolików, bez wątpienia posiada zasoby, które są niezbędne, ażeby sprostać temu wyzwaniu polityczności. Dzięki temu niekatolicy będą mogli dostrzec w dialogu z Kościołem, że świat zbudowany lub inspirowany doktryną katolicką to świat znacznie bardziej przyjazny niż mogłoby im się wydawać.

Kościołowi wystarczy tylko sięgnąć do tego, co już ma: skarbca 2000 lat refleksji nad wszystkimi wymiarami egzystencji człowieka.

Źródło artykułu:Klub Jagielloński
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)