Rządząca centroprawica pogodzona z przegraną w referendum
Na cztery dni przed głosowaniem w szeregach rządzącej we Francji Unii na rzecz Ruchu Ludowego (UMP) jest coraz mniej nadziei na przyjęcie konstytucji Unii Europejskiej w referendum 29 maja - pisze "Liberation".
Lewicowy dziennik cytuje szefa parlamentarnego klubu UMP Bernarda Accoyer, który usiłuje przekonać kolegów, że "póki pacjent nie umarł, żyje". Sam jednak zdaje się wątpić w to, co mówi. Opublikowane we wtorek wyniki sondażu wskazują, że w niedzielę przeciwko konstytucji opowie się 54% Francuzów.
Charyzmatyczny szef UMP Nicolas Sarkozy jeszcze tydzień temu prognozował "niewielkie tak" w referendum - przypomina "Liberation". Teraz, godząc się z porażką, przewiduje "małe nie albo wielkie nie". To samo powtarzają inni partyjni liderzy.
Ironicznie skomentował to były socjalistyczny premier Lionel Jospin, który gorąco nawołuje do poparcia konstytucji. "Bardzo trudno jest wygrać, mając u władzy taką ekipę" - powiedział.
"Liberation" pisze, że na prawicy optymizm prezentują tylko były prezydent Valery Giscard d'Estaign, który jest autorem konstytucji, i premier Jean-Pierre Raffarin, dla którego stało się jasne, że zwycięstwo "nie" będzie oznaczało jego odejście ze stanowiska. Prezydent Jacques Chirac wykluczył własną dymisję; komentatorzy nie mają wątpliwości, że w razie porażki kozłem ofiarnym uczyni niepopularnego szefa rządu.
"Dopóki naród się nie wypowie, nie ma decyzji - powtarzał w środę Raffarin w telewizyjnym kanale informacyjnym LCI. - Wiadomo, że Francuzi czekają z decyzją do ostatnich godzin".
Premier liczy na głosy tych 20% uprawnionych do głosowania, którzy twierdzą, że na pewno wezmą udział w referendum, ale jeszcze nie wiedzą, jak zagłosują.
Jego nadzieje nie muszą być płonne, jeśli się weźmie pod uwagę losy ratyfikacji we Francji traktatu z Maastricht w 1992 roku. W sondażach na trzy tygodnie przed głosowaniem 20 września przeważało "nie" (53%). Ostatecznie Francuzi przyjęli traktat większością 51,05%. Frekwencja sięgnęła 70%.
Jednak "Liberation" przypomina, że przed trzynastoma laty w ostatnim sondażu, cztery dni przed referendum, przewagę 52% odzyskali zwolennicy "tak". W 2005 r. wyniki są odwrotne.
"Jest coraz więcej znaków wskazujących, że Chiraca czeka poniżająca przegrana" - pisze w analizie Associated Press. Agencja przypomina, że francuski prezydent sam jest sobie winien, bo przecież konstytucja nie obligowała go do rozpisania referendum. Do ratyfikacji wystarczyłaby decyzja parlamentu. Ale Chirac chciał, aby idąc za jego głosem Francja w dobitny sposób wypowiedziała się o przyszłości Europy. Namawiała go zresztą do tego część klasy politycznej, a jeszcze parę miesięcy temu sondaże wskazywały, że może być spkojny o los traktatu.
"Gdyby Chirac nie zgodził się na głosowanie, sprawiłby wrażenie, że boi się społeczeństwa" - cytuje AP ekspertkę od spraw europejskich Florence Deloche-Gaudez.
W czwartek wieczorem Chirac będzie ponownie próbował ratować sytuację - po raz ostatni przed niedzielnym głosowaniem wystąpi z telewizyjnym przemówieniem do narodu. AFP przypomina, że jego dwa poprzednie wystąpienia, w kwietniu i maju, nie wpłynęły znacząco na wyniki sondaży.