Rząd mógł wydać "nawet 100 mld zł" na walkę z kryzysem. "Czas zakończyć populistyczny wyścig"
- Jeśli ktoś uważa, że PGNiG mógł nadużywać swojej pozycji w sprawie cen gazu, może to zgłosić do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta - mówi Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny Biznes Alert, pytany o hurtowe ceny gazu dla przedsiębiorców, których wykańczają wysokie rachunki. Ekspert apeluje do polityków o zakończenie populistycznego wyścigu.
21.01.2023 15:25
Autor podcastu Patryk Michalski w rozmowie z ekspertami szuka odpowiedzi na pytania związane z nadciągającym kryzysem. To zagadnienia, które nurtują nas wszystkich. Dlaczego gaz dla biznesu jest tak drogi? Jak rząd radzi sobie z kryzysem energetycznym? Jakie sankcje powinny być nałożone na Rosję w kolejnym unijnym pakiecie? Gościem 13. odcinka podcastu "Idzie kryzys" jest Wojciech Jakóbik, analityk sektora energetycznego, redaktor naczelny Biznes Alert.
Pracownicy fabryk, piekarze, restauratorzy - wszystkich łączy to, że albo płaczą i płacą potężne rachunki m.in. za gaz, albo są zmuszeni do zamknięcia działalności. Niektórzy mówią wprost, że "czują się okradani", bo na holenderskiej giełdzie gaz jest tańszy, niż przed rosyjską inwazją na Ukrainę, a w cenniku orlenowskiego PGNiG dla odbiorców biznesowych stawka długo nie uległa zmianie. Początkowo przedsiębiorstwo przekonywało, że "polityka cenowa kształtowana jest z wyprzedzeniem i uwzględnia długofalową sytuację na rynkach energetycznych i giełdach, dlatego w krótkim okresie zmiany cen na giełdzie mogą nie mieć bezpośredniego wpływu na poziom cennika". Jednak w środę PGNiG obniżyła cenę gazu dla małych i średnich przedsiębiorstw o ponad 19 proc.
- Kryzys energetyczny zamienia się w kryzys gospodarczy. Rekordowe ceny gazu, ropy i innych surowców przenoszą się na gospodarkę, czego apogeum mieliśmy w wakacje. Teraz m.in. przez spadek popytu, ograniczenie zużycia gazu w związku z upadłościami, cieplejszą aurę, spadają ceny i mogą być niższe. Natomiast tak, jak w wakacje rekordowe ceny nie miały bezpośredniego przełożenia na rachunki, tak obniżki nie będą wprowadzane natychmiast. Ceny na Towarowej Giełdzie Energii są tylko jednym z czynników wyznaczania cen dla firm takich jak PGNiG, Orlen, bo one biorą pod uwagę całe portfolio swoich zakupów - wyjaśnia.
- Dochodzimy do dyskusji, czy cenę uzależnić wyłącznie od giełdy, czy należy brać inne czynniki pod uwagę. Chodzi o decyzję, czy idziemy w ultraliberalizm, czy w komunizm w sektorze paliw i wówczas minister ustali, ile ma kosztować gaz. Musimy znaleźć złoty środek, ja jestem za liberalizacją rynku energii i gazu, zgodnie z zaleceniami Międzynarodowej Komisji Energii i Komisji Europejskiej. Na końcu tej drogi klient będzie miał najlepszą możliwą cenę, bo giełda będzie mu tę cenę sugerowała. Przy tej liberalizacji Europa jednak zapomniała o podstawowym warunku wstępnym, czyli dywersyfikacji. Przecież nasz rynek w 2021 roku miał 40 proc. gazu z Rosji - zaznacza ekspert.
Zobacz też: Kłamstwa Ławrowa. "Będzie odpowiadał jak Ribbentrop"
Cenowy cud gazowy? "Broń obosieczna"
Jakóbik odniósł się również do popularnego w mediach społecznościowych wpisu Andrzeja Domańskiego, głównego ekonomisty Instytutu Obywatelskiego, związanego z Platformą Obywatelską.
"Trwa potężna przecena gazu na rynkach - już 60 euro (282 zł) za MWh. To 31 proc. niżej niż w przededniu wojny i 81 proc. niżej niż w sierpniu. Tymczasem w cenniku Orlenu dla biznesu nadal... 793 zł. Firmy padają, ludzie tracą pracę, a Orlen wesoło 'robi wyniki'" - napisał Domański.
- Mam duży szacunek do ich analiz, ale należy przypomnieć, że jesienią 2021 roku, kiedy kiełkował kryzys energetyczny podsycany przez Gazprom, te same środowiska oczekiwały, że nie będziemy przekładali ceny z giełdy, bo była wyjątkowo wysoka. Pojawiał się wówczas postulat, by uniezależnić ceny gazu od wartości giełdowych. Jeśli na giełdzie jest drogo, to giełda jest zła, jeśli tanio - dobra. To broń obosieczna - podkreśla ekspert.
- Potrzebny jest złoty środek, a docelowo powinniśmy patrzeć na giełdę, a nie na to, co oferuje nam Gazprom. Polityka zakupowa i polityka cenowa największych dostawców, a Orlen i PGNiG dominują na swoich rynkach, może być przedmiotem badań Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumenta. Pojawiły się liczne wnioski, by zbadał elementy polityki cenowej Orlenu, trwa to badanie, a urząd ma sprawdzić, czy doszło do zmowy cenowej z Saudi Aramco, czy doszło do nadużycia pozycji dominującej. Miejmy nadzieję, że Urząd zbada bezstronnie tę sprawę. (…) Jeśli ktoś uważa, że PGNiG też mógł nadużywać swojej pozycji, można to zgłosić do UOKiK, każdy ma do tego obywatelskie prawo. W każdym kraju prawa powinno to zadziałać - wyjaśnia analityk.
- Być może ktoś popędził PGNiG Obrót Detaliczny do obniżek, tak jak na początku 2022 roku minister aktywów państwowych, wymuszając obniżki, kiedy na chwilę zelżał kryzys energetyczny. Doszukiwałbym się tu drugiego dna, politycznego, ale nie mam wystarczających danych, żeby to rozstrzygnąć. Jeśli pojawiła się obniżka, to widocznie warunki na to pozwoliły. Jeżeli ktoś postępował nieuczciwie, zarabiał za dużo, niezgodnie z przepisami, to UOKiK powinien działać. Może tak być, że takie wnioski się pojawią. Problem polega na tym, że Urząd będzie pracował długo i dopiero po wyborach okaże się, jak było w tej sytuacji. Należy spodziewać się głosów opozycji, że trzeba działać szybciej, bo ktoś może posądzić ekipę rządzącą o to, że będzie odsuwała wyniki na czas po wyborach, żeby nie miały wpływu w procesie wyborczym - podkreśla Jakóbik.
Wakacje rachunkowe nie anulują kryzysu
Dziennikarz skomentował również pomysł zaprezentowany przez minister klimatu i środowiska. Anna Moskwa w Radiu Zet stwierdziła, że rząd pracuje nad wprowadzeniem wakacji rachunkowych, które miałyby być porównywalne do wakacji kredytowych. - Żadne z tego typu subsydiów nie jest rozwiązaniem problemu. Nie można obiecywać ludziom, że ktoś decyzją polityczną anuluje kryzys energetyczny. Zadaniem dla całej klasy politycznej jest zakończenie wyścigu o to, że damy coś ludziom, żeby nie było drożej - wskazuje Jakóbik.
- Dotychczasowe subsydia, tylko z ubiegłego roku, kosztowały prawdopodobnie więcej niż 100 mld zł, są one finansowane z budżetu albo z pożyczek, czyli również z naszych portfeli. To powoduje, że jest większa presja inflacyjna, mamy mniej pieniędzy, jesteśmy biedniejsi. Nie widzimy tego bezpośrednio na rachunku, ale później płacimy więcej za chleb itp. Widzialna ręka państwa jest potrzebna w dobie kryzysu, niektóre z subsydiów są niezbędne, ale szczególnie dla najuboższych, bo to oni najbardziej potrzebują pomocy. Wszelkie nowe rozwiązania, które mają być wprowadzane, nie likwidują problemu. Kryzys energetyczny trzeba przeżyć i na końcu jest światełko w tunelu. Już widać stabilizację, mamy coraz większą podaż z innych źródeł. Jeżeli uda nam się przestawić tak, by całkowicie zamknąć stację benzynową Władimira Putina, to nie będziemy się oglądali na wpływ tego czynnika geopolitycznego na nasze portfele - zaznacza analityk.
Ekspert doprecyzował, że koszt ubiegłorocznych subsydiów opiera m.in. o oficjalne dane Ministerstwa Klimatu, które uzyskał pod koniec ubiegłego roku. - Samo zamrożenie cen gazu, energii i ciepła kosztowało 69 mld zł. Do tego dochodzą inne subsydia, m.in. dodatek węglowy. To są kolejne wydatki budżetowe w czasie, kiedy musimy zachować dyscyplinę budżetową. 2023 rok to jest czas, kiedy trzeba apelować o rozsądne wydawanie pieniędzy, a nie dalej je drukować i wydawać jeszcze więcej, napędzając inflację. Ktoś w końcu musi powiedzieć "stop" temu populistycznemu wyścigowi, który prowadzą wszystkie partie, i wprowadzić sanację, której nie unikniemy - podkreśla analityk.
W 13. odcinku podcastu Jakóbik mówi również m.in. o tym, co każdy z nas może zrobić, by osłabić machinę wojenną Putina. - Wspólne pojedyncze działania mają wielki wpływ. Możemy dołożyć kamyczek do tego, żeby Putin przegrał. To imperium dziadów, które wykorzystuje obywateli, żeby wąska grupa związana z Putinem mogła zarabiać i ciemiężyć narody, jest nie do zaakceptowania. Nasze działania na rzecz oszczędności mogą przynieść efekt. Im mniej gazu zużyje Polska, tym więcej będzie go dla innych. Im mniejsze będzie zapotrzebowanie w Europie, tym więcej będzie gazu na świecie i będzie niższa cena. Zmniejszy się nasza zależność od Rosji i zmniejszą się ich przychody. Chodzi nie tylko, by uniezależnić się od Rosji, ale w ogóle odejść od paliw kopalnych, żeby ktokolwiek, kto chciałby użyć ich w celach politycznych, nie mógł tego zrobić. Im mniej zużyjemy energii i surowców, tym lepiej dla gospodarki, która szybciej będzie wychodzić z kryzysu - apeluje ekspert.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski