"Rząd jest niewidoczny, a PiS na rozstaju"
Trudny sondaż! Zacznijmy od tego, że uczestniczący w nim musieli ocenić prace rządu – chociaż w ostatnich tygodniach „rząd” jest prawie niewidoczny. Do opinii publicznej docierają chaotyczne oceny działalności ministra Klicha, prokuratora Seremeta czy minister Kopacz, oceny formułowane przez pryzmat katastrofy pod Smoleńskiem, a zatem dotyczące zachowań w sytuacji ekstremalnej.
30.04.2010 | aktual.: 08.07.2010 11:22
Ewa Kopacz najbardziej krytykowana członkini gabinetu PO-PSL, zachowała się w Smoleńsku właściwie i bohatersko, ukazując oblicze do tej pory nieznane opinii publicznej (podobnie jak to stało się w przypadku Lecha Kaczyńskiego, którego pozytywy media pokazały dopiero, kiedy zginął). Działanie Kopacz – potwierdzają to wszyscy, którzy w tych strasznych dniach zetknęli się z panią minister, nawet przez mgnienie nie było podyktowane motywami politycznymi, ale może wpłynąć pozytywnie na jej pozycję polityczną oraz jej odbiór w mediach i przez opinię publiczną.
Odpytani przez ankieterów oceniali pracę premiera, ale przecież premier podjął faktycznie decyzje o wycofaniu się w cień. „Twarzą Platformy Obywatelskiej w żałobie” stał się Bronisław Komorowski, oraz urzędnicy zajmujący się badaniem przyczyn katastrofy. Powściągliwość premiera, jak widać z sondażu, raczej została przez Polaków dobrze oceniona, przynajmniej na krótką metę. Sejm Polski niemal nie funkcjonował od 10 IV, a mimo to jego praca (?) została oceniona lepiej, niż w poprzednich sondażach. Odsetek osób oceniających parlament „zdecydowanie źle”, spadł z istotnych 21% do marginalnych 10%. W obu kwestiach – oceny premiera i oceny parlamentu – część oceniających wyszła z założenia, że poprzednio zbyt mocno artykułowała negatywną opinię wobec polityków. Tragedia smoleńska, wśród innych aspektów miała i ten zaskakujący – politycy objawili się wielu z nas jako realni ludzie, a nie tylko jako kukiełki z telewizji, bez pardonu atakowane przez komentatorów, dziennikarzy, satyryków innych polityków oraz Janusza
Palikota i Stefana Niesiołowskiego.
Zarazem oceny sejmu, premiera, rządu (zawsze mam to samo wahanie, czy wszyscy odpowiadający na pytania ankieterów precyzyjnie rozgraniczają „rząd” od np. „ministrów prezydenckich”, NIK, Rzecznika Praw Obywatelskich bądź Prokuratora Generalnego – sądzę, że nie) nie są biegunowo różne od tych „przedsmoleńskich”. Polacy udzielili niewielkiego kredytu zaufania politykom. Nie doszło do rewolucyjnej zmiany w opiniach na temat działalności rządu i sejmu, wciąż przeważają oceny negatywne nad pozytywnymi. Można to interpretować w sposób korzystny dla życia politycznego w Polsce: nieczynne instytucje rządu i parlamentu mogą znacząco poprawić swój wizerunek, jak tylko zaczną na dobre działać, wyniki sondażu są impulsem w dobrą stronę. Można i w niekorzystny: działanie, czyli powrót do normalności przyniesie normalne (czyli niższe) oceny efektów prac najważniejszych instytucji naszej demokracji.
Powyższy dylemat dotyczy również jedynej partii, której notowania wyraźnie skoczyły w górę; Prawa i Sprawiedliwości. Zawieszenie działań PiS, z czym mieliśmy do czynienia po katastrofie, przyniosło tej partii sondażową korzyść. Nie sposób jednak bronić przed Platformą niezależności IPN i mediów publicznych, nie sposób prowadzić polityki parlamentarnej, a przede wszystkim nie sposób prowadzić kampanii prezydenckiej siedząc cicho. Jakaś mądra aktywność PiS przynieść może efekt kuli śnieżnej. Aktywność głupia przyniesie topnienie poparcia. Partia Jarosława Kaczyńskiego stoi przed wyborem drogi, która zaprowadzi albo do zwycięstwa (bo już równorzędna walka Kaczyńskiego z Komorowskim byłaby psychologicznym zwycięstwem) albo do załamania ducha, wiary w swoja misję. A bez wiary w siebie żadna partia nie przetrwa, co klarownie pokazują wyniki SLD.
Jan Wróbel specjalnie dla Wirtualnej Polski