ŚwiatRyszard Legutko dla "Do Rzeczy": krew się leje, a oni wciąż to samo

Ryszard Legutko dla "Do Rzeczy": krew się leje, a oni wciąż to samo

Jean-Claude Juncker czy Martin Schulz zachowują się tak, jakby rzeczywistość się nie liczyła, a fakty nie istniały. Krew się leje, ludzie giną, społeczeństwa się burzą, a oni wciąż to samo. To ludzie przesiąknięci poprawnością polityczną, podobnie jak cała Unia Europejska - mówi w rozmowie z tygodnikiem "Do Rzeczy" europoseł PiS Ryszard Legutko. Dodaje, że wśród liberalnych deputowanych "są tacy, którzy mają poglądy zdroworozsądkowe w sprawie islamu i przyjmowania uchodźców", ale "nie wypowiadają ich publicznie". - W większym gronie milczą, a na forum publicznym wyrażają aprobatę dla tego, co proponują europejskie elity - dodaje.

Ryszard Legutko dla "Do Rzeczy": krew się leje, a oni wciąż to samo
Źródło zdjęć: © PAP | Wiktor Dąbkowski

Agnieszka Niewińska: O czym się mówi na korytarzach europarlamentu? Politycy unijni nie wpadli w panikę po serii dokonanych przez muzułmanów zamachów terrorystycznych we Francji i w Niemczech?

Ryszard Legutko: Politycy europejscy są bardzo oddaleni od swoich wyborców, niektórzy – tak jak komisarze – nie są nawet wybierani w wyborach powszechnych, więc nie odczuwają żadnej presji, nie muszą się rozliczać przed swoimi wyborcami. Partie – tak jak niemiecka CDU wraz z kanclerz Merkel, która zaprosiła uchodźców, uruchamiając lawinę – muszą jakoś reagować i tłumaczyć się ze swojej polityki, wprowadzać ograniczenia w migracjach, politycy europejscy - nie. Jean-Claude Juncker czy Martin Schulz zachowują się tak, jakby rzeczywistość się nie liczyła, a fakty nie istniały. Krew się leje, ludzie giną, społeczeństwa się burzą, a oni wciąż to samo. To ludzie przesiąknięci poprawnością polityczną, podobnie jak cała Unia Europejska.

Po rozjeżdżaniu ludzi w Nicei, strzelaninie w Bawarii, eksplozji pod Norymbergą czy po zamordowaniu księdza w Normandii żaden liberalny deputowany nie powiedział panu: "Byliśmy głupi"?

- Są wśród nich tacy, którzy mają poglądy zdroworozsądkowe w sprawie islamu i przyjmowania uchodźców. Nie słyszałem jednak, żeby je wypowiadali publicznie. Kiedy rozmawia się z nimi prywatnie, można się z nimi zgodzić, publicznie tego samego nie powiedzą. W większym gronie milczą, a na forum publicznym wyrażają aprobatę dla tego, co proponują europejskie elity. Przy wszystkich różnicach i zachowaniu proporcji – pamiętamy to z czasów komunistycznej ideokracji. Prywatnie niektórzy mówili, tak jak towarzysz Winnicki z KC w serialu „Alternatywy 4”: „W tym KC to powariowali”, a w telewizji chwalił linię partii.

Z wielu mediów i od oficjeli dowiedzieliśmy się, że w Nicei zamachu dokonał Francuz – Mohamed Lahouaiej Bouhlel. W Monachium dziewięć osób zabił 
„18-latek z problemami psychicznymi”.

- Ideologia ma to do siebie – a polityczna poprawność jest ideologią, czyli prostym zbiorem politycznych frazesów – że uzasadnia wszystko, co jest politycznie słuszne, i potępia wszystko, co jest politycznie niesłuszne. Dzisiejszy liberalny demokrata wie, co słuszne i co niesłuszne, co można powiedzieć, a czego mówić nie wolno, niezależnie od tego, co by się działo. Woli nie mówić, że zamachu dokonał muzułmanin, lecz chory psychicznie obywatel niemiecki. Jeśli zabójca jest białym chrześcijaninem, to można go nazwać białym chrześcijaninem. Jeśli jest Murzynem, to nie wolno powiedzieć, że jest Murzynem. Doda też, że i Zachód ponosi część odpowiedzialności za to, że islam jest religią pokojową itd. Ma umysł doskonale sformatowany. To jest też przyczyną, dla której europejska elita właściwie milczy o prześladowaniu chrześcijan i nieskora jest nazwać to ludobójstwem. Poprawność polityczna oznacza bycie niechętnym czy wręcz wrogim chrześcijaństwu. Chrześcijaństwo jest politycznie niesłuszne.

Dlaczego tak jest?

- Liberalnego demokratę ukształtowało przekonanie, że chrześcijaństwo to głównie krucjaty oraz prześladowanie kobiet i homoseksualistów. Wie, że źródłem represji jest hierarchiczny Kościół katolicki, bo jako hierarchiczny był on zawsze przeciw równości. A równość jest od pewnego czasu w świecie zachodnim wartością najświętszą i bodaj jedyną. Każda inna wartość bywa dzisiaj kontestowana. Trzeba więc realizować równość. Co to oznacza w odniesieniu do religii? Ano to, że chrześcijaństwo trzeba ograniczać, a islam dowartościować, żeby się zrównały. Islamiści mogą mordować, ale to nie podważa ogólnej strategii równania islamu z innymi. Ta egalitaryzacja oznacza w praktyce marginalizowanie chrześcijaństwa, na którym Zachód został zbudowany, przy jednoczesnym wspieraniu islamu, który z Zachodem miał niewiele wspólnego i był mu zawsze obcy. Podobnie z równaniem małżeństw normalnych z tzw. małżeństwami homoseksualnymi. Równanie oznacza niszczenie rodziny, a promowanie tego, co rodziną nie jest i być nie może. Dlatego
wolno atakować rodzinę, małżeństwo, Kościół, chrześcijan, natomiast wara od homoseksualistów i muzułmanów. Jeśli coś, choćby najbłahszego, przytrafi się homoseksualistom, to moi koledzy europosłowie krzyczą w proteście. Jeżeli straszne rzeczy dzieją się chrześcijanom, to udają, że nie słyszą. To umiłowanie równości miewa formy przedziwne. Ks. Jacques’a Hamela, którego zamordowano we Francji w wyjątkowo okrutny sposób. A przecież ten duchowny oddał muzułmanom ziemię pod budowę meczetu. W imię równości. Był przekonany, że tak trzeba się zachować.

Chciał zrobić ukłon w stronę społeczności muzułmańskiej, pewnie z nadzieją na poprawę wzajemnych relacji.

- Nie można poprawiać wzajemnych relacji przez dokonanie samoabdykacji. Presja ideologii poprawnościowej sprawiła, że część chrześcijan ją przyjęła i uznała – z tchórzostwa, z głupoty lub ze słabości – kapitulację za głęboko chrześcijańską postawę. Uznali, że nie można już bronić mocnej obecności chrześcijaństwa w historii Europy i w dzisiejszym świecie, bo to jest politycznie niesłuszne i obraża wyznawców innych religii. Niezależnie od obelg i dyskryminacji powtarzają: „Musimy to ścierpieć, bo jesteśmy otwarci, bo nadstawiamy drugi policzek, bo to dla dobra liberalnej demokracji”. Myliłby się jednak ten, kto uznałby ich za baranki. Są furiaccy, agresywni, a nawet brutalni wobec tych, którzy bardziej stanowczo bronią chrześcijaństwa. To nie wobec krwawych islamistów czy wściekłych antyklerykałów kieruje się ich furia, lecz wobec konserwatystów. Podobnie zresztą jak w przeszłości tzw. księża patrioci, którzy atakowali nie komunistów, lecz katolików. Komunistom obrzydliwie schlebiali, choć byli przez nich
pogardzani. Trudno się więc dziwić, że podobna postawa kapitulacyjna dzisiejszych chrześcijan nie przysparza im szacunku ani ze strony muzułmanów, ani antyreligijnych postępowców.

Może Francja lub Niemcy rzeczywiście zrobiły za mało, żeby muzułmanie w tych krajach mogli zintegrować się ze społeczeństwem?

- Czy wszystkie grupy etniczne i religijne mogą zasymilować się w społeczeństwach zachodnich? Brak asymilacji jest stopniowalny i ma wiele wariantów. Niektórzy przybysze nie wychodzą poza obręb własnych społeczności ani nie uczestniczą w życiu publicznym. Bywa tak, że choć uczestniczą, to nie osiągają wielkich sukcesów zawodowych i ekonomicznych. Jednak bywa też i tak, że u niektórych rośnie nienawiść tak wielka, że skłania ich do śmiertelnej walki z nową ojczyzną. Wszystkie te warianty obserwujemy w przypadku społeczności muzułmańskiej. Również ten ostatni. Nienawiść jest wielka – nie tylko do dzisiejszego dekadenckiego Zachodu, lecz także do całej jego tradycji, a przede wszystkim do chrześcijaństwa, czyli do niewiernych.
Francja czy Niemcy zrobiły bardzo dużo dla integracji muzułmanów. Żaden kraj w historii tyle dla przybyszów z innego obszaru kulturowego nie uczynił. Dlaczego zatem to poczucie klęski? Myślę, że po prostu trzeba poważnie brać pod uwagę tę ewentualność, że w przypadku 
społeczności muzułmańskich nie będzie nigdy żadnej głębszej asymilacji w skali masowej. Przecież nie ma niczego koniecznego i nieuchronnego w procesie asymilacji i nie jest prawdą, że kwestią pozostaje tylko dobór środków. Młodzi muzułmanie, już urodzeni w Europie, mieli dobry start, znali język od urodzenia, wtopili się w kulturę masową, bawili się na dyskotekach, czytali komiksy, chodzili do kina, a mimo to ich nienawiść do nowego kraju wzrosła tak bardzo, że wypowiedzieli mu wojnę na śmierć i życie.

Jakie działania powinni podjąć politycy we Francji, w Niemczech czy Belgii, by uchronić się przed terrorem?

- Nie widzę żadnego rozwiązania. Cieszę się, że nie jestem politykiem francuskim, niemieckim czy nawet brytyjskim, bo byłbym bezradny. Muzułmanie są w tych krajach zbyt liczni i rzeczywiście wielu ma status obywateli. Błąd został popełniony wcześniej, kiedy to w sposób niekontrolowany napływali migranci. Oczywiście było to związane z kacem moralnym, jaki społeczeństwa Zachodu miały po okresie kolonizacji. Chęć przyjęcia migrantów z Afryki czy Bliskiego Wschodu świadczy o ich wrażliwości moralnej, jednak skutki są opłakane. Głosy o fatalnych efektach niekontrolowanej migracji od dawna były zagłuszane. Brytyjski polityk Enoch Powell, który w latach 60. przestrzegał przed „rzekami krwi”, został sponiewierany, a jego kariera polityczna się skończyła. A przecież miał dużo racji w tym, co mówił.
To jest też lekcja dla nas, wschodnich Europejczyków. Mimo piętnowania nas przez Unię powinniśmy się trzymać mocno naszego stanowiska w kwestii imigrantów. Musimy działać racjonalnie, mając na uwadze interes naszych obywateli, również tych przyszłych. Nie można ulegać sentymentalizmowi ani reprymendom, a szczególnie nie należy martwić się tym, co UE sobie o nas pomyśli. To jest rzecz zbyt ważna, żeby paraliżować się polityką wizerunkową. Być może dziś UE podziękowałaby nam za przyjęcie uchodźców, ale kiedy pojawią się problemy z ich integracją, zostaniemy z nimi sami. Kraje zachodnie same nie potrafią poradzić sobie z powstałą sytuacją. Skąd więc miałyby wiedzieć, jak rozwiązać problemy, które mogłyby się pojawić u nas?

Prof. Ryszard Legutko 
– filozof i publicysta, inicjator Europejskiego Kongresu w Obronie Chrześcijan, były minister edukacji narodowej, od 2009 r. zasiada w Parlamencie Europejskim, został wybrany z list PiS.

Nowy numer tygodnika "Do Rzeczy" od poniedziałku w kioskach

Źródło artykułu:Do Rzeczy
niemcyangela merkelimigranci
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (553)