Rutkowski wierzy rodzinie Magdy i oskarża prokuraturę
Wierzę rodzinie Magdy. Wszelkie wątpliwości w tej sprawie zostały wyjaśnione - powiedział w programie "Piaskiem po oczach" Krzysztof Rutkowski. Podkreślił, że rozmawiał z rodzicami Magdy i przestrzegał, że jeśli coś przed nim zataili, to będzie bardziej okrutny niż inni. - Prokuratura, która sugeruje udział osób trzecich, nie wie, o czym mówi - podkreślił.
24.03.2012 | aktual.: 24.03.2012 09:56
Rutkowski stwierdził, że wierzy rodzinie Magdy, bo informacje, które on posiada w tej sprawie, "są konkretne i wiarygodne". A w śmierci dziecka nie ma dla niego już żadnej zagadki. Wyklucza, by w sprawę śmierci dziecka był zamieszany ktoś z bliskich dziecka.
- Jeśli prokuratorzy mają dowody na udział osób trzecich w ukryciu ciała dziewczynki, to Katarzyna W. nie powinna opuszczać aresztu - podkreślił Krzysztof Rutkowski. Katarzyna złożyła odpowiednie wyjaśnienia, które dały sądowi możliwość podjęcia decyzji o wypuszczeniu jej z aresztu - zaznaczył.
- Czy działania prokuratury są etyczne, co będzie jeśli (ktoś z rodziny-red.) nie wytrzyma ciśnienia i popełni samobójstwo, jeśli rodzina się rozpadnie. Może dojść do rzeczy dramatycznych, czy prokuratura weźmie za to odpowiedzialność? - pytał Rutkowski.
Powtórzył to, co już mówił wcześniej, że wyklucza zaczadzenie dziecka (pojawiła się informacja o badaniu kominów w mieszkaniu rodziców Magdy, biegli mieli wykazać zawartość hemoglobiny tlenkowej w krwi dziewczynki; Bartek Waśniewski mówił na konferencji, że nic o tym nie wie).
"Dziecko nie zostało zatrute"
Zdaniem Krzysztofa Rutkowskiego, "dziecko nie zostało zatrute, ponieważ było widziane przez inne osoby żywe, a prokuratura dysponuje odpowiednimi zeznaniami świadków".
- Demonstracyjna forma skazania tych młodych ludzi (rodziców Mady - red.) przez społeczeństwo już nastąpiła. W tej chwili chyba wszyscy czekają, żeby na rynku w Sosnowcu postawić gilotynę i ściąć im głowy - stwierdził Rutkowski.
- Powiedziałem, że kładę na szalę siebie i jestem dla nich tarczą ochronną i muszą sobie zdawać sprawę, że jeśli zataili cokolwiek przede mną, to ja będę bardziej okrutny niż inni - stwierdził Rutkowski. - Jestem w stanie pomóc ludziom, którzy potrzebują pomocy, a nie tym, którzy mnie oszukują - dodał.
Zaginięcie sześciomiesięcznej Madzi zgłoszono 24 stycznia, padła sugestia, że została uprowadzona. Półtora tygodnia później okazało się, że porwania nie było - matka Madzi wyjaśniła, że dziecko zmarło wskutek nieszczęśliwego wypadku, a ona w panice i ze strachu ukryła jego ciało. Potem wskazała miejsce jego ukrycia. Wstępne wyniki sekcji zwłok potwierdziły, że dziewczynka zmarła po uderzeniu w tył głowy - według Katarzyny W., uderzyła o próg w mieszkaniu. Prokuratura postawiła matce zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka, zagrożony karą 5 lat więzienia.
W minioną środę, relacjonując dalszy przebieg śledztwa, prokuratora poinformowała, że nadal analizuje także hipotezę dotyczącą udziału osób trzecich w całej sprawie - co najmniej czyjąś pomoc w ukryciu ciała dziecka. Śledczy poinformowali także o badaniu przewodów kominowych w mieszkaniu oraz zabezpieczeniu do badań komputerów rodziców i bliskich dziewczynki. Prokuratura dotąd nie skomentowała późniejszych doniesień i spekulacji mediów, mogących świadczyć, że śmierć Magdy była wcześniej zaplanowana.
Prokuratura w Katowicach sprawdza, czy do śmierci półrocznej Magdy z Sosnowca mogło dojść wcześniej niż w dniu jej rzekomego porwania. Jak dowiedział się nieoficjalnie w piatek reporter RMF FM, mogły to być nawet dwa dni. Śledczy mają także dowody na to, że w czasie, gdy ktoś, używając komputera rodziców dziewczynki, poszukiwał w sieci informacji o dziecięcych trumnach i organizacji pogrzebu, oni sami byli w domu - informuje RMF FM. Tym informacjom zaprzecza Bartek Waśniewski, oburzony na prokuraturę i media z powodu, jego zdaniem, nieuprawnionych spekulacji i nagonki. - Śledczy, na którego powołała się prasa, może równie dobrze sprzątać parking - kpił z doniesień piątkowej "Gazety Wyborczej" Krzysztof Rutkowski. Jego zdaniem, anonimowe źródło, na które powołali się dziennikarze, to "żadne źródło".