PolskaRuszył proces o zabójstwo maturzysty

Ruszył proces o zabójstwo maturzysty

Proces trzech młodych mężczyzn oskarżonych o
zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem maturzysty z Suchedniowa
(Świętokrzyskie) rozpoczął się w Sądzie Okręgowym w
Kielcach.

19-letni Bartłomiej zaginął 24 maja 2002 roku w trakcie egzaminów maturalnych. Z domu wyjechał na krótko - był już po egzaminach pisemnych i uczył się do ustnych. Po raz ostatni widziano go po południu w Skarżysku. Podejrzanych ujęto trzy lata po zabójstwie. Do dziś nie znaleziono zwłok chłopaka.

Prokuratura oskarżyła podejrzanych o to, że wraz z czwartym, nieżyjącym już mężczyzną, dokonali zabójstwa maturzysty ze szczególnym okrucieństwem przy użyciu bagnetu i kamienia. Do zabójstwa doszło w nieustalonym miejscu przy trasie krajowej nr 7 między Radomiem a Warszawą. Wcześniej mężczyźni dokonali na chłopaku rozboju - zabrali mu samochód oraz portfel, zegarek i telefon komórkowy.

Na pierwszej rozprawie wyjaśnienia składał Krzysztof M., który nie przyznał się do dokonania zabójstwa; przyznał się natomiast do udziału w uprowadzeniu chłopaka oraz do tego, że uderzył go kamieniem, kiedy ten już nie żył. Oskarżony oznajmił, że nie miał zamiaru zabić maturzysty, bardzo żałuje, że nie powstrzymał pozostałych.

Z jego wyjaśnień wynika, że w całej sprawie prym wiódł nieżyjący już Łukasz S. Oskarżeni wraz z nim pili tego dnia alkohol. Łukasz S. wdał się w utarczkę słowną z Bartłomiejem. Gdy chłopak po pewnym czasie jechał samochodem, zmusili go do zatrzymania auta i uprowadzili chłopaka. Gdzieś w lesie między Radomiem a Warszawą doszło do zabójstwa. Według Krzysztofa M. dokonali tego Łukasz S. i Marcin P.

Oskarżony wyjaśnił, że po zabójstwie mężczyźni pojechali najpierw do Ostródy, potem do Gdańska i Sopotu. Po pewnym czasie wrócili do Skarżyska. Po kilku tygodniach Łukasz S. z drugim mężczyzną przenieśli zwłoki w miejsce, którego Krzysztof M. nie zna. Następna rozprawa odbędzie się w piątek.

Policja zatrzymała podejrzanych w czerwcu 2004 roku. Wówczas policjanci informowali, że zbrodnia miała charakter zupełnie przypadkowy - zaczęła się od "pyskówki"; sprawcy działali bez planu. Najpierw chcieli chłopaka uprowadzić, potem dokonać rozboju, myśleli też o okupie. Ostatecznie z inicjatywy jednego z nich zadali chłopakowi kilkanaście ran bagnetem i zmasakrowali go kamieniem.

Według policjantów mężczyźni nie spodziewali się zatrzymania. Byli pewni, że "sprawy już nie ma". W ustaleniu przebiegu zdarzeń pomocny był operator sieci komórkowej oraz świadkowie, którzy zgłosili się po emisji programu telewizyjnego "997".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)