Rusza proces Kamila Durczoka
Przed Sądem Rejonowym w Piotrkowie Trybunalskim rusza w środę proces Kamila Durczoka. Byłemu dziennikarzowi TVN grozi nawet 12 lat więzienia.
Proces Kamila Durczoka miał rozpocząć się 13 października. Sąd przesunął jednak termin rozprawy na 27 stycznia, w związku z kwarantanną, jakiej musiał się poddać obrońca byłego dziennikarza TVN.
Przypomnijmy, że do wypadku z udziałem Kamila Durczoka doszło w piątek 26 lipca 2019 roku około godz. 13:00. Dziennikarz jechał BMW X6 trasą A1. Na wysokości Piotrkowa Trybunalskiego 51-latek uderzył w pachołki rozdzielające jezdnię. Jeden z nich uderzył w nadjeżdżający z naprzeciwka samochód. Na szczęście nikomu nic się nie stało.
Badanie alkomatem wykazało, że Durczok był pod wpływem alkoholu, później okazało się, że brał także środki uspokajające, po których nie powinno się prowadzić samochodu przez 24 godziny.
Kamil Durczok z zarzutami. Grozi mu nawet 12 lat więzienia
Durczok usłyszał niedługo po tym dwa zarzuty. Pierwszy z nich dotyczył sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, którego dopuściła się osoba będąca w stanie nietrzeźwości. Grozi mu za to kara od 9 miesięcy do 12 lat pozbawienia wolności. Drugi zarzut to kierowanie pojazdem w stanie nietrzeźwości. Może grozić za to do dwóch lat więzienia.
- Oskarżony jechał latem na zimowych oponach, autostradą przejechał około 370 km ze średnią prędkością 140 km na godzinę, a w momencie utraty panowania nad kierownicą na jego liczniku było 96 km na godzinę w miejscu, gdzie z powodu remontu obowiązywało ograniczenie do 70. Ruch był tego dnia bardzo duży. W ciągu godziny przejechało 1100 samochodów, a w ciągu doby 40 tysięcy - wyliczał Witold Błaszczyk, rzecznik prowadzącej sprawę Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim, tłumacząc postawienie zarzutu dotyczącego sprowadzenia zagrożenia katastrofy w ruchu lądowym.
W trakcie śledztwa były dziennikarz przyznał się tylko do jazdy pod wpływem alkoholu. Śledczy skierowali wniosek do sądu o areszt dla podejrzanego, ale sąd nie przychylił się do niego i zastosował wobec dziennikarza poręczenie majątkowe, dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju.