Rumuńska odsłona polskiej afery
"Rzeczpospolita" pisze o potężnym skandalu
korupcyjnym w Rumunii. W roli głównej - znana z afer w Polsce
firma CC Med. Rumuni poradzili sobie ekspresowo. Nasza prokuratura
od prawie trzech lat jest bezradna.
13.10.2006 | aktual.: 13.10.2006 05:15
Bohaterem rumuńskiej afery jest słynny kardiochirurg Serban Bradisteanu, nietykalna do tej pory postać z pogranicza polityki i biznesu. W 2001 r. był senatorem rządzących postkomunistów z Partii Socjaldemokratycznej ( PSD). Dzięki koneksjom politycznym został wówczas szefem rządowej komisji przetargowej, która odpowiadała za zakup sprzętu medycznego dla sieci szpitali więziennych. Do podziału było 20 mln euro, a większość tej kwoty - ponad 11,4 mln euro - w niejasnych okolicznościach trafiła do szwajcarskiej firmy CC Med. Skandal wybuchł, kiedy okazało się, że CC Med wspomogła doktora Bradisteanu sporymi zastrzykami gotówki.
Rumuni wszczęli śledztwo w tej sprawie w połowie czerwca tego roku. A już 20 czerwca doszło do jednoczesnych przeszukań w biurach CC Med w Rumunii, Austrii, Szwajcarii i Liechtensteinie. Bradisteanu odebrano paszport, bo zamierzał wyjechać do USA.
Zdaniem szwajcarskiej gazety "Tagblatt" oferta CC Med wcale nie była najkorzystniejsza. Rumuńskie gazety, które opisują sprawę, dodają, że część dostarczonego przez firmę sprzętu jest zupełnie nieprzydatna.
Podobny scenariusz CC Med zastosowała także w Polsce. Jak ujawniła "Rzeczpospolita", firma ta mogła liczyć na szczególną życzliwość ekipy ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego ( SLD) przy rozdziale kontraktów na sprzęt medyczny.
Polski przypadek od rumuńskiego dzieli zasadniczo jedno. Polskiej prokuraturze nie udało się przez trzy lata skłonić Austriaków i Szwajcarów do współpracy w śledztwie dotyczącym CC Med i powiązań tej firmy z politykami. Nie wiedziałem o śledztwie w Rumunii- przyznaje w rozmowie z "Rz" Konrad Kornatowski, dyrektor Biura do spraw Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej. (PAP)