Rumunia/Bułgaria: zjednoczony front wobec NATO
Rumunia dokonała desperackiego wysiłku, organizując dwudniowy szczyt 10 państw kandydujących do NATO, by wraz z Bułgarią zaprezentować zjednoczony front wobec Sojuszu, równoważący potężny lobbying trzech państw bałtyckich.
25.03.2002 | aktual.: 22.06.2002 14:29
W poniedziałek w Bukareszcie rozpoczęło się spotkanie szefów rządów z tzw. "Grupy Wileńskiej" którą tworzą państwa aspirujące do wejścia do NATO. Spotkanie odbywa się pod hasłem "wiosna nowych sojuszników".
Tymczasem zastępca sekretarza stanu USA Richard Armitage, powiedział podczas szczytu, że USA opowiadają się za przyjęciem do NATO możliwie jak najszerszej grupy państw kandydackich.
Oba państwa bałkańskie połączyły siły, by przekonać NATO, że ich członkostwo jest potrzebne dla tak bardzo upragnionej przez Zachód stabilizacji regionu. Bukareszt i Sofia powołują się przy tym na przykład i pomoc swych należących do NATO sąsiadów - Grecji i Turcji.
Rumunia i Bułgaria bardzo chcą uniknąć ponownego odrzucenia przez NATO, tym razem na listopadowym szczycie w Pradze, gdzie Sojusz ma wystosować kolejne zaproszenia do członkostwa. Dlatego Bukareszt zdecydował się wyasygnować milion dolarów na organizację spotkania państw kandydackich. Desperacko też podkreśla, że nadszedł czas wspólnego działania.
Jeśli ktokolwiek może nam zaszkodzić, to my sami - zadeklarował rumuński premier Adrian Nastase przed bukareszteńskim szczytem. Wypowiedź ta kontrastuje wyraźnie z atmosferą bezpardonowej walki przed wystosowaniem przez NATO zaproszeń dla pierwszej fali państw kandydackich w 1997 r.
Bułgaria i Rumunia uważają, że nareszcie nadeszła ich chwila. Zachęciły ich wypowiedź prezydenta George`a W. Busha, który wzywał latem do rozszerzenia NATO od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne, a także przesunięcie priorytetów po zamachach 11 września w USA.
O wiele większe są szanse na zaproszenie do NATO trzech państw bałtyckich, które z 8 mln mieszkańców łącznie, są czterokrotnie mniejsze od Bułgarii i Rumunii. Litwa, Łotwa i Estonia, które do niedawna nie miały nawet własnych armii, zdołały przewalczyć opór Moskwy i brak entuzjazmu ze strony Waszyngtonu.
Sprawie państw bałtyckich przysłużył się też generał Jonas Kronkaitis, Litwin, który walczył w amerykańskiej armii w Wietnamie, a przedtem ukończył prestiżową Ranger School, będąc na jednym roku z sekretarzem stanu USA Colinem Powellem.
Choć najważniejsza jest oczywiście reforma wojskowa, państwa bałtyckie podkreślają też na każdym kroku swe historyczne związki z Zachodem. Nie stronią od innych chwytów promocyjnych: na przykład podczas wizyty amerykańskich kongresmenów i dziennikarzy zaprosili ich do gry w koszykówkę z byłym gwiazdorem ligi NBA Saurnasem Marciulionisem.
Rumunia i Bułgaria zrobiły o wiele mniej, by oczarować Amerykanów, którzy będą mieli decydujący głos w sprawie przyjęcia do NATO. Winę za tę sytuację zrzucają na kryzys spowodowany wojnami bałkańskimi lat 90. Przed wojną w Kosowie w 1999 r. Europa południowo-wschodnia nie należała do rzeczywistych priorytetów geostrategicznych dla Zachodu - dodaje Geoana.
Logika strategiczna to tylko jedna strona medalu. Wynajęta ostatnio przez Bukareszt grupa lobbyistyczna w Waszyngtonie nie była w stanie wytłumaczyć Rumunii z najpoważniejszego problemu politycznego - korupcji. Zaniepokojenie "galopującym wzrostem klientyzmu" deklarował nawet były prezydent Rumunii Emil Constantinescu.
Po otrzymaniu ostrzeżeń z USA i Unii Europejskiej premier Natase obiecał zdecydowaną walkę z korupcją. Na razie jednak niewiele wskazuje na poważniejsze zmiany.
Bułgaria jest pod tym względem zaledwie odrobinę lepsza. Tak samo jednak jest krajem ubogim i ma niewielkie szanse na przyjęcie do Unii Europejskiej.
Państwa bałtyckie tymczasem są na dobrej drodze, by wejść do UE w 2004 r., tak jak dwaj najpoważniejsi kandydaci do NATO - Słowenia i Słowacja.
br> Rumunia i Bułgaria dopiero teraz planują intensywny lobbying, skoncentrowany na USA. Rumunia wydała nawet niedawno specjalny znaczek pocztowy, by uwiecznić swą solidarność ze Stanami Zjednoczonymi po 11 września.
Rumuńscy dyplomaci sa jednak świadomi, że sprawa jest bardzo ciężka. Trudno jest rywalizować z państwami bałtyckimi. Oni lobbują w ten sposób już całe lata i są od tego ekspertami - skarżył się jeden z dyplomatów. (mk)