Rozpędzony protest w Kirgistanie
Kirgiska policja rozpędziła przed siedzibą władz w Biszkeku kilkutysięczny tłum, który domagał się zarejestrowania biznesmena Urmatbeka Baryktabasowa jako kandydata w wyborach prezydenckich 10 lipca.
17.06.2005 | aktual.: 17.06.2005 18:12
Tymczasowy prezydent Kirgistanu Kurmanbek Bakijew ocenił, że protesty były inspirowane z Kazachstanu przez zwolenników obalonego w marcu przywódcy Askara Akajewa. Zapowiedział, że użyje siły w razie powtórzenia się zamieszek.
Według Bakijewa, w starciach zostało rannych 10 milicjantów. Źródła medyczne podają, że obrażenia odniosło też 12 manifestantów.
Na początku protestu ok. 200 demonstrantów wdarło się do siedziby kirgiskiej komisji wyborczej, która w poniedziałek odmówiła rejestracji Baryktabasowa, gdy wykryła, że od 2003 roku ma on obywatelstwo sąsiedniego Kazachstanu.
Milicja usunęła demonstrantów z budynku, a potem ścigała ich po ulicach, używając gazów łzawiących i strzelając w powietrze. Około południa tłum się rozproszył. Plac przed siedzibą rządu obstawiło tysiąc uzbrojonych w pałki milicjantów. W zależności od źródeł, liczbę protestujących ocenia się na 2-10 tys.
__Zajęcie gmachu rządu było finansowane z Kazachstanu przez ludzi Akajewa. Chcę ich ostrzec, żeby zaprzestali takich akcji, bo użyjemy siły - oświadczył Bakijew, który po obaleniu rządzącego od 1990 roku Akajewa objął władzę w kraju jako p.o. prezydenta i premiera.
Po zamkniętej dyskusji parlamentarnej powiedział, że gdy zajdzie potrzeba, osobiście i "z bronią w ręku" stanie do walki w obronie zdobyczy marcowej "rewolucji tulipanów".
Według niego, uczestnicy zamieszek zostali opłaceni; każdy z nich dostał po 500-1000 somów (12-25 dolarów). Na tę akcję przeznaczono łącznie 28 tys. dolarów - oznajmił Bakijew.
Powiedział, że prokuratura wydała list gończy za Baryktabasowem i wszczęła śledztwo, by ustalić, kto jest odpowiedzialny za zamieszki. Według pogłosek, Baryktabasow, który ma podobno powiązania z poszukiwanym przez milicję zięciem Akajewa, schronił się w Kazachstanie.
Biznesmen zaapelował do Kirgizów, by "10 lipca powiedzieli +nie+ władzy", która wprowadza "niepotrzebne i bezużyteczne reformy". Wezwał też wyborców, by głosowali na tych, którzy mają "uczciwy program wydobycia kraju z kryzysu".
Baryktabasow, który stoi na czele partii "Rodina" (Ojczyzna), utworzonej wkrótce po "rewolucji tulipanów", zainwestował sporo pieniędzy w swą karierę polityczną, tworząc m.in. organizację młodzieżową i dziennik.
Zaniepokojenie wydarzeniami w Biszkeku wyraziły Rosja oraz Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), apelując równocześnie o poszanowanie prawa. Przedstawiciel OBWE w Biszkeku zgłosił gotowość do mediacji w tym "sporze wyborczym".
Wraz ze zbliżaniem się daty wyborów coraz wyraźniej ujawniają się w Kirgistanie ambicje polityków, w tym także związanych z obozem "rewolucyjnym". W wyborach jest zarejestrowanych siedmiu kandydatów. Za faworyta uważa się Bakijewa.
Po rozpędzeniu demonstracji w Biszkeku nadal panuje napięcie. Większość sklepów w okolicach siedziby rządu pozostała zamknięta z obawy przed plądrowaniem, takim, do jakiego doszło 24 marca, gdy demonstranci zaatakowali siedziby władz, w tym pałac prezydenta, doprowadzając do rezygnacji Akajewa.