Rozmowy pokojowe w Arabii Saudyjskiej. "Teraz Rosja jest czarną owcą"

Spotkanie w Arabii Saudyjskiej, które miało wesprzeć "formułę pokojową" Wołodymyra Zełenskiego, zakończyło się bez końcowej deklaracji. Według ekspertów brak Rosji, a udział przedstawicieli Chin oraz innych prorosyjskich państw pozwala Ukrainie z optymizmem patrzeć na ewentualne negocjacje z Kremlem.

Ukrainę podczas rozmów w Arabii Saudyjskiej reprezentował prezydent Wołodymyr Zełenski
Ukrainę podczas rozmów w Arabii Saudyjskiej reprezentował prezydent Wołodymyr Zełenski
Źródło zdjęć: © PAP | Saudi Foreign Ministry
Sylwester Ruszkiewicz

- Przede wszystkim ważne było to, kto uczestniczył w spotkaniu. Jeżeli udziału nie bierze Rosja, a obecni są przedstawiciele Chin, Indii i Brazylii, to dynamika polityczna jest korzystna dla Ukrainy. A niekorzystna dla Kremla - mówi Wirtualnej Polsce dr Wojciech Lorenz, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

- Jeśli ktoś jest nieobecny, to nie może wyrażać swoich opinii, a w przypadku Moskwy "siać" swojej propagandy. Natomiast Ukraina może lobbować, by punktem odniesienia do rozmów w przyszłości był jej 10-punktowy plan pokojowy Wołodymyra Zełenskiego - dodaje.

Jak podkreśla Wojciech Lorenz, ważne jest teraz, by przeciągnąć na stronę Ukrainy jak najwięcej państw, włącznie z tymi, które "siedzą okrakiem".

- Także sojuszników Rosji - jak Chiny, które w obliczu przeciągającej się wojny mogą wywierać presję na Kreml. Miejmy nadzieję, że w tym kierunku to zmierza - twierdzi ekspert PISM.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Przypomnijmy, spotkanie w Dżuddzie z udziałem przedstawicieli 40 państw zakończyło się po kilkugodzinnych obradach i rozmowach za zamkniętymi drzwiami bez przyjęcia końcowej deklaracji. Celem była "konsolidacja różnych planów pokojowych" z Chin, Afryki i Brazylii z 10-punktowym planem Ukrainy.

Plan prezydenta Zełenskiego obejmuje m.in. całkowite wycofanie wojsk rosyjskich z terytorium Ukrainy.

"To Rosja jest teraz czarną owcą"

Po spotkaniu, jak wynika z nieoficjalnych głosów z europejskich kręgów dyplomatycznych, osiągnięto porozumienie w głównych punktach rozwiązania pokojowego, takich jak "integralność terytorialna i suwerenność" Ukrainy. Europejscy dyplomaci przekazali również, że Chiny "aktywnie" uczestniczyły w dyskusji i wyrażały "pozytywne" opinie na temat ewentualnego kolejnego spotkania tego typu.

- Używając języka meteorologii oceniam rozmowy na "górną strefę stanów średnich" - komentuje z kolei Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP na Łotwie i w Armenii.

Jego zdaniem spotkanie w Arabii Saudyjskiej nie jest wielkim sukcesem Ukrainy, bo nie było nawet wspólnego komunikatu po zakończeniu narady.

- Ale z drugiej strony, Kijów może być zadowolony, bowiem duża grupa państw prorosyjskich zasadniczo przyjęła jako podstawę rozmów, że należy zachować integralność terytorialną Ukrainy. Uznając tym samym, że "rosyjskie zabory" i okupacja ukraińskich terytoriów jest nielegalna. Do sukcesów Kijów może zaliczyć też, że przyjechała - stosunkowo wysoka rangą - delegacja z Chin. Okazało się, że teraz najbardziej prorosyjską postawę prezentuje Brazylia, która na następną turę rozmów chce zaprosić Rosję. Najważniejszą korzyścią spotkania jest to, że poprawił się wizerunek Ukrainy na globalnym południu. To Rosja jest teraz czarną owcą, blokującą obniżkę cen żywności - uważa Jerzy Marek Nowakowski.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

W spotkaniu wzięli udział doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego i przedstawiciele departamentów polityki zagranicznej m.in. Brazylii, Wielkiej Brytanii, Niemiec, Norwegii, RPA, Korei Południowej, Stanów Zjednoczonych, Turcji, Francji i Japonii.

Polskę reprezentował minister Marcin Przydacz.

Do spotkania we wpisie w mediach społecznościowych odniósł się Dmitrij Miedwiediew. Były prezydent Rosji ostro skrytykował szczyt pokojowy w Arabii Saudyjskiej. Jego zdaniem organizacja takich rozmów na obecnym etapie jest całkowicie zbędna. "Same negocjacje nie są teraz potrzebne. Wróg musi czołgać się na kolanach, błagając o litość" - napisał w kłamliwym propagandowym tonie.

"Zmiana w podejściu dopiero za rok"

Zdaniem dr. Wojciecha Lorenza dla celów politycznych każda ze stron może pokazywać, że jest gotowa do negocjacji - albo że nie jest.

- To zależy, czy polityczne kalkulacje w Rosji bądź Ukrainie przeważają za jednym bądź drugim scenariuszem. W tym momencie Putin uważa, że nie jest to w jego interesie. Dlatego, że nie chce brać udziału ze słabszej pozycji. Z kolei Ukraina chciałaby, żeby Rosja była przymuszona do rozmów - poprzez sytuację na froncie, ale także poprzez presję państw globalnego południa i Zachodu. Przedłużająca się wojna może przełożyć się także na destabilizację wewnętrzną Rosji. Jeżeli te czynniki będą ze sobą współgrać, powstanie taka masa krytyczna, w których Rosja zostanie przymuszona do negocjacji. A Ukraina będzie prowadzić rozmowy z pozycji siły i wynegocjować dla siebie akceptowalne warunki zawieszenia broni. Do tego jest jednak długa droga – mówi WP Wojciech Lorenz.

W jego ocenie, trzeba się przygotować, że Rosja będzie jednak stawiać na przeciąganie konfliktu.

- W ubiegłym roku - uderzając w infrastrukturę energetyczną Ukrainy - liczyła, że osłabi zaangażowanie Zachodu w pomoc dla Kijowa. Teraz będzie czekać na wynik wyborów prezydenckich w USA w 2024 roku. To oznacza, że jakakolwiek zmiana w rosyjskim podejściu jest możliwa dopiero w następnym roku - uważa nasz rozmówca.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Z kolei Jerzy Marek Nowakowski podkreśla, że obecnie nie ma warunków do negocjacji między Ukrainą a Rosją. - Ale pamiętajmy, jak się skończyła wojna koreańska. Nie dlatego, że ktokolwiek na Południu czy Północy chciał pokoju, ale w wyniku nacisku przez sojuszników obu stron. Doprowadziło to do rozejmu, który trwa do dzisiaj - przypomina były dyplomata.

"Koterie kremlowskie nie mają ochoty na wojnę"

Według Nowakowskiego test dla obu krajów nastąpi późną jesienią.

- I Rosja, i Ukraina dostaną wówczas absolutnej zadyszki. Zasoby, w skali w której toczy się wojna, z obu stron się wyczerpią. Również zasoby ludzkie. Z drugiej strony, Rosja będzie miała problem kampanii wyborczej u siebie i ewentualnego następstwa po Putinie. To było fundamentem buntu Prigożyna, a obecnie jest rzeczą zajmującą ludzi na Kremlu. Czy Putin - tak jak powiedział rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow - wystartuje i dostanie 90 proc. poparcia. Czy też nie wystartuje i nastąpi zmiana ekipy? - zastanawia się ekspert.

 W jego ocenie, jeżeli nastąpi zmiana władzy na Kremlu, wówczas będzie możliwe ewentualne rozwiązanie pokojowe.

- Putin, poprzez ustawy przyjęte ostatnio przez Dumę Państwową, pokazuje, jaki jest jego cel: wojna bez końca. Mimo że pozostałe koterie kremlowskie nie mają ochoty na przedłużający się konflikt. Rosja liczy też, że w 2024 roku w USA Donald Trump znów wróci na fotel prezydenta. W tym roku warunków do negocjacji nie ma i nie będzie - podsumowuje Nowakowski.

 Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie