"Rozbierali do naga, pałowali po plecach"
Władze Białorusi chcą zakazać wyjazdu z kraju ponad 200 opozycjonistom oraz zaproponować opuszczenie go ambasadorom z krajów UE. Stanie się tak w przypadku wprowadzenia przez Brukselę sankcji gospodarczych wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki. Tym czasem z Mińska przychodzą kolejne doniesienia o torturowaniu byłych kandydatów na prezydenta w więzieniu KGB i wymuszaniu na nich fałszywych zeznań - pisze w felietonie Aleh Barcewicz.
13.05.2011 | aktual.: 13.05.2011 13:40
Informację o rychłym zamknięciu granicy dla opozycjonistów i uznania za persona non-grata ambasadorów z krajów Unii Europejskiej podała agencja Interfax-Zapad, powołując się na źródło w Kancelarii prezydenta Białorusi.
- Planujemy wprowadzenie zakazu wyjazdu za granicę szeregowi działaczy białoruskiej opozycji, którzy nawołują władze Unii Europejskiej do wprowadzenia sankcji gospodarczych wobec narodu białoruskiego – oświadczył agencji anonimowy współpracownik Aleksandra Łukaszenki. – Prawdopodobnie zaproponujemy również opuszczenie Białorusi niektórym ambasadorom krajów UE, którzy zamiast budowania przyjaznych stosunków z krajem pobytu konsekwentnie narzucają rządom swoich państw antybiałoruską politykę – dodał urzędnik.
„Łukaszenka nie pozostawił wyboru”
Parlament Europejski jednogłośnie przyjął wczoraj rezolucję, nawołującą Komisję Europejską i Radę Ministrów UE do wprowadzenia ograniczonych sankcji gospodarczych, wymierzonych w przedsiębiorstwa, które kontroluje rodzina i najbliżsi współpracownicy Aleksandra Łukaszenki. Dokument po raz kolejny nawołuje władze w Mińsku do zaprzestania masowych represji wobec opozycji i mediów niepaństwowych.
- Łukaszenka nie pozostawił nam innego wyboru – mówi szefowa europejskiej dyplomacji Catherine Ashton. – Musimy działać stanowczo zarówno wobec niego, jak i innych osób, odpowiedzialnych za policyjne działania reżimu – dodała.
Zeznania z tortur
Były kandydat na prezydenta Białorusi Andrej Sannikau zeznał wczoraj przed sądem, że w więzieniu KGB wybijano z niego zeznania za pomocą tortur. – Do celi codziennie wpadali ubrani na czarno ludzie w maskach. Wyrzucali na zewnątrz, rozbierali do naga, pałowali po plecach – opowiada polityk.
- 31 grudnia 2010 roku zmuszono mnie do rozmowy z szefem białoruskiego KGB Wadimem Zajcewem. Groził, że jeżeli nie będę współpracował, moja żona i 3-letnie dziecko ucierpią na życiu i zdrowiu – stwierdził były kandydat. Możliwość spotkania ze swoim adwokatem Andrej Sannikau dostał dopiero w marcu – 3 miesiące po aresztowaniu.
Nowa „żelazna kurtyna”
- Władza całkowicie straciła adekwatność i jest zdeterminowana do wszystkiego, również do zamknięcia granicy – mowi w rozmowie z WP inny rywal Łukaszenki, Aleś Michalewicz, który jako pierwszy opowiedział o torturach, stosowanych obecnie na Białorusi wobec więźniów politycznych.
- Nie wykluczam też, że poprzez zapowiedź „żelaznej kurtyny” chcą zmusić jak największą ilość opozycjonistów do opuszczenia kraju. Sytuacja bardzo przypomina Kubę, gdzie reżim przez wiele lat sprzyjał emigracji – uważa Michalewicz, który po ujawnieniu kwestii tortur musiał poprosić o azyl polityczny w Czechach. Co do niepożądanych ambasadorów, to zdaniem byłego kandydata w pierwszej kolejności zostaną nimi dyplomaci z Polski i Niemiec – krajów, władze których według Aleksandra Łukaszenki szykowały na Białorusi „zamach stanu”.
Polowanie na czarownice
Innym tłumaczeniem egzotycznych planów władz w Mińsku może być chęć znalezienia winnych ostremu kryzysowi finansowemu, w którym znalazł się sąsiadujący z Polską kraj. Przedtem odpowiedzialnością za taki stan rzeczy Łukaszenka obarczał samych Białorusinów, którzy wykupili z banków całą obcą walutę, próbując w panice zabezpieczyć swoje oszczędności.
Teraz wina za gospodarczą nieudolność rządu widocznie zostanie przełożona na Zachód i przeciwników prezydenta. Władze Białorusi już zapowiedziały szeroką kampanię w mediach państwowych, która „zaprezentuje społeczeństwu motywy działań białoruskich opozycjonistów, mających na celu pogorszenie społeczno-gospodarczej sytuacji w kraju oraz dobrobytu narodu białoruskiego”. Dziurą w tym łańcuchu logicznym jest fakt, że opozycja od kilku miesięcy jest niemal doszczętnie rozbita, a jej liderzy siedzą w więzieniach. Z kolei Bruksela nie zdążyła jeszcze przyjąć żadnych sankcji gospodarczych – dopiero je zapowiedziała.
Aleh Barcewicz dla Wirtualnej Polski