"Rosyjsko-polska odwilż jest o włos od śmierci"
"Moskowskij Komsomolec" ocenił, że "jeśli jedno z głównych osiągnięć polityki zagranicznej Rosji ostatnich lat - rosyjsko-polska odwilż - nie jest dzisiaj o włos od śmierci, to stoi w obliczu bardzo realnego zagrożenia".
14.01.2011 | aktual.: 15.01.2011 18:01
Czego nie ma w raporcie MAK?
Raport MAK - wersja rosyjska
Raport MAK - wersja angielska
Polskie uwagi do raportu MAK
Ten wielkonakładowy dziennik, sympatyzujący z prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem, pisze o tym, komentując raport końcowy Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) na temat katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem.
"Czy rosyjsko-polski "reset" umrze tam, gdzie faktycznie się narodził - w dymiącym lesie przy lotnisku w Smoleńsku?" - pyta.
Według gazety, do powrotu do konfrontacji Moskwę i Warszawę ciągną jednakowe cechy mentalne (...) i ciężka przeszłość historyczna". "Okazuje się, że mimo swojego członkostwa w NATO i Unii Europejskiej Polsce pod pewnym względami jest wciąż bliżej do nas niż do Zachodu" - konstatuje.
Dziennik przypomina, że "w czasie swojej prezydentury Borys Jelcyn w pewnym momencie omal nie zgubił samego siebie i wszystkich pasażerów prezydenckiego samolotu". "Z powodu koszmarnych warunków pogodowych na lotnisku w Londynie pod żadnym pozorem nie wolno było tam lądować. Jednak prezydent zmusił swojego pilota do uczynienia tego" - wyjaśnia. "Borysowi Jelcynowi się udało. Lechowi Kaczyńskiemu - nie" - konstatuje "MK".
Zdaniem gazety, "oczywisty jest również inny tragiczny aspekt". "Kontrolerzy lotniska w Smoleńsku byli dokładnie takimi samymi zakładnikami sytuacji, jak piloci polskiego samolotu prezydenckiego" - tłumaczy.
"Co by było, gdyby splunęli na przepisy, zgodnie z którymi o lądowaniu w takich sytuacjach decyduje zagraniczna załoga, i postąpili po ludzku, kategorycznie zabraniając lądowania polskiej maszynie Nr 1?" - pyta dziennik i odpowiada: "Polityczny skandal byłby nieunikniony". "Nie trzeba być Nostradamusem, by przewidzieć, kto zostałby kozłem ofiarnym" - dodaje.
Gazeta zwraca uwagę, że na wieść o publikacji raportu MAK premier Donald Tusk przerwał zagraniczny urlop i pilnie wrócił do Warszawy. "Płynie z tego nieuchronny wniosek, że koordynacja wspólnych działań między władzami Rosji i Polski jest co najmniej poważnie naruszona" - wskazuje.
W ocenie dziennika "taka sytuacja jest nienormalna". "Przecież realna linia podziału przebiega dzisiaj nie tyle między Rosją i Polską, ile wewnątrz polskiego społeczeństwa" - podkreśla.
Gazeta wskazuje, że "Moskwa nie powinna włączać się w polską wewnątrz-polityczną bijatykę". "Musimy jednak mieć świadomość, co naszym dalszym stosunkom przyniesie zwycięstwo tej czy innej siły politycznej w Polsce" - zaznacza.
"W 2011 roku w Polsce powinny się odbyć wybory parlamentarne, po których zwycięska partia sformuje nowy rząd. Zbyt bliskie zbliżenie z Moskwą może być niebezpieczne dla politycznego zdrowia premiera Donalda Tuska. Dlatego nasuwa się myśl, czy w obecnej kłótni między Moskwą i polskim rządem nie ma przypadkiem elementów politycznego teatru?" - pisze dziennik.
Według gazety, "gdyby władze w Moskwie i Warszawie przyjęły wspólny, całkowicie uzgodniony dokument o przyczynach smoleńskiej tragedii, to "pacjent resetu" miałby o wiele większe szanse na szybkie wyzdrowienie".