Rosyjskie trolle wkraczają do realu. Organizują wiece, sieją zamęt
Działalność rosyjskich trolli nie ogranicza się już tylko do rzeczywistości wirtualnej. Z Sankt Petersburga potrafią zorganizować protest czy wiec tysiące kilometrów dalej. I stają się w swojej pracy coraz lepsi. Także w Polsce.
21 maja pod meczetem w Houston na przeciwko siebie stanęły dwie wrogie grupy: z jednej strony manifestowali prawicowcy przeciwko "islamizacji Teksasu". Z drugiej, muzułmanie, lewicowcy i anarchiści prowadzili kontrprotest pod hasłem "zachowania islamskiego dorobku". Protest i kontrprotest zgromadził mały tłum około kilkudziesięciu osób. Atmosfera była napięta, obie strony wymieniały się wyzwiskami, ale do rękoczynów nie doszło. Ale ani po jednej, ani po drugiej stronie nie było organizatorów zgromadzeń. Siedzieli przed komputerami tysiące kilometrów dalej, w Agencji Badania Internetu, czyli słynnej petersburskiej "fabryce trolli".
Był to zaledwie jeden z przykładów działalności rosyjskich trolli w USA ujawniony przez senacką komisję ds. wywiadu badającą aktywność Rosjan w mediach społecznościowych.
- Rosyjskie trolle zachęcały obie strony do walki na ulicach, aby tworzyć podziały między prawidziwymi Amerykanami - stwierdził Richard Burr, przewodniczący komisji z Partii Republikańskiej.
Sposób działania Rosjan był prosty. Organizatorami wydarzenia był po jednej stronie facebookowy profil "Heart of Texas" ("Serce Teksasu"), zaś po drugiej "United Muslims of America" ("Zjednoczeni Muzułmanie Ameryki"). Oba były prowadzone z Sankt Petersburga. Na pierwszy rzut oka "Heart of Texas" wydawał się jedną z wielu podobnych stron, promujących "teksański styl życia", opiewających uroki stanu i publikujących memy, często o prawicowej wymowie. Wyróżniały go dwie rzeczy: poparcie dla idei secesji Teksasu i nietypowy, niezgrabny język. Ale dla ponad 225 tysięcy fanów profilu, najwyraźniej nie stanowiło to problemu. Podobnie jak dla ponad 300 tys. śledzących profil United Muslims of America. Ale by informacja o planowanych demonstracjach dotarła też i do innych użytkowników Facebooka mieszkających w rejonie Houston, rosyjscy trolle po obu stronach wykupili reklamy. Koszt nie był wielki - 200 dolarów. Sądząc po frekwencji, bezpośredni efekt - też nie.
Rosyjski rozmach
Ale był to tylko jeden niewielki wycinek z działalności trolli z Olgina. Sam profil "Heart of Texas" organizował serię demonstracji w sprawie secesji w całym stanie. A podobne wydarzenia organizował tuzin innych stron stworzonych przez Rosjan, zarówno tych adresowanych do tradycyjnego prawicowego elektoratu (jak np. "SecuredBorders" śledzony przez ponad 100 tys. użytkowników), jak i Afroamerykanów. Organizowano wiece pod hasłami takimi jak "Floryda głosuje na Trumpa", ale też i "Nie mój prezydent", kiedy Trump już został wybrany. Do tego dochodzą tysiące wpisów, postów i reklam, które na samym Facebooku zyskały łącznie ponad 120 milionów wyświetleń.
- Działania trolli są ukierunkowane na destabilizowanie sytuacji politycznej w danym państwie i podważanie zaufania do jego instytucji i całego systemu demokratycznego - mówi WP dr Adam Lelonek, ekspert Centrum Analiz Dezinformacji i Propagandy. Jak jednak zauważa, wykroczenie poza rzeczywistość wirtualną i wpływanie na realne wydarzenia to przełom w operacjach informacyjnych internetowych agentów Rosji. - Ostatnie wydarzenia z USA wyraźnie pokazują, że sprawa rosyjskiego oddziaływania informacyjnego jest znacznie większa niż zakładano. Kreml był w stanie nie tylko zakłócać percepcję rzeczywistości przez różne grupy amerykańskiego społeczeństwa, ale wręcz realizować operacje psychologiczne i kreować konkretne wydarzenia podważające porządek publiczny czy stwarzające zagrożenie dla zdrowia i życia Amerykanów - dodaje ekspert.
Ale na rosyjskim trollingu i propagandzie zarabiały sieci społecznościowe. Twitter przyznał, że na reklamach kremlowskiej telewizji Russia Today zarobił 2 miliony dolarów. Z kolei Facebook za promocję publikacji kont związanych z petersburską fabryką trolli zainkasował co najmniej 150 tys. dolarów.
Polska też jest celem
W Polsce przekroczenia granicy między rzeczywistością a siecią jeszcze nie stwierdzono. Ale to, że Polska jest znaczącym polem działań trolli, nie jest żadną tajemnicą. Ale w odróżnieniu od USA, gdzie sprawa jest przedmiotem szczegółowego śledztwa z którym współpracują również giganci mediów społecznościowych, skala rosyjskiego trollingu nie jest tak dobrze znana. Według szacunków Roberta Gorwy, naukowca z Oksfordu i autora przełomowej analizy na temat trolli, nawet jedna trzecia aktywności na Twitterze jest wynikiem trolli i zautomatyzowanych kont - botów. Trudno jest jednak ocenić, za jaką część odpowiadają Rosjanie. Co najmniej równie aktywnie co Rosja działają partie polityczne, a nawet firmy komercyjne.
Szacunki dodatkowo komplikuje fakt, że z biegiem czasu, konta trolli stają się coraz trudniejsze do identyfikacji. Tworzenie takich kont to zresztą biznes sam w sobie. Gorwa podaje przykład fabryki trolli, która w ciągu ostatnich 10 lat stworzyła 40 tys. tożsamości, z których każda posiadała konta na różnych portalach społecznościowych. Każda ma też własny styl pisania i "osobowość", ich zdjęcia - skradzione z internetu - są edytowane, by uniknąć wykrycia przez portale społecznościowe. A do tego dochodzą całe zastępy bardziej prymitywnych, zautomatyzowanych kont, czyli botów. Ale i w tym przypadku ich twórcy wykazują się coraz większą subtelnością działania.
- Działania rosyjskich czy prywatnych farm trolli z użyciem wykorzystujących zautomatyzowane lub półzautomatyzowane konta to duże wyzwanie. W przypadku tych ostatnich chodzi o to, że przez pewien czas danym kontem kieruje prawdziwy użytkownik, a następnie robi to specjalnie zaprojektowane oprogramowanie. Często utrudnia to lub wręcz uniemożliwia identyfikację działania kont w sieci jako tzw. botów - mówi Lelonek. - Działania na Facebooku są bardziej transparentne, ale nie oznacza to wcale, że nie są tam prowadzone działania. Tematy są różne: antyimigranckie, antyszczepionkowe, antyaborcyjne, antyukraińskie, antynatowskie, czy antyunijne - wymienia.