Rosyjski deputowany żąda przeprosin od Polski za rzeźbę w Gdańsku
Rosyjski deputowany Franc Klincewicz zapowiedział, że zażąda oficjalnych przeprosin od Polski za ustawienie w Gdańsku przez studenta ASP rzeźby przedstawiającej radzieckiego żołnierza gwałcącego ciężarną kobietę. To przesadzona reakcja - uważa poseł z sejmowej komisji SZ Tomasz Lenz (PO).
- Będziemy żądać oficjalnych przeprosin - nie bacząc na to, że organy ścigania usunęły nielegalnie ustawiony pomnik i że to one powinny zdecydować, jak ukarać tego chłopca, który nasłuchał się czegoś i próbował wywołać skandal - oświadczył deputowany rosyjskiej Dumy Państwowej, który w Dumie jest pierwszym wiceprzewodniczącym komisji ds. weteranów.
- Jest coś takiego, jak oficjalne oświadczenia parlamentu. Będziemy żądać od sejmu Polski, aby dał ocenę prawną tego, co się wydarzyło - dodał deputowany, który jest także członkiem władz kierowanej przez prezydenta Władimira Putina i premiera Dmitrija Miedwiediewa partii Jedna Rosja.
Komentując sprawę rzeźby, Klincewicz ocenił też, że jest ona częścią trwającej w Polsce od 20 lat kampanii dyskredytacji Rosji. - Nie potrafię zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Nasze kraje zawsze łączyły dobrosąsiedzkie stosunki. Rosja zawsze była u boku Polski, dzięki czemu Polska się rozwijała i rozkwitała - oznajmił.
Cytowany przez rosyjski portal Life News deputowany podkreślił, że "nie można zapominać o 600 tys. rosyjskich żołnierzy, którzy polegli za wyzwolenie Polski". Klincewicz zauważył, że "w tamtych czasach trybunały bardzo surowo karały wszelkie bezprawne działania, w tym takie jak na przykład gwałty rosyjskich żołnierzy nawet na niemieckich obywatelkach". - O Polsce już nie wspominam - dodał.
- To przesadzona reakcja, szczególnie, że władze Gdańska szybko usunęły rzeźbę - tak wypowiedź rosyjskiego polityka skomentował zasiadający w sejmowej komisji spraw zagranicznych poseł PO Tomasz Lenz. Jak dodał, rosyjski deputowany - skoro czuje taką potrzebę - powinien zażądać przeprosin od twórcy kontrowersyjnego dzieła.
W środę do sprawy odnosił się rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski. "Przykro mi z powodu incydentu wokół pomnika żołnierzy radzieckich w Gdańsku. To działania pseudoartystyczne. Nie wpłyną na relacje PL i RU" - napisał na Twitterze.
Rzeźbę obok pomnika czołgu T-34 przy alei Zwycięstwa, głównej ulicy przelotowej Gdańska, bez stosownych pozwoleń ustawił w sobotę wieczorem student ASP Jerzy Bohdan Szumczyk. Czołg to autentyczny pojazd z II wojny światowej, którym wojska radzieckie wjechały do Gdańska wiosną 1945 roku. Po kilkunastu godzinach rzeźba została usunięta przez policję.
We wtorek oburzenie rzeźbą wyraził ambasador Federacji Rosyjskiej w Polsce Aleksander Aleksiejew. Jego zdaniem dzieło Szumczyka miało charakter bluźnierczy i obrażało uczucia Rosjan. Według oświadczenia wydanego przez ambasadora student "poprzez swoją pseudosztukę znieważył pamięć ponad 600 tys. żołnierzy radzieckich, poległych w walce o wolność i niepodległość Polski".
W czwartek Szumczyk zapewnił, że swoim działaniem "nie zamierzał wzbudzać agresji" czy nienawiści, a przeciwnie chciał powiedzieć prawdę, która "jest niezbędna do budowania dobrego sąsiedztwa w przyszłości". "Ta rzeźba nie jest nośnikiem nienawiści, a zwróceniem uwagi na problem wojen i gwałtów" - napisał. Student wyjaśnił, że chciał "głośno powiedzieć o prawdzie historycznej" i "o jej przemilczanym wątku". "Nie zajmuję się wojną jako konfliktem nacji. Przepraszam, jeśli kogoś obraziłem" - dodał.
Również w czwartek Prokuratura Rejonowa Gdańsk-Wrzeszcz umorzyła sprawę rzeźby. Śledczy nie dopatrzyli się przestępstwa; uznali, że mogło dojść do wykroczenia. Oceniono, że artysta nie złamał art. 256 par. 2 kodeksu karnego, czyli nie nawoływał - poprzez prezentowanie rzeźby - do nienawiści na tle różnic narodowościowych. Prokuratorzy uznali też, że artysta nie złamał art. 261 kk, czyli "nie znieważył miejsca publicznego urządzonego w celu upamiętnienia zdarzenia historycznego".