Rosyjska prasa o materiałach wybuchowych na pokładzie Tu‑154M
Polska potrzebuje jeszcze co najmniej sześciu miesięcy, aby wykluczyć akt terroru jako przyczynę katastrofy swojego Tu-154M, który rozbił się pod Smoleńskiem - podkreśla rosyjska "Niezawisimaja Gazieta". "Izwiestija" poinformowały z kolei, że wiceprzewodniczący Komisji Obrony Dumy Państwowej Franz Klincewicz poprosił Prokuraturę Generalną FR, by "zweryfikowała informacje opublikowane w polskich mediach". Reprezentujący prokremlowską partię Jedna Rosja Klincewicz zapowiedział, że "jeśli doniesienia te okażą się nieprawdziwe, to zażąda on od strony polskiej oficjalnych przeprosin".
01.11.2012 | aktual.: 01.11.2012 15:54
Rosyjskie dzienniki nawiązują do publikacji "Rzeczpospolitej" o domniemanym wykryciu śladów materiałów wybuchowych w szczątkach polskiego samolotu i reakcji, jaką wywołał ten tekst w Polsce.
"Polska prokuratura wojskowa oświadczyła, że specjaliści potrzebują sześciu miesięcy, by wiarygodnie stwierdzić, czy na podkładzie prezydenckiej maszyny, która rozbiła się pod Smoleńskiem w kwietniu 2010 roku, były materiały wybuchowe" - przekazuje "NG".
Rosyjski dziennik podkreśla, że "nie czekając na przeprowadzenie ekspertyz, największa partia opozycyjna - Prawo i Sprawiedliwość, której przewodzi Jarosław Kaczyński, wezwała do natychmiastowej dymisji rządu premiera Donalda Tuska".
"NG" przypomina, że składająca się z posłów PiS grupa parlamentarna badająca tragedię smoleńską podważa oficjalne ustalenia śledztwa i utrzymuje, że katastrofę Tupolewa poprzedziły wybuchy na pokładzie.
"Oliwy do ognia dolało to, że artykuł 'Rzeczpospolitej' zbiegł się w czasie z zagadkowym samobójstwem jednego z kluczowych świadków" - konstatuje dziennik.
W ocenie "NG" dopóki nie zostaną zakończone badania laboratoryjne, dopóty będzie się utrzymywać obecne napięcie. "Tym bardziej, że stawką jest reputacja premiera, który wszystkie oskarżenia ze strony opozycji określa jako absurdalne" - wskazuje moskiewski dziennik.
Z kolei "Izwiestija" poinformowały, że wiceprzewodniczący Komisji Obrony Dumy Państwowej, izby niższej parlamentu Federacji Rosyjskiej, Franz Klincewicz "poprosił Komitet Śledczy FR i Prokuraturę Generalną FR, by te zweryfikowały i dały ocenę prawną informacji opublikowanych w polskich mediach".
Gazeta podała, że zdaniem Klincewicza, reprezentującego prokremlowską partię Jedna Rosja, "nad takimi 'wrzutkami informacyjnymi' nie można przechodzić do porządku dziennego".
"Parlamentarzysta zwraca uwagę, że niewiarygodne informacje i oparte na nich spekulacje medialne mogą podważyć autorytet Prokuratury Generalnej oraz innych struktur państwowych Rosji, co w konsekwencji może negatywnie wpłynąć na stosunki rosyjsko-polskie" - przekazały "Izwiestija".
Rosyjski dziennik poinformował również, iż Klincewicz zapowiedział, że "jeśli doniesienia (polskich) mediów okażą się nieprawdziwe, to on zażąda od strony polskiej oficjalnych przeprosin i ewentualnie - za pośrednictwem rosyjskiego MSZ - skieruje notę do Polski z żądaniem wpłynięcia na pracowników rozpowszechniających kłamliwe wiadomości".
O tym, że na wraku Tupolewa znaleziono ślady trotylu, poinformowała we wtorek "Rzeczpospolita". Według gazety grupa polskich śledczych, która niedawno przez miesiąc ponownie badała wrak na terytorium Rosji, znalazła na szczątkach samolotu liczne ślady materiałów wybuchowych.
Gazeta napisała, że badania, przeprowadzone przez prokuratorów we współpracy z ekspertami z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz CBŚ, wykazały ślady trotylu i nitrogliceryny, m.in. na 30 fotelach samolotu.
"Rz" zaznaczyła, że eksperci nie są w stanie stwierdzić, w jaki sposób na wraku maszyny znalazły się ślady trotylu i nitrogliceryny; biorą pod uwagę hipotezy, według których osad z materiałów wybuchowych mógłby pochodzić z niewybuchów z okresu II wojny światowej.
Po południu, po konferencji prasowej szefa Wojskowej Prokuratury Okręgowej płk Ireneusza Szeląga, który zdementował te doniesienia, "Rzeczpospolita" oświadczyła, że się pomyliła, pisząc o trotylu i nitroglicerynie. "To mogły być te składniki, ale nie musiały" - oznajmiła, zaznaczając, że "jednak nie można wykluczyć materiałów wybuchowych".
W niedzielę w Warszawie poinformowano o śmierci Remigiusza Musia - technika pokładowego Jaka-40, który 10 kwietnia 2010 roku lądował w Smoleńsku przed prezydenckim Tu-154M. Ciało 42-letniego Musia znalazła żona w piwnicy w bloku w Piasecznie, w którym mieszkali.
Następnego dnia stołeczna prokuratura podała, iż sekcja zwłok wykazała, że popełnił on samobójstwo. Nie stwierdzono obrażeń, które wskazywałyby na udział osób trzecich - przekazała prokuratura.