Rosyjscy liberałowie rozmawiają o koalicji
Rosyjscy liberałowie, którzy przegrali
niedzielne wybory parlamentarne i nie dostali się do Dumy
Państwowej, prowadzą rozmowy o koalicji i wystawieniu wspólnego
kandydata w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.
Poinformowali o tym na konferencji prasowej przywódcy bloku Jabłoko Grigorija Jawlińskiego. Blok ten, podobnie jak inna partia liberalna - Sojusz Sił Prawicy (SPS) - otrzymał w niedzielę 4% głosów. Próg wyborczy wynosił 5%.
"Rozpoczęliśmy negocjacje na temat budowy koalicji demokratycznej. Wierzę, że rozmowy te zakończą się sukcesem" - powiedział szef sztabu wyborczego Jabłoka Siergiej Iwanienko. "Dla naszej partii ważny będzie udział w wyborach prezydenckich. Obecnie trwają konsultacje na temat wystawienia jednego kandydata (liberałów)" - dodał.
Lider ugrupowania Grigorij Jawliński powiedział z kolei, że głównym zadaniem po klęsce wyborczej i niedostaniu się do parlamentu jest zachowanie jedności partii - dotychczas stałego elementu na rosyjskiej scenie politycznej.
"Główne zadanie Jabłoka w tych warunkach to utrzymanie partii, która wyraża interesy milionów wyborców. Ludzie ci głosowali na nią na wyborach" - powiedział jeden z najbardziej znanych liberalnych polityków rosyjskich.
Jawliński dodał też, że nie zamierza podawać się do dymisji, zaś winą za słaby wynik partii obarczał przede wszystkim "nieuczciwą kampanię wyborczą". Wyrażał też wątpliwości "co do techniki podliczania głosów".
W poniedziałek inny lider Jabłoka Siergiej Mitrochin powiedział, że - jego zdaniem - wybory sfałszowano na niekorzyść liberałów.
"Nie wykluczam, że dokonano fałszerstwa wyborczego. Widzę to na przykładzie mojego okręgu wyborczego, gdzie - jestem przekonany - do urn dorzucano głosy. Gdyby nie fałszerstwo, nasz wynik byłby w granicach 5-6%" - powiedział Mitrochin.
Ugrupowania liberalne - Jabłoko i SPS - ostro skrytykował we wtorek zbliżony do nich poglądami dziennik "Wiedomosti", na którego łamach socjolog Olga Krysztanowska, napisała, że liberałowie zapłacili za swoje asekuranctwo i strach przed krytykowaniem Kremla.
Według niej, liberalne partie nie wykorzystały żadnej z okazji do ataku na władze - ani postawy Kremla w czasie zamachu czeczeńskiego komanda na teatr na Dubrowce, ani skandalu wokół koncernu naftowego Jukos, ani też "rozpędzenia" niezależnej telewizji TV6 czy przejęcia przez ludzi Kremla instytutu socjologicznego WCIOM.
"U progu wyborów liderzy demokratyczni zademonstrowali, że nie bronią rosyjskiej demokracji. Nie bronili dziennikarzy, nie bronili biznesmenów, nie bronili inteligencji. Ich elektorat długo czekał na zdecydowane wystąpienia i jednoznaczne oceny. Czekał, czekał i się nie doczekał. Poczuł się więc zdradzony i na wybory nie poszedł" - skomentowała Krysztanowska.