Rosjanie zniknęli z ukraińskiego nieba. F‑16 wzięły na cel rakiety
Dostawy F-16 miały zmienić obraz wojny na ukraińskim niebie, ale jest ich za mało, żeby efekt był zauważalny. Ich działania mają jednak nie tylko propagandowy wydźwięk. Ukraińscy piloci zdobywają doświadczenie w walce z niezwykle groźnym wrogiem.
Na początku sierpnia 2024 r., podczas obchodów święta Sił Powietrznych, Wołodymyr Zełenski z pompą zaprezentował pierwsze wielozadaniowe F-16, które trafiły na Ukrainę. Wtórował mu Ruben Brekelmans, minister obrony Holandii, który mówił, że "to znaczący krok naprzód", a Gitanas Nausėda, prezydent Litwy, wspominał wręcz o "kroku w stronę zwycięstwa". Pomijano to, że myśliwców F-16 przyleciało zaledwie kilka, więc już choćby z tego względu budowanie narracji o odmianie losów wojny było zdecydowanie na wyrost.
Sytuacja byłaby inna, gdyby sojusznicy przekazali Kijowowi maszyny kilkanaście miesięcy wcześniej, gdy zabiegali o to Ukraińcy. Holandia obiecała 42 samoloty, z których pierwsze dotarły w październiku. Dania planuje przekazać 19 maszyn, z których pierwsze mają trafić do Ukrainy do końca 2024 r. Belgia ogłosiła niedawno, że przekaże 30 samolotów, ale ich dostawa jest rozłożona na kilka lat.
Najnowsze obietnice wsparcia popłynęły z Norwegii, która ma przekazać 22 samoloty, z których 12 będzie miało wartość bojową, a pozostałe mogą służyć jako magazyn części zamiennych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podstawowy cel dla F-16. Tu zaszła zmiana
Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy, gen. płk. Ołeksandr Syrski, wspominał, że głównym zadaniem F-16 będzie zestrzeliwanie rosyjskich samolotów i rakiet. Ponieważ jednak Rosjanie oszczędzają swoje nieliczne bombowce strategiczne i nie wlatują nad tereny objęte walkami, a nawet nie zbliżają się do granicy, F-16 pozostaje realizacja drugiego zadania.
Dlatego głównym celem nowych maszyny jest przechwytywanie i zestrzeliwanie pocisków manewrujących Ch-101, które znacznie łatwiej neutralizować przy użyciu samolotów, niż artylerii przeciwlotniczej.
Największą zaletą wielozadaniowych myśliwców jest duża mobilność, dlatego uznano je za ważne uzupełnienie innych środków obrony powietrznej. W przeszłości podobnie czynili Brytyjczycy, tworząc Air Defence of Great Britain. Podczas niemieckich ataków przy użyciu pocisków V-1 myśliwce należące do ADGB skutecznie przechwytywały pociski, które omijały lądowe systemy obrony przeciwlotniczej. Schemat działania od tego czasu w zasadzie niewiele się zmienił. Zmieniły się jedynie środki, jakimi armie dysponują.
Stacje wczesnego ostrzegania wykrywają pociski wystrzelone znad terytorium Federacji Rosyjskiej, a potem kontrolerzy kierują F-16 w odpowiednie sektory, w których rozpoczyna się polowanie na nieprzyjacielskie pociski z wykorzystaniem pokładowych stacji radiolokacyjnych.
Czasem strzelać się nie opłaca
Wykrycie pocisku manewrującego to dopiero początek. Należy go jeszcze precyzyjnie namierzyć i zestrzelić. Oczywistym rozwiązaniem jest użycie przez myśliwce rakiet kierowanych powietrze-powietrze. Te jednak są niezwykle drogie.
Na przykład kierowana rakieta średniego zasięgu powietrze-powietrze AIM-120 AMRAAM kosztuje ok. 850 tys. dolarów. O ile w przypadku zestrzeliwania Ch-101, kosztujących ok. 13 mln dolarów, jest to opłacalne, tak w przypadku bezzałogowych Shahedów 136 czy Gerani 2 - kosztujących do 50 tys. dolarów - byłoby to nieekonomiczne. A nawet gdyby, to zachodni sojusznicy nie przekazali zbyt wiele sztuk AIM-120.
Do tego typu zadań powstał pocisk AGR-20 APKWS opracowany na podstawie pocisków Hydra-70 - niekierowanych pocisków rakietowych wywodzących się jeszcze z II wojny światowej. Od tamtych czasów powstało kilkadziesiąt różnych wersji i odmian Hydry-70. Kierowana na podczerwień wersja AGR-20 APKWS w 2012 roku weszła na uzbrojenie Marynarki Wojennej USA.
W trakcie modernizacji amunicja otrzymała moduł z czujnikami laserowymi i ruchomymi powierzchniami sterowymi, umożliwiającymi skierowanie się w stronę celu. W przeciwieństwie do rakiet z naprowadzaniem aktywnym, rakiety APKWS nie wymagają namierzania celu przed wystrzeleniem, zamiast tego opierają się na półaktywnym systemie naprowadzania laserowego, który jest aktywowany po wystrzeleniu.
Dzięki temu Siły Zbrojne USA otrzymały rakiety stosunkowo tanie, kosztujące ok. 30 tys. dolarów. Co ważniejsze pociski są przenoszone w wieloprowadnicowych wyrzutniach, które mieszczą po 19 pocisków. F-16 może przenieść do czterech tego typu wyrzutni, czyli jednorazowo na misję może zabrać aż 76 pocisków. Wedle ukraińskich źródeł samoloty zwykle zabierają połowę tego ładunku.
Czekając na super samolot
Zwiększenie zakresu zadań dla F-16 będzie możliwe dopiero wtedy, gdy do Ukrainy dotrze szwedzki samolot wczesnego ostrzegania i kontroli obszaru powietrznego Saab 340 AEW&C Erieye, którego przekazanie zapowiedział Sztokholm. Pojawienie się tej maszyny - dzięki zwiększeniu zasięgu rozpoznania radarowego - umożliwiłoby Ukraińcom nie tylko na polowanie na pociski manewrujące, ale również na ich nosicieli.
Ukraiński Sztab Generalny nie informuje, jakimi środkami zestrzelone zostały nieprzyjacielskie środki napadu powietrznego. Wyjątek zrobiono dla F-16.
W nocy 17 listopada, na 144 bezzałogowce i pociski manewrujące wystrzelone na Ukrainę, F-16 zestrzeliły dziesięć. Biorąc pod uwagę skalę napadu powietrznego i bardzo małą liczbę użytych F-16, można stwierdzić, że wynik osiągnięty przez ukraińskich pilotów jest całkiem niezły. Pod względem stosunku zestrzeleń do wykorzystanych maszyn F-16 mają wypadać lepiej niż MiG-29.
Ukraińcy czekają na dostawę kolejnych maszyn, a przede wszystkim ukończenie szkolenia przez kolejnych pilotów, których Ukrainie krytycznie brakuje. Straty bojowe są dość duże, a wyszkolenie nowego pilota trwa kilka lat. Coraz częściej pojawiają się w Kijowie głosy, że niezbędne będzie zatrudnienie najemnych lotników. Niedługo Kijów może faktycznie nie mieć innego wyboru.
O ile na początku wojny dochodziło jeszcze do starć pomiędzy myśliwcami, tak w tym roku Rosjanom udało się zestrzelić w walce powietrznej jedynie dwie ukraińskie maszyny. W maju na Su-27 zestrzelony został ppłk Daniel Wasyliuk, pilot zginął. Z kolei zestrzelony w sierpniu Ołeksander Migulia zdołał się katapultować z MiGa-29.
Niewielka skala walk powietrznych wynika ze zmiany taktyki. Myśliwce rzadko zapuszczają się w pobliże linii frontu. Sytuacja może się zmienić, kiedy Ukraińcy otrzymają więcej F-16 z pociskami dalekiego zasięgu. Na to jednak trzeba będzie poczekać kilka miesięcy.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski