Rosjanie zacierają ślady po eksplozji?
Już pięć dni po katastrofie Rosjanie celowo wyrównali powierzchnię zmiażdżonego podczas katastrofy smoleńskiej fragmentu części ogonowej Tu-154. Zniszczenia tego dowodu, niezwykle istotnego dla wyjaśnienia okoliczności rozpadnięcia się samolotu, dokonano jeszcze przed zbadaniem wraku.
24.04.2011 | aktual.: 24.04.2011 19:15
Na zdjęciu, wykonanym niedługo po katastrofie, widać odwróconą o 180 st. część ogonową Tu-154 ze środkowym silnikiem. Fragment ten początkowo brany był za kokpit, bo luk umożliwiający dostęp do silnika był otwarty i przypominał przód kabiny pilotów. Widoczny na fotografii mniejszy otwór to wylot dysz. Jego dolna część jest wyraźnie wygięta, tworząc odwróconą literę „V” i zasłaniając niemal połowę otworu.
Antoni Macierewicz, przewodniczący sejmowego zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, porównał to zdjęcie z fotografiami wykonanymi przez rosyjskich funkcjonariuszy w następnych dniach. Na drugim zdjęciu widać wyraźnie, że przewożona ciężarówką część ogonowa samolotu została przez Rosjan „wyklepana” (otwór już jest okrągły), a ślady świadczące o działaniu na ten fragment potężnej siły – zatarte.
To drugie zdjęcie pochodzi z 15 kwietnia 2010 r. Tymczasem według końcowego raportu MAK badanie szczątków wraku przez rosyjskich ekspertów rozpoczęło się dopiero po 16 kwietnia. Oznacza to, że wbrew wszelkim regułom zniszczono jedną z najlepiej zachowanych części Tu-154. To kolejny skandal, którym powinna zająć się polska prokuratura. Przypomnijmy, że kilka miesięcy temu wszczęto śledztwo w sprawie ujawnionego przez „Misję specjalną” niszczenia wraku tupolewa w pierwszym dniu po katastrofie.
Samolot rozpadł się w powietrzu
Zdaniem Antoniego Macierewicza, powodem, dla którego Rosjanie niszczyli wrak, może być chęć ukrycia faktu, że polski samolot rozpadł się już nad ziemią. – Coraz więcej wskazuje na to, że Tu-154 uległ zniszczeniu w powietrzu, jeszcze przed zetknięciem się z gruntem – mówi „Gazecie Polskiej” przewodniczący sejmowego zespołu ds. katastrofy smoleńskiej. – Przeanalizowaliśmy setki zdjęć z miejsca katastrofy, oglądaliśmy fragmenty wraku. Na tej podstawie mogę powiedzieć, że części samolotu, które uległy największym zniszczeniom, nie zostały zgniecione, pogruchotane czy zrolowane, lecz po prostu rozerwane.
Podobną opinię w rozmowie z „GP” wyrazili już w maju 2010 r. specjaliści od budowy płatowców. Jak twierdzili, przy zderzeniu samolotu z ziemią przed lub w chwili upadku doszło do silnej eksplozji. Gdyby tak nie było, samolot mógłby popękać, rozpaść się na kilka części, duraluminiowy kadłub mógłby powyginać się, ale nie rozerwałby się na tak drobne części. Identyczne spostrzeżenia miał prof. Mirosław Dakowski (profesor zwyczajny fizyki), który w ubiegłym roku w swoim zawiadomieniu do prokuratury napisał: „Kadłub, traktowany w obliczeniach jako rura, głównie z duralu, wzmocniona żebrami, musiał przy ślizganiu się po zagajniku pozostać w całości lub rozpaść się na dwie, najwyżej trzy części. Rozpad jego na dziesiątki tysięcy części jest sprzeczny ze znaną z mechaniki wytrzymałością materiału kadłuba. Wskazuje to na pewność, iż rozpad kadłuba nastąpił z innych przyczyn, łatwych do jednoznacznego znalezienia”. Kolejną przesłanką wskazującą na zniszczenie samolotu nad ziemią jest rozmieszczenie i ułożenie
szczątków Tu-154 na miejscu tragedii. Eksperci zespołu Macierewicza dokładnie przyjrzeli się fotografiom elementów wraku wkrótce po katastrofie. – O ile część samolotu od skrzydeł do ogona leży odwrócona o 180 st., o tyle część od skrzydeł do kokpitu znajduje się w prawidłowym położeniu. Także koła pod kokpitem, oczywiście do momentu, kiedy zostały zabrane przez Rosjan wraz z całym kokpitem, nie były odwrócone. Podobnie jak kilkunastometrowa część kadłuba z napisem „Republic of Poland”, która również w prawidłowym położeniu stała na ziemi. Jest to doskonale udokumentowane na zdjęciach, które są w posiadaniu zespołu ds. katastrofy smoleńskiej. Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem tak niezwykłego rozmieszczenia elementów wraku jest rozpad samolotu nad ziemią – mówi Antoni Macierewicz. Tym bardziej – dodaje poseł – że w żadnym miejscu nie ma ani leja w ziemi, ani wyraźnych śladów przesuwania się (szorowania) samolotu po gruncie. Macierewicz podkreśla, że nieomal codziennie jego zespół pozyskuje nowe informacje
także na temat działań Rosjan, którzy np. godzinę po katastrofie podstawili pod kokpit specjalistyczny samochód wojskowy. Czy już wówczas wymontowano z kokpitu elektronikę? – Nie wiemy tego z pewnością – mówi Macierewicz – ale na pewno nie chodziło o ratowanie ofiar, bo już na samym początku zdecydowano, że nikt katastrofy nie przeżył i zrezygnowano z akcji ratunkowej.
Awaria komputera pokładowego
Za hipotezą rozpadu samolotu nad ziemią przemawia też ujawniona przez „Gazetę Polską” informacja dotycząca przerwania działania komputera pokładowego (FMS). Według danych zawartych w końcowym raporcie MAK – przestał on funkcjonować 15 m nad poziomem lotniska, o godz. 10.41.05. Problem w tym, że w tym samym czasie miało dojść do zniszczenia samolotu wskutek... rozbicia się Tu-154 o powierzchnię ziemi. Jak to możliwe, że maszyna była 15 m nad poziomem pasa startowego i jednocześnie rozbijała się o ziemię na wysokości lotniska?
Ponadto podane przez MAK współrzędne miejsca, w którym rozbił się samolot, i współrzędne zatrzymania się komputera pokładowego FMS dzieli ok. 140 m, choć powinno to być to samo miejsce. Ważna jest też odległość. Gdy nastąpił zanik zasilania FMS, polski Tu-154 znajdował się około 60 m przed miejscem pierwszego zderzenia z gruntem i około 600 m od progu pasa. Jak zauważył na stronie Salon24. pl bloger KaNo, z awarią komputera FMS łączy się także tajemnicza sprawa przeniesienia części samolotu, którą raport MAK (str. 87, zdjęcie nr 35 w wersji angielskiej) oznacza numerem 33. Na str. 84 tego dokumentu czytamy, że chodzi o fragment lewej konsoli statecznika poziomego ze sterem wysokości. Porównując zdjęcia obszaru katastrofy z 11 i 12 kwietnia 2010 r., można zauważyć, że element ten odpadł od samolotu jeszcze przed uderzeniem w ziemię właśnie w miejscu, w którym kończy się zapis komputera FMS. Przemawia to za hipotezą eksplozji w powietrzu, zwłaszcza w obliczu zachowania Rosjan, którzy – jak wynika z porównania
zdjęć z kolejnych dni – z sobie tylko znanych powodów przenieśli (między 11 a 12 kwietnia 2010 r.) opisywany element ok. 50 m w stronę pierwszego zetknięcia się samolotu z ziemią.
– Opisana przez „Gazetę Polską” sprawa zaniku zasilania komputera pokładowego to jedna z kluczowych przesłanek uprawdopodobniających hipotezę rozpadu Tu-154 nad ziemią. – Jest to bowiem jeden z niewielu faktów bezspornych, który możemy zweryfikować, opierając się na badaniach naukowców z USA, których orzeczenie jest podstawą tej informacji. Musimy pamiętać, że we wszystkich pozostałych wypadkach dotyczących okoliczności tragedii smoleńskiej jesteśmy zdani na rosyjskich świadków i rosyjskie badania, które, delikatnie rzecz biorąc, są zawodne – mówi Antoni Macierewicz.
Poseł PiS podnosi także fakt, że polskim ekspertom uniemożliwiono zbadanie wraku samolotu na skutek skandalicznej decyzji Edmunda Klicha, który w kluczowym momencie wyjechał ze Smoleńska. Rosjanie odmówili wówczas polskim ekspertom dostępu do wraku, tłumacząc, że bez osoby akredytowanej jest to niemożliwe. Relacje na ten temat przekazali pracujący w Smoleńsku polscy eksperci, a zespół parlamentarny zawiadomił prokuraturę o przestępstwie popełnionym na szkodę państwa polskiego.
Grzegorz Wierzchołowski