Rosja: Wielki powrót "patriotycznej nauki"

W czasach Związku Sowieckiego pseudonauka bywała często podnoszona do rangi oficjalnej ideologii i wykorzystywana przeciwko burżuazyjnej nauce z Zachodu. Koronnym przykładem była zawrotna kariera "łysenkizmu" i krucjata przeciwko "burżuazyjnej" genetyce, która pochłonęła wiele ofiar wśród i cofnęła sowiecką biologię o dekady. Dziś naukowcy nie są już wysyłani do łagrów, ale duch Trofima Łysenki nadal unosi się nad rosyjską nauką. Pseudonauka znów święci w Rosji triumfy i jest promowana przez państwo - często w celach politycznych.

Być może najbardziej spektakularnym przykładem tego fenomenu była kariera Wiktora Pietrika, z wykształcenia psychologa i samozwańczego wynalazcy dziesiątek, jeśli nie setek rzekomych wynalazków, które - jak odkryli uczeni z Rosyjskiej Akademii Nauk - okazywały się za każdym razem albo plagiatami, albo w ogóle nie działały. Ale ponieważ Pietrik znalazł swojego mecenasa w byłym przewodniczącym Dumy i bliskim współpracowniku Putina Borysie Gryzłowie, jego kariera potoczyła się błyskawicznie, zaś niektóre jego pseudonaukowe wynalazki zostały zaadoptowane przez państwo. Jego filtr do wody, rzekomo wykorzystujący nanotechnologię i zdolny do przefiltrowania nawet odpadów radioaktywnych, w 2007 został zastosowany przez niektóre regionalne władze w systemy w szkołach i w biurach samorządów. Gryzłow został współautorem patentu filtrów, a jeden z nich został nazwany nazwiskiem sojusznika Gryzłowa, a obecnego ministra obrony Siergieja Szojgu.

Wpływ "naukowca", ochrzczonego przez niektórych "nowym Edisonem", był tak wielki, że - jak powiedział dziennikowi "Moscow Times" Michaił Aleksandrow, szef specjalnie powołanej w RAN komisji ds. pseudonauki - "Pietrik był właściwie głównym doradcą naukowym rosyjskiego parlamentu". Zaś kiedy doszło do konfliktu pseudonaukowca z komisją, zastępczyni przewodniczącego Gryzłowa powiedziała, że jeden Pietrik jest wart więcej niż cała Rosyjska Akademia Nauk. Dopiero po kilku latach, kiedy wyszło na jaw, że filtry Pietrika nie tylko nie oczyszczały, lecz zanieczyszczały wodę, Kreml odciął się od szarlatana.

Ale jego historia to jeden z wielu przypadków zawrotnych karier pseudonaukowców promowanych przez rosyjskie władze. Innym jest np. fizyk Michaił Kowalczuk, który wraz ze swoim bratem Jurijem - zwanym czasem "bankierem Putina" należy do kręgu najbliższych współpracowników rosyjskiego prezydenta. W ubiegłym roku Kowalczuk wystąpił przed Radą Federacji, izbą wyższą rosyjskiego parlamentu i przedstawił prezentację na temat "nowego podgatunku homo sapiens" hodowanego przez Stany Zjednoczone. Ci genetycznie modyfikowani ludzie mieliby stanowić "rasę służących", którzy mało jedzą, mają wąskie horyzonty myślowe i rozmnażają się tylko na komendę. W 2008 roku Kowalczuk starał się o kierowanie Rosyjską Akademią Nauk, jednak naukowcy tam zrzeszeni zaprotestowali przeciwko jego kandydaturze. Pięć lat później RAS poddano takiej "reformie", że w praktyce straciła część swoich posiadłości, została kadrowo przetrzebiona i straciła na znaczeniu. Zyskał natomiast prowadzony przez Kowalczuka Instytut Kurczatowa.

Innym przedstawicielem rozwijanej w Rosji patriotycznej nauki jest biochemik Anatol Kłosow, który po czasie spędzonym w ośrodkach badawczych w USA powrócił do Rosji by zgłębiać odkrytą przez siebie "genealogię DNA". Jego badania dowodzą, że gatunek ludzki wywodzi się nie z Afryki (ten pogląd to jego zdaniem efekt zachodniej poprawności politycznej), lecz z północy Rosji. Jeszcze inny przykład to Irina Jermakowa, biolożka często występująca w rosyjskiej telewizji, która na wysłuchaniach w Dumie przekonywała parlamentarzystów, że genetycznie modyfikowana żywność to w istocie amerykańska broń, mająca doprowadzić do depopulacji i ludobójstwa Rosjan. Wśród innych poglądów biolożki-celebrytki jest też stwierdzenie że mężczyźni wywodzą się z rasy hermafrodytycznych Amazonek.

- Pseudonauka jest poważnym problelmem w Rosji. Jest szeroko obecna na trzech płaszczyznach: w rozprzestrzenianiu się kłamstw takich jak wiara w UFO, w nauczaniu o ewolucji i w strukturach państwowych, gdzie państwo inwestuje i promuje projekty oparte na oszukańczych badaniach - powiedział czasopismu "Nature" Michaił Gelfand, biolog z Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego.

Podczas gdy szarlataneria rośnie w siłę, prawdziwa nauka przeżywa kryzys. Również z powodów politycznych. Przykładem jest los fundacji Dynastia, która przez długie lata finansowała badania, naukę i stypendia dla rosyjskich naukowców. W 2015 jej działalność się jednak zakończyła, bo finansowana częściowo ze środków zagranicznych fundacja otrzymała status "zagranicznego agenta". Niedługo później, na naukowców pracujących w Moskiewskim Uniwersytecie Państwowym nałożono obowiązek wysyłania prac do Federalnej Służby Bezpieczeństwa przed ich publikacją. Wcześniej obowiązek spoczywał tylko na naukowcach wykonujących badania mogące mieć zastosowanie militarne, lecz w 2015 roku został rozszerzony przez Putina także na biologię inne gałęzie nauki. Jak mówią rosyjscy naukowcy, to sytuacja podobna do tej, jaka istniała za poprzedniego systemu.

- Wygląda na to, że rosyjski rząd nie wyciągnął wniosków z doświadczeń swoich poprzedników i jest zdeterminowany by ingerować w naukę i jej zastosowanie z pobudek ideologicznych - podsumował cytowany przez "Nature" Gelfand.

władimir putinnaukarosja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (76)