Rosja wchłonie nowe państwo?
Prawie trzy lata temu Rosja uznała niepodległość Abchazji, maleńkiej separatystycznej republiki na Kaukazie Południowym. Teraz elity w Moskwie i Suchumi żonglują jej przyszłością. Co czeka Abchazję: czy zdoła przekonać świat do uznania swej niepodległości, czy też na dobre wpadnie w ramiona Rosji? Moskwa robi wszystko, by ta druga opcja przeważyła.
Niewielkie pasmo ziem rozciągające się wzdłuż wschodniego wybrzeża Morza Czarnego od upadku ZSRR jest przedmiotem wielkich namiętności. Wojna abchasko-gruzińska w latach 90. ubiegłego wieku doprowadziła do odłączenia się Abchazji od Gruzji i izolacji zbuntowanej republiki na arenie międzynarodowej. Trzeba było piętnastu lat i przegranego przez gruzińskie wojska w sierpniu 2008 roku konfliktu z Rosją, by Moskwa, a za nią Wenezuela, Nikaragua i Nauru uznały prawo Abchazów do niepodległości. Gruzja i zwłaszcza europejska część społeczności międzynarodowej głośno zaprotestowały. W Abchazji natomiast rozpoczął się burzliwy proces definiowania tego, gdzie kończą się granice suwerenności, a zaczyna podległość wobec Rosji.
Za zasiekami Kremla
Krytycy istnienia niepodległej republiki abchaskiej twierdzą, że od ostatniej wojny z Gruzją zamieniła się w rosyjski garnizon - i mają wiele racji. Moskwa zabezpieczyła swoją obecność militarną w Abchazji na co najmniej 49 lat. Dokładnie przez tyle czasu będzie mogła funkcjonować rosyjska baza wojskowa w Gudaucie, mieście w północno-wschodniej części republiki. - Gwarancje bezpieczeństwa wojskowego są priorytetem dla abchaskiego społeczeństwa i Rosja występuje tu właśnie jako gwarant - podkreśla Liana Kwarczelia, wicedyrektor abchaskiej organizacji pozarządowej Center for Humanitarian Programmes, zajmującej się pomocą humanitarną i promocją dialogu gruzińsko-abchaskiego.
Moskwa ściągnęła do Abchazji pokaźne siły. W regionie stacjonuje 3,8 tys. rosyjskich żołnierzy, nie licząc agentów służb specjalnych i przeczesującego góry specnazu (komandosów). Kutry "Mangusta" i "Sobol" patrolują wody przybrzeżne, zaś nad bezpieczeństwem przestrzeni powietrznej czuwają systemy rakietowe S-300, te same, których sprzedaży do Iranu tak bardzo obawiały się Stany Zjednoczone i Izrael. Nie brakuje wyrzutni rakiet Toczka i systemów artylerii rakietowej Smiercz, w planach jest także wybudowanie bazy morskiej położonej na południu Abchazji - w Oczamczirze. To wszystko jednak działania na pokaz, które mają podkreślić dominację Rosji w regionie. Nawet sami Abchazi już nie wierzą w nową wojnę z Gruzją. - Nie zważając na klęski minionych latach, Tbilisi wciąż snuje plany siłowego rozwiązania gruzińsko-abchaskiego konfliktu. (...) Jednak z wielu przyczyn nie można mówić o możliwości wznowienia starć na dużą skalę. Zwłaszcza z powodu wojskowej obecności Federacji Rosyjskiej na terytorium Republiki
Abchazji - uważa Dmitrij Łomija z abchaskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
Problemem tak naprawdę pozostaje sytuacja w rejonie galskim, części Abchazji sąsiadującej z terytoriami kontrolowanymi przez gruzińskie władze. Powtarzające się tutaj incydenty z udziałem różnych grup przestępczych posądzanych o nieformalne związki z Gruzją zachęciły Suchumi do przekazania kontroli nad granicą rosyjskiej Straży Granicznej Federalnej Służby Bezpieczeństwa (PS FSB). Decyzja nawet wśród Abchazów wywołała krytykę. Głosy niezadowolenia podniosły się zarówno po tym, jak abchaskich strażników granicznych zaczęli zastępować na posterunkach Rosjanie, jak i wtedy, gdy w kwietniu tego roku ponownie strzelano w okolicach Gali. Zginęli wówczas podpułkownik FSB i dwóch Gruzinów, według Rosjan rzekomo przynależących do jednostki specjalnej gruzińskiego MSW. Granica pomimo obecności rosyjskich patroli pozostaje nieszczelna.
Pociąg do Rosji
Głównym źródłem dochodów Abchazji, poza raczkującym przemysłem wydobywczym, pozostaje turystyka, choć nawet ona potrzebuje dofinansowania. W kraju zasadniczo wszystko nadaje się do remontu, od dróg, przez hotele, na liniach elektrycznych kończąc. Na naprawy potrzebne są pieniądze. Pomoc zaproponowali Rosjanie, którzy zaoferowali Abchazom kredyty na sumę 12 miliardów rubli (1,2 mld zł). Początkowa euforia w Suchumi nie trwała długo. Coś, co wyglądało jak gest dobrej woli, pokazało, że w polityce altruizm występuje bardzo rzadko i nie na Kaukazie. Zwłaszcza wtedy, gdy w Rosji idą pełną parą przygotowania do Zimowej Olimpiady w Soczi.
Do 2014 roku praktycznie cała wschodnia część rosyjskiego wybrzeża Morza Czarnego ma zamienić się w jeden wielki kurort, zdolny do przyjęcia rzesz turystów i sportowców z całego świata. Rosjanie zamierzają wybudować szereg obiektów sportowych, hoteli i innych niezbędnych elementów infrastruktury. A do tego potrzeba surowców, których leżąca tuż za miedzą Abchazja ma ogromne zapasy. Nie przypadkiem Moskwa na początku 2011 roku udzieliła Suchumi kredytu na remont linii kolejowych, co zresztą wywołało u sporej części mieszkańców Abchazji wątpliwości co do dalszego istnienia abchaskiej kolei. W zamian za pieniądze, linie przekazano bowiem pod 10-letni zarząd Rosyjskich Kolei Państwowych (RŻD), które zobowiązały się zmodernizować trakcję. Koszt prac - 2 mld rubli (200 mln zł) - czyli dokładnie tyle ile Abchazi pożyczyli od Rosjan w celu dokonaniu remontu, pokryje Suchumi. - Rzeczywiście, kolej należy oddać w dzierżawę RŻD - stwierdza Anton Kriwienjuk, opozycyjny dziennikarz, który jako pierwszy w Abchazji opisał
aferę wokół abchaskich linii kolejowych. - U nas nie ma ani środków, ani możliwości do jej odbudowy. Ale ten kredyt wzięty przez rząd to kompletna bzdura - uważa.
Kolej może posłużyć Abchazom i turystom, ale wyremontowanymi torami pojadą również składy z cementem z Tkwarczeli i Oczamcziry oraz żwirem, piaskiem i cegłami z pozostałych regionów nieuznawanej republiki. Na całym przedsięwzięciu Abchazi kroci raczej nie zarobią. Dwa lata temu rząd w Suchumi obniżył o połowę cło na wywóz materiałów budowlanych, a zagraniczne firmy, które zainwestowały w Abchazji, objęto trzyletnią 50-procentową ulgą podatkową.
Wygląda na to, że także pozostały 10-miliardowy kredyt zaproponowany Abchazom przez Moskwę może zostać obciążony dodatkowymi, nieprzewidzianymi w umowie kosztami. Rosjanie zażądali zwrotu letnich rezydencji Michaiła Gorbaczowa w Miuserze, Nikity Chruszczowa w Picundzie i Ławrentija Berii w Gagrze. W zamian za przekazanie tych nieruchomości w arendę na 49 lat Kreml zaproponował, że rokrocznie wypłaci Abchazom symbolicznego rubla od daczy. W tej kwestii jeszcze nie podjęto decyzji, ale już w marcu bieżącego roku w Abchazji wybuchł nowy skandal.
Według początkowych doniesień abchaskich dziennikarzy Moskwa zwróciła się do Suchumi z żądaniem oddania terytoriów o rozmiarze 160 m kw., w tym bezcennych pod względem turystycznym obszarów tuż przy jeziorze Rica, nad którym swoje dacze mieli m.in. Stalin i Breżniew. Abchazi nie kryli oburzenia, a dyplomaci pod naporem opinii publicznej przeszli do kontrofensywy i z teczkami pełnymi archiwalnych dokumentów udali się na negocjacje z Rosjanami. Wkrótce wyjaśniło się, że Moskwa rościła sobie prawa jedynie do wsi Aibga w północno-wschodniej Abchazji. Mieścina leży na brzegach rzeki Psou, stanowiącej granicę państw. Zdaniem Kremla w przeszłości Aibga była w całości rosyjska, dlatego teraz zażądali zwrotu pozostałej części wsi. W odpowiedzi Suchumi winą za zamieszanie obarczyło pewnego soczyńskiego biznesmena starającego się od lat uzyskać prawa do Aibga i któremu rzekomo udało się przekonać do swojej sprawy rosyjskich polityków. Natomiast w Abchazji... Nad Morzem Czarnym chodzą słuchy, że sporna wieś ma związek z
przygotowaniami Kremla do Zimowych Igrzysk, ale jaki - nie wiadomo.
Także Abchaska Cerkiew Prawosławna, wciąż formalnie będąca częścią Gruzińskiego Kościoła Prawosławnego, a de facto podlegającą do niedawna Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej znalazła się pod presją. Jej przywódca, ojciec Besarion Aplia, dąży do całkowitego scalenia rosyjskiego i abchaskiego kościoła. Temu sprzeciwia abchaskie duchowieństwo, zmierzające do uzyskania przez Abchaską Cerkiew autokefalii. Konflikt nabrał mocy, gdy do klasztoru im. Świętego Apostoła Szymona Kananejczyka w Nowym Afonie przybył z Rosji nowy przeor. Ojciec Winogradow natychmiast zarządził zmiany w obrządkach religijnych przeprowadzanych przez abchaskich zakonników, które jego zdaniem nosiły wyraźne ślady bizantyjskich naleciałości. Zakazał również odprawiania mszy w języku abchaskim. Oburzeni Abchazi zbuntowali się i 15 maja, wbrew woli Besariona Apli, powołali do życia własną metropolię. Jak twierdzi jej przywódca archimandryta Doroteusz Dbar, następnym celem Abchaskiej Cerkwi Prawosławnej jest uzyskanie u patriarchy Konstantynopola
uznania niezależności. Tymczasem w odpowiedzi Rosyjska Cerkiew Prawosławna zakazała abchaskim duchownym pełnienia posługi kapłańskiej, co tylko wzmocniło oburzenie w Abchazji. Doroteusz Dbar w wywiadzie dla Radia Wolna Europa wyraził swoje przypuszczenie, że rosyjską cerkwią kierują pobudki ekonomiczne. - Podejrzewam, że ojca Winogradowa nie przysłano do Nowego Afonu tylko po to, by organizował religijne życie klasztoru. Miał on także przygotować obiekty turystyczne i pielgrzymkowe pod kątem przyjmowania w następnych latach tysięcy pielgrzymów z Rosji - stwierdził. Nietykalni
Listę sfer, w których rośnie zaangażowanie Rosji w separatystycznej republice, można by dłużyć. Rosjanie przejęli kontrolę nad lotniskiem w Suchumi, jedynym zdolnym do przyjmowania lotów międzynarodowych w Abchazji, a także transportem morskim. Rosyjski biznes inwestuje w hotele i branżę turystyczną, w regionie pojawiają się coraz to nowe stacje benzynowe Rosnieftu - światowego potentata branży paliwowej, który u abchaskich wybrzeży poszukuje złóż ropy i gazu. Okazuje się, że Rosja zwyczajnie wykupuje i - korumpuje - Abchazję.
W styczniu na konferencji prasowej przewodniczącego Izby Kontroli Federacji Rosyjskiej Siergieja Stiepaszyna w Suchumi wybuchł skandal. Główny audytor Rosji zaprezentował raport z wykorzystania środków finansowych z pomocy przekazanej Abchazji w ciągu minionych dwóch lat. Najpierw pochwalił miejscowych polityków za oszczędność i efektywność, a chwilę potem dodał, że na przekazanych 7,3 mld rubli (730 mln zł) zdefraudowano 347 mln (34,7 mln zł). Rozdźwięk pomiędzy obiema informacjami Stiepaszyn próbował zniwelować, podkreślając niedoświadczenie młodych struktur abchaskiego państwa w zarządzaniu tak dużymi sumami pieniędzy. - Pomimo pewnych naruszeń nie wykryto w Abchazji ani jednej osoby korzystającej w sposób nielegalny ze środków pochodzących z rosyjskiej pomocy finansowej - stwierdził, na co opozycja podniosła wrzask.
Jakub Łakoba, lider abchaskiej Partii Ludowej, w artykule "Fenomen i syndrom Stiepaszyna" oskarżył wprost szefa Izby Kontroli o przymykanie oczu na korupcję wśród abchaskich urzędników. Odpowiedź władz na publikację była natychmiastowa. Łakobę zatrzymano i po dwudniowym areszcie postawiono mu zarzuty zniesławienia Stiepaszyna. - Sprawa Jakuba Łakoby jest bezprecedensowa. Pokazuje, że władzy puszczają nerwy, kiedy dziennikarze i politycy trafiają w sedno. (...) Widać jak na dłoni, i dokumenty to potwierdziły, że część, niechby nawet niewielka, ale jednak, rosyjskich pieniędzy przeznaczonych na inwestycje trafia do kieszeni urzędników - uważa Anton Kriwienjuk, w przeszłości również oskarżany przez abchaskie władze o zniesławienie.
Zakładnik zakładnika
Ignorowanie przez Rosjan malwersacji abchaskich urzędników może dziwić, tymczasem zwłaszcza teraz, po śmierci na stole operacyjnym w maju w 2011 roku prezydenta Abchazji Siergieja Bagapsza, Kreml nie ma innego wyjścia. Awantury i niepokoje społeczne to ostatnia rzecz, jakiej Rosja potrzebuje na południowej flance na trzy lata przed olimpiadą. Abchazja, ze względu na swoje zasoby naturalne i potencjał turystyczny, odgrywa ważną rolę w przygotowaniach do tej imprezy. Moskwa straciłaby prestiż na arenie międzynarodowej także w przypadku porażki abchaskiego projektu niepodległościowego, realizowanego pod jej kuratelą. Dlatego dla Abchazów sytuacja, w której się znaleźli, stwarza również korzystne możliwości.
- Jak przyznał premier Putin w trakcie wizyty w Abchazji, interesy Rosji obecnie idą w parze z abchaskim zapotrzebowaniem na inwestycje - wyjaśnia George Hewitt, dyrektor Zakładu Bliskiego i Środkowego Wschodu na Uniwersytecie Londyńskim, a zarazem gorący zwolennik abchaskiej niepodległości. Abchazi rękoma Rosjan realizują to, na co przez wiele lat nie było ich stać. Remonty dróg, linii kolejowych, lotniska w Suchumi, odbudowa infrastruktury turystycznej, poszukiwania złóż surowców naturalnych - te wszystkie przedsięwzięcia, tak jak emerytury, finansowane są, choć czasem na niesprzyjających warunkach, przez Moskwę. - Po uzyskaniu niepodległości Abchazja dostała możliwość - przede wszystkim dzięki pomocy finansowej - stworzenia państwa (...) na wzór, powiedzmy, Szwajcarii - uważa Siemion Piegow, rosyjski dziennikarz mieszkający na stałe w Abchazji i współpracujący z Radiem "Echo Kaukazu".
Jednakże nim Abchazja stanie się drugą Szwajcarią, Suchumi musi uporać się z negatywnymi skutkami bliskiej współpracy z Rosjanami. Abchazi nie chcą być ani de facto, ani, co gorsza, de iure terytorium zależnym od Rosji, ale jeśli Zachód nie zmieni swojego podejścia, rosyjskie wpływy będą rosły - stwierdza Hewitt. Im dłużej Abchazja będzie pozostawać w izolacji międzynarodowej, tym mniejsze szanse, że kiedykolwiek wydostanie się z orbity rosyjskich wpływów. Jak uważa w swoim artykule Jakub Łakoba: Łatwo manipulować krajem, którego kierownictwo "zawiniło". Piegow dodaje: Abchazja może stracić wszystko. Kraj przez 15 lat żył w stanie wojny (...) - aż tu nagle zrobiło się bezpiecznie, pojawiły się pieniądze. Społeczeństwo rozluźniło się i to rozluźnienie może doprowadzić - nie boję się tego słowa - do ogólnonarodowego upadku, utraty tożsamości i swojego "ja".
Jarosław Marczuk dla Wirtualnej Polski