Rosja odda polskim dziennikarzom zarekwirowany sprzęt
Rzecznik MSZ Rosji Aleksandr Łukaszewicz oświadczył, że strona rosyjska uważa niedawny incydent z zatrzymaniem w Moskwie dwóch dziennikarzy polskiego "Naszego Dziennika" za wyczerpany. Przeciwnego zdania jest redakcja dziennika.
17.02.2011 | aktual.: 17.02.2011 16:39
Rzecznik zapowiedział na cotygodniowym briefingu w MSZ Federacji Rosyjskiej, że odebrany dziennikarzom przy wylocie z Moskwy sprzęt zostanie wkrótce zwrócony razem z nośnikami pamięci.
- Incydent z polskimi dziennikarzami uważamy za wyczerpany. 9 lutego opuścili terytorium Federacji Rosyjskiej. Chodzi o dwóch dziennikarzy z gazety "Nasz Dziennik". Przyjechali oni na podstawie wiz biznesowych, które - jak wiadomo - nie przewidują zajmowania się profesjonalną działalnością dziennikarską - oświadczył rzecznik rosyjskiego MSZ.
Łukaszewicz dodał, że ponadto próbowali oni bez zgody fotografować i filmować w specjalnej strefie, w której taka zgoda jest wymagana. - Przy wylocie z lotniska Szeremietiewo odebrano im aparaturę - oznajmił.
- O ile wiem, aparatura ta zgodnie ze stosownymi procedurami zostanie zwrócona razem z nośnikami pamięci. Dlatego uważamy incydent za wyczerpany - powiedział.
"Nasz Dziennik": Przecież oni nie mieli żadnej kamery!
Zastępca redaktora naczelnego "Naszego Dziennika" Katarzyna Orłowska-Popławska powiedziała, że jej redakcja nie uważa sprawy za "wyczerpaną".
- Po pierwsze, mimo naszych próśb i monitów myśmy nie dostali żadnej oficjalnej informacji z MSZ-u, czyli oficjalnie nic na razie nie wiemy. Po drugie w treści wypowiedzi rzecznika rosyjskiego MSZ jest nieprawda w postaci słów, że dziennikarze coś filmowali. Dziennikarze nie mieli żadnej kamery do filmowania - powiedziała Orłowska-Popławska.
Dodała, że jak dotąd redakcja nie ma też żadnej formalnej informacji na temat zwrotu sprzętu. - Rozumiem więc, że status naszego sprzętu i naszej sytuacji jest taki, jaki był, czyli nie wiemy gdzie on jest, nie wiemy co się z nim dzieje ani jakim ekspertyzom został poddany. Nie wiemy, czy dostaniemy ten materiał, który został zebrany na miejscu w Moskwie - dodała.
Orłowska-Popławska podkreśliła także, że nigdy żadna ze służb na terenie Federacji Rosyjskiej nie kwestionowała ważności wiz dziennikarzy.
Dwa zatrzymania
Dziennikarze "Naszego Dziennika" Piotr Falkowski i Marek Borawski, którzy pracowali w Rosji nad materiałem o rosyjskim śledztwie w sprawie katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem, zostali zatrzymani dwukrotnie: po raz pierwszy 5 lutego pod Moskwą, a po raz drugi - 8 lutego na lotnisku Szeremietiewo przed odlotem do Warszawy.
Zatrzymała ich Federalna Służba Bezpieczeństwa (FSB)
. Dziennikarze - jak napisał "Nasz Dziennik" - byli przez pięć godzin przesłuchiwani, rosyjskie służby celne zarekwirowały im m.in. dwa aparaty fotograficzne, dwa laptopy, telefony komórkowe i nośniki pamięci.
Po zatrzymaniu dziennikarzy rzecznik polskiego MSZ Marcin Bosacki informował, że ambasada RP w Moskwie już wystosowała do rosyjskiego MSZ "notę z żądaniem wyjaśnienia działań podjętych wobec tych dziennikarzy przez służby rosyjskie". - Oczekujemy wyjaśnień powodów tych działań oraz podania ich podstaw prawnych - mówił rzecznik.
Dodał też wówczas, że z pierwszych informacji rosyjskich wynikało, iż zatrzymanie dziennikarzy spowodowane było tym, że weszli na teren zamknięty dla cudzoziemców, nie mieli akredytacji ani wizy dziennikarskiej, a - według Rosjan - posługiwali się wizami biznesowymi.