Rosja i Ukraina. Jak pokonać kryzys w relacjach dwustronnych
Trwają próby doprowadzenia do spotkania przywódców Rosji i Ukrainy w sprawie zakończenia walk, które od ubiegłej wiosny toczą się w leżącym na wschodzie Ukrainy rejonie Donbasu. Nadzieje na realne porozumienie nie są jednak zbyt wielkie - pisze Christopher Granville w felietonie Project Syndicate.
Ukraiński kryzys okazał się trudny do pokonania między innymi dlatego, że jego przyczyn należy szukać daleko poza granicami kraju. Znalezienie rzeczywistego rozwiązania będzie wymagało rozstrzygnięcia dawnego sporu między Rosją i Zachodem, wywodzącego się jeszcze z lat 90. XX wieku, czyli z okresu przed objęciem władzy przez Władimira Putina.
W konflikcie na Ukrainie chodzi w gruncie rzeczy o to, że Rosja nie zgadza się na rozszerzenie NATO na tereny, które uważa za swoją "bliską zagranicę". Na szczęście istnieje wyjście z tej sytuacji, choć wymaga ono przebudowania modelu bezpieczeństwa europejskiego.
Obie strony głęboko okopały się na swoich pozycjach. Jak powiedział w listopadowym wystąpieniu w BBC rzecznik Putina, Dmitrij Pieskow, Rosja potrzebuje "stuprocentowej gwarancji, że Ukraina nie przystąpi do NATO". Takiej obietnicy państwa Zachodu nie będą w stanie złożyć. Z ich punktu widzenia gra idzie o zasadę, że suwerenny kraj ma prawo wytyczać sobie własną drogę i wcale nie musi należeć do strefy wpływów większego państwa.
"Rozszerzenie NATO doprowadzi do zimnej wojny"
Ta właśnie zasada przywoływana w latach 90. XX wieku jako przesłanka dla rozszerzenia NATO poróżniła obie strony. Skoro sąsiedzi Rosji mieli bez przeszkód przystępować do Sojuszu, w naturalny sposób mogła zarysować się nowa linia podziału, niebezpiecznie blisko zachodnich i południowych granic Federacji Rosyjskiej. Taki obrót spraw zakładał doświadczony amerykański dyplomata George F. Kennan, który w wywiadzie udzielonym dziennikowi "New York Times"; w maju 1998 roku przewidywał, że rozszerzenie NATO doprowadzi do nowej zimnej wojny.
Dziś, gdy stało się niemal dokładnie tak, jak prognozował Kennan, strony konfliktu postąpiłyby rozsądnie, wyciągając wnioski z dyplomatycznych zabiegów, które przyczyniły się do zakończenia poprzedniej zimnej wojny - zwłaszcza z Układu o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie (CFE). W wyniku rozszerzenia NATO szczegółowe postanowienia układu być może straciły na aktualności, ale jego podstawowe założenia - system przejrzystych kontroli wymuszający ograniczenia ogólnej liczby uzbrojenia i, co najważniejsze, koncentracji sił lądowych w regionie, pozostają aktualne i dziś.
Jeśli chodzi o Zachód, odnowiony układ CFE może zmniejszyć zaniepokojenie militarnym zagrożeniem na obszarze tradycyjnie uważanym przez Rosję za jej strefę wpływów. Naruszenia układu byłyby łatwo wykrywalne i dałyby Zachodowi czas na przeciwdziałanie. Na dodatek Ukraina, a także inne kraje na obrzeżach Rosji bez żadnych formalnych przeszkód mogłyby stać się członkami NATO.
Rosji nowy układ pozwoliłby pogodzić się z koszmarnym do niedawna scenariuszem zakładającym wejście Ukrainy do NATO, bo w okresie jego obowiązywania członkostwo Ukrainy w Sojuszu nie powodowałoby żadnych konsekwencji natury militarnej. NATO, przynajmniej na rosyjskim zapleczu, stałoby się przede wszystkim organizacją polityczną.
Co najważniejsze, nowy układ pozwoliłby Rosji i Zachodowi zabezpieczyć swoje interesy w wiążącym, wyważonym porozumieniu. Dla Rosji oznaczałoby to znacznie lepszą ofertę w stosunku do tego, co proponowano jej od zakończenia zimnej wojny. Wprawdzie zaproszenia ze strony Zachodu do udziału w takich przedsięwzięciach jak Rada NATO-Rosja albo forum G-8 miały symboliczne znaczenie, a tym samym wartość polityczną, to jednak dawały tylko płaszczyznę do dyskusji; nie prowadziły do wiążących porozumień.
"Putin odrzuciłby układ z NATO, ale Zachód powinien spróbować"
Nowy układ w stopniu większym niż cokolwiek innego przyczyniłby się do przywrócenia pokoju na Ukrainie. Usunąłby główny motyw, którym kieruje się Rosja, wspierając separatystów na południowym wschodzie kraju - przekonanie, że Ukraina nie ma prawa aspirować do członkostwa w Sojuszu. Spór o los Krymu trwałby nadal, ale porozumienie między Rosją i Ukrainą w tej sprawie można byłoby uznać za warunek wstępny pełnego wprowadzenia układu w życie.
Propozycja ta budzi dwa oczywiste zastrzeżenia. Po pierwsze, Putin odrzuciłby układ z NATO. Co nie powinno powstrzymywać Zachodu przed złożeniem takiej oferty. Gospodarka rosyjska boryka się z poważnymi problemami, dlatego Putin może szukać sposobu wyjścia z trudnej sytuacji.
Po drugie, można by przyjąć, że Zachód zrobiłby najlepiej, gdyby odsunął się i patrzył, jak sankcje i gwałtownie spadające ceny ropy wykańczają rosyjską gospodarkę, a ostatecznie i samego Putina. Byłaby to jednak strategia nieodpowiedzialna i niebezpieczna, a na dodatek przyniosłaby skutki przeciwne do zamierzonych. Gospodarcze i polityczne załamanie w Rosji spowodowałoby bowiem głębokie, niekorzystne konsekwencje daleko poza jej granicami, a zwłaszcza na Ukrainie.
Christopher Granville był brytyjskim dyplomatą w Rosji. Obecnie sprawuje funkcję dyrektora zarządzającego w Trustedsources, niezależnym think tanku specjalizującym się w rynkach wschodzących.