Rosja i Ukraina. Jak pokonać kryzys w relacjach dwustronnych
Trwają próby doprowadzenia do spotkania przywódców Rosji i Ukrainy w sprawie zakończenia walk, które od ubiegłej wiosny toczą się w leżącym na wschodzie Ukrainy rejonie Donbasu. Nadzieje na realne porozumienie nie są jednak zbyt wielkie - pisze Christopher Granville w felietonie Project Syndicate.
16.01.2015 | aktual.: 16.01.2015 15:18
Ukraiński kryzys okazał się trudny do pokonania między innymi dlatego, że jego przyczyn należy szukać daleko poza granicami kraju. Znalezienie rzeczywistego rozwiązania będzie wymagało rozstrzygnięcia dawnego sporu między Rosją i Zachodem, wywodzącego się jeszcze z lat 90. XX wieku, czyli z okresu przed objęciem władzy przez Władimira Putina.
W konflikcie na Ukrainie chodzi w gruncie rzeczy o to, że Rosja nie zgadza się na rozszerzenie NATO na tereny, które uważa za swoją "bliską zagranicę". Na szczęście istnieje wyjście z tej sytuacji, choć wymaga ono przebudowania modelu bezpieczeństwa europejskiego.
Obie strony głęboko okopały się na swoich pozycjach. Jak powiedział w listopadowym wystąpieniu w BBC rzecznik Putina, Dmitrij Pieskow, Rosja potrzebuje "stuprocentowej gwarancji, że Ukraina nie przystąpi do NATO". Takiej obietnicy państwa Zachodu nie będą w stanie złożyć. Z ich punktu widzenia gra idzie o zasadę, że suwerenny kraj ma prawo wytyczać sobie własną drogę i wcale nie musi należeć do strefy wpływów większego państwa.
"Rozszerzenie NATO doprowadzi do zimnej wojny"
Ta właśnie zasada przywoływana w latach 90. XX wieku jako przesłanka dla rozszerzenia NATO poróżniła obie strony. Skoro sąsiedzi Rosji mieli bez przeszkód przystępować do Sojuszu, w naturalny sposób mogła zarysować się nowa linia podziału, niebezpiecznie blisko zachodnich i południowych granic Federacji Rosyjskiej. Taki obrót spraw zakładał doświadczony amerykański dyplomata George F. Kennan, który w wywiadzie udzielonym dziennikowi "New York Times"; w maju 1998 roku przewidywał, że rozszerzenie NATO doprowadzi do nowej zimnej wojny.
Dziś, gdy stało się niemal dokładnie tak, jak prognozował Kennan, strony konfliktu postąpiłyby rozsądnie, wyciągając wnioski z dyplomatycznych zabiegów, które przyczyniły się do zakończenia poprzedniej zimnej wojny - zwłaszcza z Układu o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie (CFE). W wyniku rozszerzenia NATO szczegółowe postanowienia układu być może straciły na aktualności, ale jego podstawowe założenia - system przejrzystych kontroli wymuszający ograniczenia ogólnej liczby uzbrojenia i, co najważniejsze, koncentracji sił lądowych w regionie, pozostają aktualne i dziś.
Jeśli chodzi o Zachód, odnowiony układ CFE może zmniejszyć zaniepokojenie militarnym zagrożeniem na obszarze tradycyjnie uważanym przez Rosję za jej strefę wpływów. Naruszenia układu byłyby łatwo wykrywalne i dałyby Zachodowi czas na przeciwdziałanie. Na dodatek Ukraina, a także inne kraje na obrzeżach Rosji bez żadnych formalnych przeszkód mogłyby stać się członkami NATO.
Rosji nowy układ pozwoliłby pogodzić się z koszmarnym do niedawna scenariuszem zakładającym wejście Ukrainy do NATO, bo w okresie jego obowiązywania członkostwo Ukrainy w Sojuszu nie powodowałoby żadnych konsekwencji natury militarnej. NATO, przynajmniej na rosyjskim zapleczu, stałoby się przede wszystkim organizacją polityczną.
Co najważniejsze, nowy układ pozwoliłby Rosji i Zachodowi zabezpieczyć swoje interesy w wiążącym, wyważonym porozumieniu. Dla Rosji oznaczałoby to znacznie lepszą ofertę w stosunku do tego, co proponowano jej od zakończenia zimnej wojny. Wprawdzie zaproszenia ze strony Zachodu do udziału w takich przedsięwzięciach jak Rada NATO-Rosja albo forum G-8 miały symboliczne znaczenie, a tym samym wartość polityczną, to jednak dawały tylko płaszczyznę do dyskusji; nie prowadziły do wiążących porozumień.
"Putin odrzuciłby układ z NATO, ale Zachód powinien spróbować"
Nowy układ w stopniu większym niż cokolwiek innego przyczyniłby się do przywrócenia pokoju na Ukrainie. Usunąłby główny motyw, którym kieruje się Rosja, wspierając separatystów na południowym wschodzie kraju - przekonanie, że Ukraina nie ma prawa aspirować do członkostwa w Sojuszu. Spór o los Krymu trwałby nadal, ale porozumienie między Rosją i Ukrainą w tej sprawie można byłoby uznać za warunek wstępny pełnego wprowadzenia układu w życie.
Propozycja ta budzi dwa oczywiste zastrzeżenia. Po pierwsze, Putin odrzuciłby układ z NATO. Co nie powinno powstrzymywać Zachodu przed złożeniem takiej oferty. Gospodarka rosyjska boryka się z poważnymi problemami, dlatego Putin może szukać sposobu wyjścia z trudnej sytuacji.
Po drugie, można by przyjąć, że Zachód zrobiłby najlepiej, gdyby odsunął się i patrzył, jak sankcje i gwałtownie spadające ceny ropy wykańczają rosyjską gospodarkę, a ostatecznie i samego Putina. Byłaby to jednak strategia nieodpowiedzialna i niebezpieczna, a na dodatek przyniosłaby skutki przeciwne do zamierzonych. Gospodarcze i polityczne załamanie w Rosji spowodowałoby bowiem głębokie, niekorzystne konsekwencje daleko poza jej granicami, a zwłaszcza na Ukrainie.
Christopher Granville był brytyjskim dyplomatą w Rosji. Obecnie sprawuje funkcję dyrektora zarządzającego w Trustedsources, niezależnym think tanku specjalizującym się w rynkach wschodzących.