Rosati, Siwiec zaprzeczają informacjom IPN
Europoseł SdPl Dariusz Rosati zaprzeczył, że podjął zobowiązanie do współpracy ze służbami bezpieczeństwa PRL. Również wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, europoseł SLD Marek Siwiec oświadczył, że "nie podejmował żadnej współpracy" ze służbami bezpieczeństwa PRL, i zapowiedział, że sprawdzi możliwości prawne, by bronić swego dobrego imienia.
19.11.2007 | aktual.: 19.11.2007 20:29
Rosati: nie pisałem sprawozdań, nie wiem nic o pseudonimie
Rosati oświadczył, że nie pisał dla tych służb sprawozdań i raportów, ani nie wiedział o nadaniu mu pseudonimu "Buyer". Oświadczenie takiej treści zostało umieszczone na stronie internetowej europosła.
Jak wynika z katalogu opublikowanego w poniedziałek przez IPN, Rosati był pozyskany do współpracy z wywiadem PRL w lutym 1978 r., przed wyjazdem na stypendium w USA, a w maju 1978 r. zarejestrowano go w kategorii kontakt operacyjny pseud. "Buyer".
IPN podaje, że 12 listopada 1985 r. Rosati został zarejestrowany przez kontrwywiad jako "kandydat". "W dniu 28 grudnia 1989 r. wyrejestrowano z powodu rezygnacji jednostki operacyjnej" - podaje IPN. Jeszcze tego samego dnia kontrwywiad zarejestrował Rosatiego w kategorii "zabezpieczenie".
O współpracy Rosatiego z organami bezpieczeństwa PRL pisał w lipcu tygodnik "Wprost".
Wówczas Rosati wydał specjalne oświadczenie, które w poniedziałek ponownie ukazało się na jego stronie internetowej w zakładce - aktualności.
Zaznaczył też, że "nie przekazywał żadnych relacji" z prelekcji organizowanych przez antykomunistyczne organizacje polonijne.
Rosati wyjaśnił w oświadczeniu, że w styczniu 1978 r. przed jego wyjazdem na staż do Stanów Zjednoczonych skontaktował się ze nim pracownik Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i powiadomił go, że podczas pobytu za granicą będzie pod opieką polskich władz konsularnych i dlatego po przylocie do USA Rosati powinien zgłosić się do polskiego konsulatu w Nowym Jorku.
"Ponieważ mój wyjazd miał charakter służbowy i korzystałem ze służbowego paszportu, uznałem tę procedurę za naturalną. W owym czasie polscy stypendyści wyjeżdżający na czasowe pobyty często zostawali za granicą na stałe, czemu władze polskie starały się zapobiec. Uznałem, że w moim przypadku chodzi o utrzymanie kontaktu w celu zapobieżenia moim ewentualnym planom pozostania w Stanach Zjednoczonych na dłużej" - napisał Rosati.
Jak dodał, po przylocie do USA zgłosił się więc do polskiego konsulatu. "Po jakimś czasie skontaktował się ze mną pracownik konsulatu odpowiedzialny za opiekę nad polskimi stażystami i stypendystami. Po kilku spotkaniach, gdy zorientowałem się, że interesują go sprawy nie mające związku z przebiegiem mojego stażu, odmówiłem podjęcia współpracy" - napisał Rosati.
Eurodeputowany dodał, że nadal utrzymywał natomiast "kontakty towarzyskie" z tą osobą, bo - jak napisał - "mieszkaliśmy w tej samej dzielnicy, a nasze dzieci chodziły do tej samej szkoły w Nowym Jorku".
"Informuję, że w 1998 roku oraz w 2004 roku składałem wymagane prawem oświadczenia lustracyjne, które nie zostały zakwestionowane przez Rzecznika Interesu Publicznego" - podkreślił Rosati.
Siwiec: ktoś mnie oskarża
"W związku z opublikowaniem przez IPN aktualizacji katalogów zawierających informacje o osobach pełniących funkcje publiczne oraz zawartej tam informacji o rzekomej rejestracji mojej osoby jako TW 'Jerzy; przez organy bezpieczeństwa PRL, oświadczam, iż nie podejmowałem żadnej współpracy z wyżej wymienionymi" - napisał Siwiec w oświadczeniu.
W rozmowie z Polską Agencją Prasową wyraził ubolewanie, że został de facto oskarżony o współpracę ze służbami bezpieczeństwa, choć nikt tego tak nie nazywa.
Jeżeli autor pisze, że nawet nie ja zostałem zarejestrowany, tylko jakiś Jerzy, to jestem w sytuacji braku możliwości obrony przed atakiem, który ma charakter anonimowy. A tak naprawdę jest podejrzeniem o współpracę - tłumaczył.
Muszę sprawdzić, czy to się da zaskarżyć. Pan Janusz Kurtyka, prezes IPN mówi, że to nie jest ich lista, że oni jej nie tworzyli. Muszę zbadać możliwości prawne, walczę o swoje dobre imię - podkreślił.
Zapewnił, że był poddawany procedurze lustracyjnej jako poseł do Sejmu i Europarlamentu, a także jako sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta. "Składałem trzy razy deklaracje o niewspółpracy i teraz nagle się okazuje, że współpracowałem. I czytam, że taka kartoteka i ewidencja i taka data... i że materiałów brak".
W komunikacie dla prasy Siwiec podkreślił, że żadne z jego dotychczasowych oświadczeń lustracyjnych "nigdy nie zostało zakwestionowane przez Rzecznika Interesu Publicznego".
"Do tej pory moje nazwisko nie znalazło się na żadnej oficjalnej lub nieoficjalnej liście lub rejestrze współpracowników służby bezpieczeństwa PRL. Nie znam sposobu stworzenia moich dokumentów ewidencyjnych oraz okoliczności rzekomej rejestracji mojej osoby jako TW, także rezygnacji ze współpracy" - napisał Siwiec.
Dodał, że nieznane mu są także sygnatury instytucji i dokumentów przedstawionych w informacji umieszczonej na stronach IPN. "Jednocześnie publikacja IPN stwierdza, iż brak jest materiałów dotyczących w/w informacji, ani jakiejkolwiek współpracy" - zaznaczył europoseł.
"Wyrażam protest w związku z publikowaniem sygnatur, dat i skrótów, które mają mnie zdyskredytować w oczach opinii publicznej, przeciw czemu nie mam szans się bronić. Czas i sposób publikacji informacji na temat mojej rzekomej współpracy ze służbami bezpieczeństwa PRL wskazuje na polityczne motywy jej upublicznienia" - zakończył swoje oświadczenia Marek Siwiec.
Jak wynika z uzupełnionych katalogów Instytutu Pamięci Narodowej, Siwiec był zarejestrowany jako tajny współpracownik "Jerzy" przez SB w Krakowie w 1986 r. W styczniu 1990 r. został wyeliminowany z powodu rezygnacji.
Zachował się też meldunek operacyjny nr 121/83 Wydz. II Dep. II MSW, w którym zrelacjonowano przeprowadzoną w marcu 1983 r. rozmowę Siwca, przebywającego w Australii - w ramach Międzynarodowej Organizacji Wymiany Praktyk Studentów Organizacji i Zarządzania - z przedstawicielem Australian Security Intelligence Office.