PolskaRomaszewski: chcę przywrócić lustrację

Romaszewski: chcę przywrócić lustrację

Ja chcę po prostu przywrócić lustrację, bo ustawa, która w tej chwili jest, to jest ustawa, która uchyla ustawę lustracyjną i właściwie nie daje nic w zamian - mówił w "Salonie Politycznym Trójki" senator PiS Zbigniew Romaszewski, przewodniczący Komisji Praw Człowieka i Praworządności w Senacie. Senator był gościem Krystiana Hanke.

Krystian Hanke: Panie senatorze, dlaczego Pan chce złamać kręgosłup lustracji?

Zbigniew Romaszewski: Ja chcę po prostu przywrócić lustrację, bo ustawa, która w tej chwili jest, to jest ustawa, która uchyla ustawę lustracyjną i właściwie nie daje nic w zamian. Tzn. pewien dostęp do teczek, do materiałów, ale to my też dajemy. Natomiast ta ustawa jest bez sankcji. Najlepszym tego przykładem jest stosunek do wyborów samorządowych, które odbędą się jesienią. Trzeba tylko wystąpić do IPN-u, że chce się dostać zaświadczenie i to jest właściwie koniec. Jak po dwóch, trzech latach nagle IPN - bo to jest dzika praca, wertowanie tych 70. km archiwów - wyda to zaświadczenie, to to zaświadczenie można sobie po prostu włożyć do szuflady. Ono nie ma żadnego znaczenia. Jednak my chcemy mieć sytuacje jasną, tzn. w wypadku pewnych stanowisk jednak powracamy do składania oświadczeń i procedur sądowych. Tyle, że po pierwsze jawnych, bo cały proces lustracyjny był tu ukryty przed opinią publiczną. Nie. Teraz będzie się to toczyło jawnie.

Gdzie jest powiedziane, że lustracja musi mieć sankcje? Przecież chodzi o ujawnienie agentów. Być może sędzią będzie opinia publiczna i to będzie najsurowszy sędzia.

- Mówi się, że agentów się ujawni? To jest głupstwo. Przykro mi, ale to jest głupstwo. Zwyczajne głupstwo. Zwyczajna propaganda. To jest proces. Długi, długi proces. To jest w tej chwili to, co zostało zapisane. Te funkcje, te stanowiska publiczne, które podlegają ujawnieniu. Wydaniu zaświadczenia. Przypuszczam to jest jakieś 400 tys. stanowisk, jeżeli nie więcej. Jeżeli my to potraktujemy zupełnie poważnie i kandydaci na radnych będą musieli przedstawiać zaświadczenia np. w następnych wyborach, to kandydatów na radnych jest w Polsce 314 tys. Bo to po prostu sobie tak funkcjonuje, jak sobie nie wyobrazić praktyki.

Czyli zarzut, że IPN nie zdąży?

- Po prostu IPN może wydać - co powiedział prezes Kurtyka i to jest racjonalne - 40 tys. To jest 10 albo 15 lat.

Ale jeśli złożą oświadczenia lustracyjne, to też nie ma pewności, że osoby, które współpracowały nie dostaną się do samorządów. Tylko potem poniosą za to odpowiedzialność.

- Właśnie o to chodzi, o to proste stwierdzenie. Prawda. Nieprawda. Tak, jak to było. Natomiast w tym momencie w ogóle żadnej sankcji nie ma, więc po co ta cała praca? Żeby ludzie po trzech, czterech latach dowiedzieli się, że wybrali radnego ubeka.

A jeśli okaże się, że złożył fałszywe oświadczenie lustrcyjne też dowiedzą się po dwóch, trzech latach?

- Tak. Tylko, że wtedy on traci prawa publiczne na 10 lat, jest pozbawiany stanowiska i coś z tego wynika.

Nie ma sankcji - jest prawda, tak mówił wczoraj poseł PiS Zbigniew Girzyński.

- Co powiedział?

Nie ma sankcji ale jest prawda. Czyli chodzi o ujawnienie.

- Jaka prawda? Jaka prawda? No ludzie, nie ma żadnej prawdy. Te akta są bardzo złożone. I po prostu pan poseł nie wie jak wyglądało życie w opozycji. Co ludzie robili, jakie były postawy, jakie były trudności. I np. pomysł, że ujawnia się, że daję się pełny dostęp do akt osób pełniących funkcje polityczne. Przepraszam bardzo. Za jakie niby grzechy ludzie, którzy działali w opozycji, którzy ryzykowali, którzy siedzieli w więzieniu, którzy podlegali najrozmaitszym represjom nagle teraz, w roku 2006 ma być ujawniana ich prywatność z lat 70. czy 80. Że kogoś kochał, że się upił...

Premier Jarosław Kaczyński też tak mówi: ci ludzie, chcąc być na tym, co się potocznie nazywa świecznikiem muszą ryzykować, nawet jeśli w tych papierach jest coś nieprawdziwego. Tak mówi premier.

- Nieprawdziwego - zgoda. Ale związanego w jakikolwiek sposób z jego życiem. Jeżeli ktoś, mając dwadzieścia parę lat prowadził pamiętnik, w którym zapisywał swoje intymne przeżycia - to jest jego decyzja czy on chce to ujawnić opinii publicznej czy nie. I to nie ma żadnego, ale to żadnego związku z pełnieniem przez niego funkcji publicznych. Z jakiej racji? Za jakie grzechy, dane, materiały, które były zbierane w sposób całkowicie bezprawny - nagle teraz, w świetle prawa mają być przekazywane publiczności? To w takim wypadku konsekwencją, żeby była zachowana równość w stosunku do osób publicznych, osoby urodzone po roku 1972, powinny być poddane dozorowi odpowiednio ABW i co trzy lata powinny być ujawniane ich akta, że się kiedy upił, że coś tam. Przepraszam bardzo. Tutaj sięgamy do absurdu.

Czyli nie zgadza się Pan z premierem co do tej pełnej jawności osób na świeczniku?

- Pełna jawność dotycząca ich działalności politycznej. Tu również się zgadzamy. Jest to absurdalna sytuacja. Nie można ludzi karać za to, że kiedyś byli przyzwoici. To stawia wrażenie, jakby się w tej chwili miało ochotę skompromitować opozycję. Przecież myśmy nie mieli zamiaru być świętymi. Normalnie żyliśmy, kochaliśmy się, czasami się wódki napili. Takie było życie. To było zbierane przez SB. Dlaczego to w tej chwili eksponować? Po 30. latach.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)