Roman Giertych o reformie PO: Sześciolatki w szkole? Tragedia i pomyłka
W listopadzie pani minister pewnie zostanie zdjęta. A wprowadzone zmiany tak czy siak zostaną moim zdaniem zablokowane. Nie da się w realiach polskich walczyć z rodzicami. Jedną z istotnych przyczyn spadku poparcia Platformy było zlekceważenie opinii normalnych rodziców. Osób, które nie są ani PiS-owcami ani wrogami rządu. Zwyczajnych rodziców, którzy nie chcą by rząd decydował o ich dzieciach – mówi Roman Giertych.
FAKT: Szkoła dla sześciolatków jest dla ich dobra?
- Pierwszą decyzją, jaką podjąłem jako minister edukacji było zablokowanie programu, który miał wprowadzać sześciolatki do szkół od 2007 roku. Zresztą podjąłem ją wbrew poprzedniemu ministrowi edukacji i nauki z PiS, Michałowi Seweryńskiemu.
Ale dlatego, że 6-latki nie są gotowe na pójście do szkoły?
- Nie, bo szkoły w Polsce nie są gotowe na przyjęcie 6-letnich dzieci do szkoły. Nie były gotowe wtedy i niestety nie są do dzisiaj.
Czyli rodzice nie przesadzają i ich protesty są słuszne?
- W stu procentach się pod nimi podpisuję. Tym bardziej, że mam za sobą osobiste doświadczenie. Naszą córkę Karolinę, która była już objęta możliwością wyboru zdecydowaliśmy się z żoną posłać wcześniej do szkoły. Po roku uznaliśmy, że mimo, iż edukacyjnie było okej i córka dawała sobie radę, to emocjonalnie ją to sporo kosztowało. Zdecydowaliśmy się cofnąć Karolinę o rok i mamy pewność, że postąpiliśmy słusznie. A i tak prywatna szkoła, do której posłaliśmy córkę, była znacznie lepiej przygotowana na sześciolatki niż większość szkół publicznych w kraju.
Skoro jest tyle głosów przeciwnych, skąd taki upór Platformy, by tę reformę utrzymać? I taki opór przed referendum?
- Powód, by reformę forsować na siłę, jest prosty. Jest to jedyna zauważalna rzecz, którą obie panie minister zrobiły. Jeśli więc tu polegną, będzie to jedna wielka katastrofa. Opór przed referendum ma więc wymiar polityczny. Byłoby to referendum nad całym resortem edukacji, który jest częścią rządu Donalda Tuska. A generalnie edukacja jest piętą achillesową rządów Platformy. Zarówno w wydaniu minister Katarzyny Hall, jak i pani Krystyny Szumilas. Obie panie okazały się być koszmarnymi ministrami, które robiły i robią błąd za błędem. Mamy cały szereg skandalicznych, głupawych, śmiesznych i absurdalnych decyzji. Widzi to każdy, kto się tym interesuje. Znacznie lepsze były nawet osoby z wrogich mi środowisk, jak choćby Krystyna Łybacka. Uważam obie panie za najgorsze minister edukacji w historii po PRL-u. Dowodem choćby wzrost przestępczości w szkole. Likwidacja programu rządowego „Zero tolerancji” doprowadziła do tego, że dzisiaj mamy kilkadziesiąt procentów więcej przypadków przestępczości w szkole, niż
kiedy byłem w resorcie. Nam się w ciągu roku udało zmniejszyć przestępczość w szkole o 27 procent.
A Platformie przez siedem lat nie udało się wprowadzić reformy?
- Jeśli się coś wprowadza, to trzeba to robić zdecydowanie i po męsku. A tu złożono wniosek, potem nie dało się go uchwalić. Były silne protesty, więc Sejm uchwalił połowicznie, że można wybrać. W rezultacie kiedy rodzice zorientowali się, że szkoły nie są gotowe, sami zdecydowali i tylko 15 procent dzieci poszło wcześniej. I z roku na rok to spada. Mimo to jest ona forsowana. Czy nie prostszym i lepszym manewrem politycznym, korzystnym dla Platformy i dla społeczeństwa nie byłoby wycofanie się z reformy i zdjęcie minister Szumilas ze stanowiska? W listopadzie pani minister pewnie zostanie zdjęta. A wprowadzone zmiany tak czy siak zostaną moim zdaniem zablokowane. Nie da się w realiach polskich walczyć z rodzicami.Jedną z istotnych przyczyn spadku poparcia Platformy było zlekceważenie opinii normalnych rodziców. Osób, które nie są ani PiS-owcami ani wrogami rządu. Zwyczajnych rodziców, którzy nie chcą by rząd decydował o ich dzieciach.
Polecamy internetowe wydanie Fakt.pl