Roman Giertych: ci co nas znieważali powinni ponieść konsekwencje
"Nasz Dziennik" opublikował rozmowę z
przewodniczącym Klubu Parlamentarnego Ligi Polskich Rodzin
Romanem Giertychem. Oto niektóre pytania i odpowiedzi.
04.02.2006 | aktual.: 04.02.2006 08:17
"Nasz Dziennik": - Panie Przewodniczący, ponad 140 ustaw - jak Państwo zamierzają je uchwalić w ciągu roku? A może to nie jest plan na rok, tylko na dłużej?
Roman Giertych: - Podpisaliśmy go na 12 miesięcy, ale z opcją przedłużenia. Ja mam nadzieję, że on będzie i na cztery lata. Bo nie jest możliwe, by te ustawy przyjąć w rok.
Czyli pakt stabilizacyjny przetrwa dłużej niż wieszczone przez niektóre media dwa tygodnie?
- Oczywiście, to nie jest nic przejściowego. Według mnie, najważniejszym postanowieniem paktu jest powołanie rady sygnatariuszy, w której skład wchodzą liderzy wszystkich trzech partii. To nie jest pozorowane, chcemy zmienić rzeczywistość.
Senator Stefan Niesiołowski mówi, że to umowa blankietowa i zagraża demokracji, bo nie sposób podpisać się in blanco pod tytułami ponad stu ustaw, nie znając ich treści.
- Trzeba to wszystko przyjmować z pewnym poczuciem realizmu. Przecież wiadomo, że będziemy się spotykać, rozmawiać i uzgadniać. Tu nie ma żadnego dyktatu. A że się denerwuje senator Niesiołowski, to trudno się dziwić. To my, wbrew woli Platformy Obywatelskiej, będziemy współrealizować swój program, a nie oni. Oni nie potrafią nawet przeforsować jednej poprawki do budżetu państwa, więc frustracja jest zrozumiała.
Wróćmy jeszcze do czwartkowych wydarzeń. Był Pan zaskoczony, gdy dziennikarze wychodzili z sali, zamiast do niej wchodzić?
- Zacznijmy od tego, że mieliśmy wielkie kłopoty z dostaniem się do tej sali, bo dziennikarze nas tratowali. Gdyby nie oficer Biura Ochrony Rządu chroniący pana Kaczyńskiego, to mogłoby nam się to nie udać, a przecież ja do ułomków nie należę. Czułem się dziwnie. Zaprosiliśmy przedstawicieli mediów na konferencję prasową - podkreślam, że zaprosiliśmy, bo to my byliśmy gospodarzami spotkania - a w odpowiedzi słyszeliśmy gwizdy, okrzyki "hańba" czy "skandal". Jedynym skandalem tego dnia było zachowanie niektórych przedstawicieli mediów, którzy są w Sejmie gośćmi, choć niejednokrotnie czują się inaczej.
Prezes Jarosław Kaczyński zapowiada wyciągnięcie konsekwencji wobec niektórych dziennikarzy. Na czym miałyby one polegać?
- Osoby, które nas znieważały, powinny ponieść konsekwencje. Każdy ma prawo do komentarza, każdy do swojej opinii. Ale nie może się to odbywać w sposób zakłócający konferencję. To niedopuszczalne i marszałek Sejmu musi coś w tej sprawie zrobić. (PAP)
Więcej: *Nasz Dziennik - Muszą być konsekwencjeNasz Dziennik - Muszą być konsekwencje*