SpołeczeństwoRomain nie wierzy, że to tylko zamieszki. "Jakby przygotowywali się na atak terrorystyczny"

Romain nie wierzy, że to tylko zamieszki. "Jakby przygotowywali się na atak terrorystyczny"

Przez ostatnie dwa dni Francuzi dali pokaz siły i brutalności. Na Polach Elizejskich płonęły dziesiątki samochodów, wiele ulic było pod gruzami. A to może być dopiero początek. Znajomy Francuz mówi nam, że chodzi o coś głębszego.

Romain nie wierzy, że to tylko zamieszki. "Jakby przygotowywali się na atak terrorystyczny"
Źródło zdjęć: © East News
Agata Porażka

02.12.2018 22:27

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Romain pracuje w Paryżu w jednej z największych firm modowych. Był na miejscu, gdy rozpoczęły się zamieszki. To, co widział, opisuje jako znacznie gorsze niż to, co pokazują francuskie media i władze. Według nich, protest dotyczy planowanych zmian w podatkach, które odbiją się na społeczeństwie. Ale jak podkreśla Romain, chodzi o coś dużo głębszego. Coś tak problematycznego, że francuski rząd podjął przygotowania takie, jak do ataku terrorystycznego.

- To, co się dzieje, jest dużo ostrzejsze i gorsze niż to, co widać na ekranie telewizora - mówi Romain w rozmowie z WP. - Ludzie się buntują przeciwko systemowi, a nie tylko podatkom. Najpierw były Pola Elizejskie i luksusowe marki. Teraz są banki i ulice, cała infrastruktura. Dzisiaj policjanci bardzo ściśle chronili Pałac Elizejski. Dokładnie tak, jak dwa lata temu. Tak, jakby przygotowywali się na atak terrorystyczny - dodaje.

Lecz tym razem atak nie nadchodzi ze strony terrorystów, tylko ze strony społeczeństwa. Według Romaina jest ogromna przepaść między ludźmi. Na ulicach Paryża dominują skrajności. Z jednej strony widać luksusowe marki, w których jedna rzecz kosztuje tysiące złotych. Po zmierzchu w witrynach tych samych sklepów gromadzą się bezdomni, którzy często żyją za mniej niż kilka złotych dziennie.

Obraz
© WP.PL

Polityka Macrona uderza przede wszystkim w najbiedniejszą warstwę społeczeństwa. Protest może odbywać się w Paryżu, ale to nie paryżanie protestują. To ludzie, którzy przyjechali do stolicy pokazów mody, aby zrobić pokaz swojej siły. I udało im się - na ulicach leżą gruzy, samochody są spalone, banki zdewastowane. A paryżanie, żeby dostać się do swoich eleganckich kamienic, muszą się legitymować przed policją, bo wiele ulic w centrum zostało zabarykadowanych lub otoczonych.

A luksusowe marki, takie jak Louis Vuitton, zabezpieczają swoje sklepy w obawie przed kolejnymi zniszczeniami. Tydzień temu w sobotę wiele witryn zostało potraktowanych jako tarcze do rzutów. Na ulice posypały się kilogramy szkła.

Obraz
© WP.PL

- Możemy ignorować biedę i resztę problemów społecznych. Ale tutaj nie chodzi o podatki i paliwo. Ludzie mają naprawdę dość. W ten weekend Paryż miało ochraniać nawet 5 tysięcy policjantów. I nie powstrzymali ludzi - dodaje Romain.

Paryż płonął tydzień temu i płonął dzisiaj. I jeśli Francuzi mają tak dość, to bardzo prawdopodobne jest, że za tydzień też zapłonie. Do skutku.

Masz historię, którą chciałbyś się podzielić? Prześlij nam ją przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (713)