Rokita hydraulikiem
rys. Maciej Olender
Odpowiedzialnością za francuskie “nie” w niedzielnym referendum dotyczącym konstytucji UE obarcza się powszechnie “symbolicznego polskiego hydraulika”. Im dłużej trwa ta kampania nienawiści, tym mocniej odnoszę wrażenie, że nieszczęsny fachowiec jest jedynie kozłem ofiarnym, rzeczywisty zaś sprawca odrzucenia Traktatu pozostaje poza podejrzeniami. Czas jednak go ujawnić! Tym, ktory sprawił, że Francuzi powiedzieli “non”, tym który zmobilizował miliony naszych sojuszników znad Sekwany do tego desperackiego kroku, jest nie kto inny, jak poseł na Sejm RP, jeden z liderów Platformy Obywatelskiej, Jan (...) Rokita!
To przecież Rokita w dramatycznym wystąpieniu sejmowym kilkanaście miesięcy temu – kiedy jeszcze nikomu nie śnilo się, że jakiś Francuz może nie chcieć tego błogosławieństwa, jakim jest Traktat Ustanawiający Konstytucję dla Unii Europejskiej – to przecież właśnie Rokita powiedział “Nicea albo śmierć”. Hasło to odbilo się szerokim echem (żeby nie powiedzieć czkawką) w Polsce i wokół niej. W końcu musiało dotrzeć i do Francuzów. Początkowo pewnie je zignorowano. Ale później przyszło opamiętanie: “Ej, jaka Nicea? Czy ten Polak mówi o Nicei? Chce bronić Nicei? Przecież to francuskie miasto! Wara!”. Francuska duma nie mogła dopuścić do tego, by francuskiego miasta bronił jakiś Polak.
Ktoś jednak może zapytać: “Przecież mamy chlubne tradycje polsko-francuskiego braterstwa broni! Razem podbijaliśmy Hiszpanię, razem tłumiliśmy niepodległościowy zryw na Haiti, razem walczyliśmy we wrześniu 1939 roku z niemieckim (znaczy nazistowskim) najeźdźcą! Czemu to Francuzi nie chcieli, byśmy razem bronili Nicei przed barbarzyńcami z Brukseli? Czemu na naszą deklarację wspólnej walki zareagowali tak histerycznie?”. Może chodzi o to, że przyglądając się motywacjom polskich przeciwników Traktatu, Francuzi wcale nie mogli być pewni, po której stronie barykady Polacy machają szabelką.
Trzeba zauważyć, że Jan (...) Rokita nie został odosobniony w umieraniu za Niceę. Za nim poszli inni. Wyjątkowo widowiskowo na tle pozostałych obrońców prezentuje się Roman Giertych – rosły, solidnie walący chłop, który już po pierwszych sondażach powyborczych darł się od Bugu po Atlantyk: “Vive la France!”. Giertychowi i jego Lidze Polskich Rodzin z całą pewnością podobalo się to, że Francuzi odrzucili konstytucję szafując argumentami o rzeczonym polskim hydrauliku. Nic tak nie łączy narodów, jak ksenofobiczne uprzedzenia. Cóż z tego, że Francuzi nie chcą Polaków? Prawdziwy Polak nigdy ojczyzny by nie opuścił. Pod tym względem Giertych i Le Pen trzymają sztamę.
Liga – która wśród wszystkich polskich partii wyróżnia się najdoskonalszym programem ekonomicznym – nie mogła zostać nieczuła również na francuskie argumenty o przenoszeniu francuskich fabryk na wschód. Przecież to, co z francuskiej perspektywy wygląda na likwidację miejsc pracy i minimalizowanie kosztów produkcji poprzez wynoszenie się do nowych krajów UE, z perspektywy polskiej jest ewidentną wyprzedażą naszego majątku narodowego. Niech sobie Francuzi swoją pracę zabierają, nam wystarczą nasze zakłady, które wprawdzie pracy nie dają, ale za to nazywają się po polsku!
Platormie Obywatelskiej też musiały spodobać się argumenty francuskich związkowców. Wszak czołowym polskim liberałom bliskie są hasła o Europie socjalnej, która zapewnia wszystkim pracę bez względu na koszta i rachunek ekonomiczny – a właśnie o potrzebie zachowania Europy socjalnej krzyczeli ci, którzy głosowali “non”.
PO zwracała też uwagę na fakt, że europejska konstytucja mniej liczy się z polskim głosem, decyzję oddając wielkim krajom. Dlatego też pewnie politycy Platformy z taką ulgą, po decyzji Francuzów, zaczęli utrzymywać, że referendum już nam nie potrzebne, skoro inne narody za nas zadecydowały.
Prawo i Sprawiedliwość doskonale musi się czuć w otoczeniu komunistów, alterglobalistów i co bardziej radykalnych zielonych, którzy już w niedzielę wieczorem świętowali na paryskim placu Bastylii odrzucenie konstytucji. Wprawdzie Lech Kaczyński nie zezwoliłby pewnie na podobną fiestę, gdyby miała odbyć się w rządzonej przez niego Warszawie, ale w głębi duszy podziela lewacką radość ze zwycięstwa.
Politycy PiS-u ucieszyli się również zapewne z tego, że odrzucenie bezbożnego Traktatu, utoruje wreszcie drogę do napisania od nowa preambuły europejskiej konstytucji. Dopiero konstytucja zaczynająca się od słów: “W imię Boga w Trójcy Jedynego, Matki Boskiej Częstochowskiej i Wszystkich Świętych” będzie mogła zyskać uznanie ultralaickich Francuzów.
Można wiele powiedzieć o odrzuconej konstytucji, ale – w świetle zaprezentowanych danych – nie można odmowić jej jednego: łączy ona ludzi bez względu na narodowość, poglądy na gospodarkę, wyznawaną religię i stosunek do państwa. Wreszcie europejczycy mają ideę, wokół której mogą się zjednoczyć – nienawiść do Traktatu. Którego nikt nie przeczytał.
Krzysztof Cibor